Najgorsze akcje do portfela na 2025! NIGDY nie zainwestuję w Coca Cola i cały ten sektor!

2 miesięcy temu

Coca Cola, Pepsi, Starbucks, McDonalds! Wszystko to spółki, które dały tysiące procent zysku i spółki polecane wiele razy przez samego Buffetta. Płacą dywidendy, mają długą historię, są w portfelach wielkich inwestorów. Czy można chcieć czegoś więcej? Jednak, dla mnie… jeżeli dziś kupujesz takie spółki, to chyba Ci się sufit na głowę zawalił!

Są takie spółki, których bym dziś kijem nie dotknął. Powiem więcej. Są choćby całe takie sektory, których bym tym samym kijem nie dotknął. Oto właśnie jeden z nich. Ulubieniec samego Buffetta.

Spółki, które od dekad nie dość, iż generowały w wielu okresach znacznie lepsze stopy zwrotu niż rynek, to uchodziły równocześnie za jedne z najbardziej defensywnych, czyli bezpiecznych na rynku. Nic dziwnego, bo przecież niezależnie od sytuacji gospodarczej zawsze będziesz kupować jedzenie, picie, czy jakieś kosmetyki. Śmiem twierdzić, iż McDonalds dla wielu Amerykanów również jest dobrem „pierwszej potrzeby”, a nie wydatkiem okazjonalnym

To właśnie dzięki tej stabilności takie ikony rynku jak Coca-Cola, Procter Gamble, Starbucks czy McDonald’s, zyskały status „bezpiecznych przystani”. Warren Buffett stał się wręcz symbolem inwestowania w proste, zrozumiałe biznesy, a jego zaangażowanie w Coca-Colę przez lata było podręcznikowym przykładem inwestycyjnej mądrości.

Faktycznie, nie da się ukryć, iż w środowisku zerowych stóp procentowych taki sektor miał doskonałe warunki do rozwoju. Stały wzrost przychodów, stabilne i stopniowe podnoszenie cen. Wszystko działało jak w zegarku, a do tego spółki same w sobie były atrakcyjne przez politykę dywidendową.

Psychologia konsumenta działała również na korzyść tych firm – łatwiej zaakceptować wzrost ceny z 1$ do 1,2$ niż z 1000$ do 1200$. McDonald’s czy inne giganty świetnie to wykorzystały, podnosząc ceny i maksymalizując marże w erze łagodnej inflacji kosztów.

Wystarczyło dodać do tego dywidendy na poziomie 2,5-3% i mieliśmy receptę na idealny sektor defensywny w czasach niskich stóp. Jednak jako inwestorzy musimy patrzeć w przyszłość, a ta dla całego tego sektora konsumenckich gigantów nie wygląda już tak różowo. Czasy zerowych stóp procentowych minęły i nic nie wskazuje na to, iż gwałtownie wrócą.

My widzimy przed tymi spółkami masę przeszkód, które wpłyną na ich zdolność do generowania atrakcyjnej stopy zwrotu.

Stawiamy więc tezę, iż najlepsze czasy tych spółek są już za nami. W świecie wysokich rentowności obligacji skarbowych ich 3% dywidenda nie wygląda tak atrakcyjnie jak dawniej. a perspektywy wzrostu tych biznesów są, delikatnie mówiąc… ograniczone.

Dlatego też uważamy, iż to będą to jedni z największych przegranych nadchodzących lat i każdy, kto dziś chce w takie spółki inwestować patrząc na fenomenalny wynik z przeszłości powinien kilkanaście razy przemyśleć, czy na pewno jest na to gotowy. Oto kilka twardych argumentów.

Najgorsze akcje do portfela na 2025! NIGDY nie zainwestuję w Coca Cola i cały ten sektor!

Załóż konto na Freedom24 i odbierz od 3 do 20 darmowych akcji o wartości choćby 800 USD każda!

Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://bit.ly/darmowe-akcje-freedom

Ograniczona możliwość dalszych podwyżek cen

Po pierwsze te spółki już nie będą podnosić cen tak, jak kiedyś. Inflacja cen żywności gwałtownie wzrosła w 2021 roku. Choć tempo wzrostu cen zwolniło, to skumulowany wzrost w USA wynosi w tej chwili niemal 30% w porównaniu z poziomami sprzed pandemii. Tymczasem wiele firm z sektora dóbr konsumpcyjnych musi podnosić ceny, aby zrekompensować trwającą presję na wzrost wynagrodzeń oraz rosnące koszty surowców, takich jak kakao czy kawa.

