Naddniestrze. Co tam się dzieje?

1 rok temu

Autor: Michał Torz

Współpraca: Miłosz Bartosiewicz, Zofia Grzelak, Maria Patorska (Studium Europy Wschodniej)

Naddniestrze to jedno z tzw. państw nieuznawanych. Choć de iure jest ono częścią Mołdawii, to de facto stanowi zupełnie osobny byt. Tamtejsze władze nie uznają zwierzchności rządu w Kiszyniowie, od konfliktu zakończonego w 1992 polegając na obecności wojsk rosyjskich. Co ciekawe, północna część Naddniestrza aż do ostatnich rozbiorów znajdowała się w granicach Rzeczpospolitej. Do dziś mieszka tam ludność pochodzenia polskiego. Jednym z wydarzeń poruszanych podczas minionego Europejskiego Kongresu Samorządów była dyskusja poświęcona temu, jak polscy samorządowcy mogą włączyć się w pomoc tamtejszej ludności.

Przed rozpadem ZSRS Naddniestrze było integralną częścią Mołdawskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Strach przed rumunizacją i chęć zachowania wpływów sprawiły, iż tamtejsze elity niechętnie zapatrywały się na przemiany zachodzące w Mołdawii. Skutkiem była wojna domowa, która została zakończona w 1992 roku poprzez interwencję wojsk rosyjskich. Są one obecne w Naddniestrzu do dziś pilnując, aby Rosja wciąż miała możliwość destabilizowania sytuacji w Mołdawii – kraju, który m.in. aspiruje do członkostwa w Unii Europejskiej.

– Zwłaszcza dzisiaj, gdy Ukraina walczy z rosyjską agresją, sytuacja w Mołdawii jest bardzo trudna. Wiąże się to jednak także z szansami, bo po raz pierwszy w historii jedyne połączenie Naddniestrza ze światem prowadzi przez Mołdawię – mówi Ion Manole ze stowarzyszenia Promo-LEX z Kiszyniowa. – Oczywiście Rosja dalej stara się destabilizować sytuację poprzez różnego rodzaju prowokacje, ale ich siła rażenia jest niewielka. Mamy prozachodni rząd i prozachodnią prezydent i miejmy nadzieję, iż sprostają oni tego typu wyzwaniom.

Jak zatem wygląda sytuacja wśród mieszkańców Naddniestrza o polskim pochodzeniu? Od prawie dekady temat ten jest badany przez naukowców związanych ze Studium Europy Wschodniej działającym przy Uniwersytecie Warszawskim:

– Między 2016 a 2017 rokiem został zrewitalizowany polski cmentarz w Raszkowie. Postanowiliśmy, iż nie możemy na tym poprzestać. Wymyśliliśmy projekt, który pozwoli na wyjazd studentom Studium – mówi Adam Błonowski ze Studium Europy Wschodniej. – Zwłaszcza, iż w tej chwili wyjazdy do Rosji czy na Białoruś są niemożliwe. Studenci nie mogą przełożyć swojej wiedzy teoretycznej na praktykę. Dzięki wyjazdom do Naddniestrza mogą na własne oczy zobaczyć, jak funkcjonuje obszar postsowiecki.

W listopadzie 2022 r. troje studentów i jeden absolwent Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego przebywali na wolontariacie we wsi Słoboda-Raszków (ros. Слобода-Рашково), której niemal 90% mieszkańców identyfikuje się jako Polacy lub poczuwa się do polskich korzeni. Okazuje się, iż polskość w Słobodzie jest deklaratywna; szczątkowa. Co więcej, wszystko wskazuje na to, iż sytuacja z biegiem lat będzie się pogarszać.

Centrum wsi stanowi rzymskokatolicka parafia, na czele której stoi polski kapłan – ks. Marcin Januś, oprócz swojej posługi duchowej pełniący funkcję integratora lokalnej społeczności i nosiciela języka. Jego misja nie jest łatwa. Znajomość języka polskiego we wsi w dużej mierze ogranicza do modlitw i śpiewów w kościele. O ile większość mieszkańców jest w stanie zrozumieć polską mowę, podjęcie konwersacji przekracza ich możliwości. Wyjątek stanowią pojedyncze osoby w podeszłym wieku oraz ludzie, którzy pracowali bądź uczyli się w Polsce:

– We wsi mieszka dużo dzieci, ale ich perspektywy nie są zbyt dobre. Młodzież, która kończy u nas szkołę podstawową wyjeżdża do miast i chłoną tamtejszą propagandę – mówi ks. Marcin Januś. – Już maleńkie dzieci poddawane są indoktrynacji, która z wiekiem postępuje. Jedyną szansą jest danie im możliwości edukacji, albo chociażby dłuższych wyjazdów do Polski.

