Inwestorzy z większym stażem inwestycyjnym mogą pamiętać hossę z lat 2005 – 2007. W za;edwoe dwa lata można było zarobić prawie 200%. Świetny wynik, ale co powiecie na 1100% ciągu 12 miesięcy? Na początku lat 90, wiara w to, iż teraz już akcje będą tylko rosnąć była powszechna. Po akcje tworzyły się kolejki, a akcje Sokołowa i Vistuli były tematami głównych wydań dzienników telewizyjnych. Na pierwszych stronach gazet konkurowały z najważniejszymi wydarzeniami – wrześniowymi wyborami parlamentarnymi i wycofywaniem z Polski ostatnich oddziałów wojsk radzieckich. Szczytem giełdowej gorączki była sprzedaż akcji Banku Śląskiego. W ofercie publicznej zapisało się na nie około 800 tysięcy osób. To rekord, który nigdy nie został pobity. Żadna kolejna hossa nie miała już takiego rozmachu.
Kurs indeksu WIG, z widocznym pikiem w 1993 roku
Notowane zaledwie 22 spółki
Sama Giełda Papierów Wartościowych mieściła się w byłej siedzibie PZPR. Internetu nie miał praktycznie nikt, a notowania sprawdzało się przychodząc do biur maklerskich, czytając prasę, bądź słuchając telewizji. O notowaniach ciągłych, będących dzisiaj standardem, można było zapomnieć. Płynność była abstrakcyjnie niska i inwestorzy z kilkoma tysiącami (w przeliczeniu już na nowe złote) byli niezłymi graczami. W 1991 r. obroty na całym rynku wyniosły zaledwie 30 mln złotych. Co jeszcze ciekawe na całej giełdzie notowanye były tylko 22 spółki. Dla porównania dzisiaj jest ich ponad 400.
Wprost proporcjonalnie do rosnących indeksów oraz liczby spółek rosło także zainteresowanie giełdą w Warszawie. Już na zakończeniu pierwszego roku działalności liczba rachunków maklerskich wynosiła 54 tysiące. Kolejni inwestorzy indywidualni sukcesywnie dołączali. Największe przyrosty odnotowano w czasie trwania omawianej gigantycznej hossy z 1993 roku. Wtedy ta liczba podskoczyła, w ciągu dwóch lat o 600 tys.
Przyczyny hossy pokoleniowej
Początkowym problemem GPW był praktycznie całkowity brak inwestorów zagranicznych. Cały wolumen obrotów był generowany głównie przez inwestorów krajowych, a przecież choćby ich na początku nie było dużo. Płynność była bardzo niewielka i ciężko było zainwestować jakiś większy kapitał. Niska płynność zniechęcała większych graczy. To wszystko miało wpływ na bardzo niskie wyceny giełdowe. Średni wskaźnik C/Z dla akcji notowanych na GPW w 1992 roku sięgał ledwie 3,4, C/WK zaś 0,6. Teoretycznie nic, tylko kupować.
Problemem była jeszcze olbrzymia inflacja, a za tym bardzo wysokie stopy procentowe. Stopa w lipcu 1992 roku wynosiła 38 proc. W 1992 roku można było znaleźć lokaty z oprocentowaniem 40% w skali roku. Zatem, żeby realnie zarobić na giełdzie trzeba było wyciągać ponad 40% rocznie. Inwestorzy widząc przeciętne wyniki WIG-u z roku 1991 roku nie byli szczególnie optymistycznie nastawieni do akcji. niedługo inflacja wkroczyła na ścieżkę spadkową , a w 1992 roku po raz pierwszy od przemian ustrojowych, Polski PKB wzrósł.
Mnożniki wyceny rosły pod niebiosa
Nastroje zaczęły się zmieniać w drugiej połowie 1992 roku. WIG zakończył go na poziomie 1040 pkt., w maju 1993 roku skoczył zaś aż do 3784 pkt. To był wyraźny sygnał, iż hossa się nakręca. Każda hossa na początku ma racjonalne przyczyny. Fundamenty gospodarki rzeczywiście zaczęły się poprawiać. Wyceny w 1992 roku były bardzo niskie, istniały więc racjonalne powody do wzrostów. Później jednak giełda działała jak samonapędzający się mechanizm. Przyczyną wzrostów było to, iż na poprzedniej sesji były wzrosty i tak w kółko. Poniżej widać, jak bardzo urosły wskaźniki wycen giełdowych i to zaledwie w rok. Wskaźnik c/z urósł z 3,1 do niemal 30, a c/wk z 0,56 do 4,15.
Wskaźniki giełdowe w 1993 roku
Po ścianie w górę, w maju 1993 roku, WIG kontynuował rajd w drugiej połowie roku, a także na początku 1994 roku. W styczniu 1994 roku przekroczył psychologiczną barierę 10 tys. pkt. Szczyt całej hossy przypadł na 8 marca, osiągając poziom 20760 pkt. Był więc wówczas notowany 20-krotnie wyżej niż na pierwszej sesji trzy lata wcześniej, tylko przez dwa lata od dna z czerwca 1992 roku urósł prawie 33-krotnie.
Bańki giełdowe były, są i będą
Na wielkiej hossie 1993 roku drożało dosłownie wszystk. Najsłabiej poradził sobie Sokołów, który zyskał „tylko” 91,9 %, ale firma na rynku pojawiła się dopiero w sierpniu 1993 roku.
Szał zakupów zakończył debiut ING Banku Śląskiego, który miał miejsce 25 stycznia 1994 roku. Trwająca od ponad roku niesamowita hossa i prywatyzacja wielkiej, znanej marki musiała przełożyć się na rekordowe zainteresowanie inwestorów indywidualnych. Po akcje ustawiały się długie kolejki, zapisy musiały być zaś redukowane i każdemu przedzielono ledwie po 3 akcje. Było jednak warto, bo na pierwszej sesji papiery Banku Śląskiego podrożały o… 1350 proc. Jednak mało kto mógł sprzedać akcje po tak okazyjnej cenie. System rejestracji papierów na rachunkach maklerskich okazał się niewydajny. Niedługo potem nastąpił największy w historii polskiej giełdy krach i na warszawski parkiet zawitała bessa. Od szczytu hossy w marcu 1994 roku do marca kolejnego roku WIG zjechał ponad 70 proc. Spadł poniżej 6 tys. pkt.
Hossa z 1993 roku była świetnym przykładem szaleństwa tłumów. Co prawda na początku fundamenty rzeczywiście się zgadzały, jednak później do gry wkroczyły emocje. Ostatecznie skończyło się tak jak zawsze i balon został przebity, a wyceny się unormowały. To faktycznie była pierwsza prawdziwa hossa pokoleniowa na GPW.
Do zarobienia,
Karol Badowski