To realny problem, bo słabsza siła cenowa w połączeniu z dalej rosnącymi kosztami (a wynagrodzenia będą rosnąć choćby nie wiem co) wpłynie na marże. Przez lata spółki z tego sektora były mistrzami w wykorzystywaniu swojej siły cenowej. W latach 2022–2023 obserwowaliśmy intensywne podwyżki cen, które firmy te tłumaczyły wzrostem kosztów surowców czy zakłóceniami w łańcuchach dostaw. Przez lata dodatkowo wiele z nich poszło o krok dalej, zmniejszając wielkość opakowań – popularny trend tzw. „shrinkflation”.

Dołącz do nas na Twitterze oraz YouTube i bądź na bieżąco!

Shrinkflation – ukryta inflacja cenowa

Wszyscy lubimy Coca-Colę, prawda? Prawda, ale ile razy można podnosić jej cenę, zanim ktoś powie stop? Albo inaczej – ilu z nas zauważyło, iż opakowania chipsów zaczęły przez ostatnie lata przypominać bardziej powietrzne poduszki z przypadkowym dodatkiem kilku ziemniaków? Albo, iż snickersy się skurczyły?

W tym tkwi problem, bo każda strategia ma swoje granice. Zmniejszania produktów nie da się robić w nieskończoność, bo się w końcu snickersy będą sprzedawane tylko w postaci cukierka. Na horyzoncie po prostu zaczyna brakować manewrów w tym zakresie.

W efekcie klienci nie tylko ograniczają zakupy, ale także coraz częściej wybierają tańsze zamienniki. Widać to choćby w przykładzie McDonald’s, który walczy z odpływem klientów o niższych dochodach, czy General Mills, gdzie spadła sprzedaż droższych karm dla zwierząt.

To kolejny gigantyczny problem, który nie jest widoczny gołym okiem. Kiedyś lojalność wobec tych marek była o wiele większa, a to jeden z filarów ich siły. Dziś ta lojalność zaczyna być kwestionowana. Dla wielu konsumentów coraz trudniej jest uzasadnić kupowanie produktów znanych marek, skoro mogą znaleźć alternatywy o porównywalnej jakości za znacznie niższą cenę.

To prowadzi nas do kolejnego powodu. Firmom z tego sektora, konkurencja rośnie jak grzyby po deszczu. Nie tylko w postaci tradycyjnych marek, ale coraz częściej ze strony marek własnych (private label) oraz… influencerów.

Polub nas na Facebook!

Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.

DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach

Mniejsza lojalność klientów

Private label? Nie ma co się dziwić, iż ludzie sięgają po produkty marek własnych, skoro ich cena jest często o połowę niższa, a jakość nie ustępuje aż tak bardzo, a e-commerce? W dobie zakupów online, bariera wejścia na rynek jest dużo niższa. Kiedyś, żeby sprzedawać swoje płatki śniadaniowe, trzeba było mieć umowę z dużą siecią supermarketów. Teraz wystarczy konto na Amazonie i odrobina kreatywności w TikTokach.

MrBeast wprowadził swoje słodycze i nagle młodzież przestaje patrzeć na Snickersy, bo przecież „Feasteables to coś od mojego ulubionego YouTubera!”. A tequila? Ryan Reynolds zrobił zamieszanie z Aviation Gin, a Dwayne „The Rock” Johnson dorzucił swoje Tereman Tequila – i proszę, nagle stare, korporacyjne brandy są passe. Kto chce pić „bezosobowy” alkohol, skoro można pić coś, co twój ulubiony celebryta sam „poleca” na Instagramie?

Efekt? Duże korporacje tracą swoje historyczne przewagi, a konsumenci coraz częściej wybierają coś „bardziej swojego” – czy to w postaci tańszych marek własnych, czy produktów, które wydają się bardziej osobiste. Tradycyjny model tego sektora „gigant rządzi rynkiem” powoli się sypie, a ja jestem w stanie postawić zakład, iż te zjawiska będą się tylko nasilać.

Dlaczego to ważne? Bo nadużycie pricing power w ostatnich latach tłumaczone oczywiście wzrostem kosztów i inflacją połączone z omówionymi problemami oznacza, iż możliwości dalszych podwyżek cen są już po prostu ograniczone. Konsumenci są tym zmęczeni, a firmy czują presję, żeby przystopować.