Niestety, niewielu młodych mieszkańców Swobody Raszków deklaruje chęć zamieszkania w Polsce na stałe. Co warte podkreślenia, często to osoby bliżej związane z Polską, są do kraju swoich przodków najbardziej uprzedzone. Podczas rozmów z osobami, które przez długi czas przebywały w Polsce w celach zarobkowych i miały okazję ją poznać, wyczuć można niekiedy rozczarowanie lub niechęć, będące po części efektem poczucia alienacji po przybyciu do Polski lub niesprawiedliwego traktowania w miejscu pracy. Aczkolwiek, dzięki wsparciu ze strony samorządów udało się uzyskać interesujące efekty. Wiele przykładów podać może między innymi starosta kaliski Krzysztof Nosal, który poznał księdza Marcina Janusia podczas jednej z wizyt w Mołdawii:

– Oczywiście nie miałem zarezerwowanych pieniędzy w budżecie, ale udało się coś zrobić bez wydania ani złotówki publicznych pieniędzy – opowiada Krzysztof Nosal. – Wszystko było sponsorowane i współorganizowane przez gminy naszego regionu. Wycieczka polskich dzieci spędziła u nas dwa tygodnie, oglądały Jasną Górę, Biskupin, Gniezno. Dzięki temu mogły zobaczyć kraj swojego pochodzenia i poszerzyć horyzonty.

Starosta kaliski zaangażował się jeszcze bardziej. Zorganizował już siódemce dzieci możliwość stałego pobytu i edukacji w Polsce. Liczy, iż to nie koniec.

Oczywiście Mołdawia to nie tylko Naddniestrze. Z roku na rok przybywa samorządów, którzy budują relacje ze swoimi kolegami i koleżankami z tego kraju. Przykładem jest miasto Stawiszyn, którego burmistrz Grzegorz Kaczmarek dość nieoczekiwanie nawiązał relacje z gminą Sireti pod Kiszyniowem:

– Parę lat temu wspólnie ze strażakami rozmawialiśmy o potrzebie zakupu nowego samochodu. Potem pojawiło się pytanie, co ze starym wozem. Było kilka pomysłów, ale okazało się, iż jest gmina w Mołdawii chcąca pozyskać ten samochód – opowiada Grzegorz Kaczmarek. – Przyjechała do nas delegacja z Mołdawii, dokonaliśmy uroczystego przekazania samochodu i dało to początek relacjom, które realizowane są do dziś.

Zdaniem Grzegorza Kaczmarka podarowanie samochodu gaśniczego miało większa znaczenie, niż mogłoby się wydawać. Jednostka z gminy Sireti stała się swego rodzaju pilotażem, który przyczynił się do rozwoju sieci ochotniczej straży pożarnej w Mołdawii. Właśnie dokonują się zmiany legislacyjne w tym zakresie.

Czy tego typu działanie byłoby możliwe między samorządami z Polski i Naddniestrza? W tym przypadku należy być ostrożnym. Ion Manole ze stowarzyszenia Promo-LEX przestrzega, iż bezpośrednie relacje z tamtejszymi politykami mogą być wykorzystane do legitymizacji separatystów. Pochwala jednak inicjatywy mające na celu budowanie relacji z lokalnymi społecznościami. Tego typu inicjatywy pochwala też ks. Marcin Januś:

– W jaki sposób pomóc? Najłatwiej asymilować się w Polsce. Jesteśmy w stanie kształtować tożsamość młodych ludzi, zanim zostaną sformatowani przez naddniestrzańską propagandę – mówi ks. Marcin Januś. – W Polsce młodzi ludzie poznają język, poznają kulturę. Mam nadzieję, iż znajdą się kolejne samorządy chcące zaangażować się w tego typu działania. Także zapraszam!

Tego typu inicjatywy nie są proste w organizacji. Przeszkodą jest brak uznania Naddniestrza na arenie międzynarodowej. Uczestnicy debaty zorganizowanej w ramach Europejskiego Kongresu Samorządów przetarli już jednak szlak co pokazuje, iż nie ma rzeczy niemożliwych.

Idź do oryginalnego materiału