Oczywiście, iż nie macie tego odebrać jako zapowiedź bankructwa coca-coli. Rozmawiamy o inwestowaniu. Coca cola nie upadnie, ale wszystko to będzie sprawiać, iż jej dynamiki wzrostu biznesu będą coraz wolniejsze, a obecna rynkowa wycena zdecydowanie nie jest na to przygotowana. O tym zresztą zaraz powiem więcej.

Co więcej, nie widać też żadnych przesłanek, żeby wolumeny sprzedaży miały istotnie przyspieszyć. Raptem zaczniesz pić więcej coli dziennie? Więcej McDonaldsa? Wręcz przeciwnie, wolumeny również mogą znaleźć się pod presją.

W latach 2000–2019 zarówno wolumeny, jak i ceny przyczyniały się do wzrostu przychodów w sektorze. W latach 2019–2023 wolumeny już spowolniły dynamiki, ale z kolei ceny poszybowały do góry. Przy minimalnym lub ujemnym wzroście wolumenów w przyszłości oraz wcześniej omówionym oporze wobec dalszych podwyżek cen, perspektywy wzrostu są mizerne. Dlaczego wolumeny miałyby spadać?

Zmiana nawyków konsumpcyjnych

Ekonomia to prawo naczyń połączonych. Jedno całkiem odległe może wpływać na drugie. Rewolucyjne leki na otyłość GLP-1, takich jak Ozempic i Wegovy odcisną się również na branży produktów sprzedawanych przez Colę, McDonalds, czy Pepsi.

Jeśli myśleliście, iż fast food i słodkie napoje zawsze będą mieć stabilny popyt, czas się zatrzymać i spojrzeć na liczby. Okazuje się, iż te leki, które już bierze jeden na ośmiu (!) dorosłych amerykanów, zaczynają przekształcać ich relacje z jedzeniem na ogromną skalę.

Mechanizm działania tych leków opiera się na mimikowaniu hormonu GLP-1, który sygnalizuje mózgowi uczucie sytości. Efekt? Użytkownicy spożywają średnio o 20-35% mniej kalorii. Co więcej, badania pokazują, iż niemal 70% z nich zmniejszyło konsumpcję słodyczy, fast foodów czy napojów gazowanych, bo często to właśnie te produkty były źródłem ich problemu z otyłością.

Nawet alkohol znalazł się na liście „przegranych”. 66% użytkowników GLP-1 deklaruje ograniczenie jego spożycia. Swoją drogą trend non-alcoholic i tak staje się coraz popularniejszy. Generacja Z według wszystkich danych pije znacznie mniej alkoholu.

Wracając jednak do tematu leków na otyłość. To nie są już drobne zmiany w koszykach zakupowych. Walmart odnotował, iż klienci stosujący Ozempic nie tylko kupują mniej, ale wybierają zdrowsze alternatywy – zamiast chipsów czy batonów, ich wózki wypełniają się owocami i warzywami.

Co na to branża? Trochę zaczyna panikować. CEO Novo Nordisk, producenta Ozempicu, przyznał w wywiadzie, iż „przedstawiciele firm spożywczych zaczynają dzwonić do nich z pytaniami, bo się boją”.

Nie chodzi tu wyłącznie o ilość jedzenia, ale o to, co klienci chcą jeść. GLP-1 zmienia nie tylko metabolizm, ale też kubki smakowe. Produkty ultraprzetworzone, takie jak chipsy czy batony, zaczynają smakować… dziwnie i sztucznie.

Nowe produkty to za mało

Konsumenci zwracają się w stronę prostych, naturalnych produktów, takich jak owoce, warzywa czy świeże mięso. Marki takie jak Coca-Cola, Nestlé czy McDonald’s nie mogą dłużej polegać na starych strategiach. Nestlé już eksperymentuje z linią „Vital Pursuit” – mniejszymi porcjami z większą zawartością białka, skierowanymi do użytkowników leków GLP-1. Firmy testują także dodawanie składników łagodzących efekty uboczne leków, takich jak błonnik czy probiotyki.

Tylko czy to wystarczy? choćby jeżeli uda się stworzyć nowe linie produktów, same zmniejszone porcje jedzenia i zmiana nawyków konsumentów oznaczają mniejsze przychody w długim terminie – albo przynajmniej gorsze dynamiki i tak już mizernego wzrostu.\

GLP-1 to już nie tylko chwilowa moda. Prognozy są jasne: do 2035 roku choćby 24 miliony Amerykanów może być na tych lekach. To moment, w którym firmy muszą przestać oglądać się na stare nawyki konsumentów i zacząć działać.

Pytanie jednak brzmi, czy te wielkie korporacje dadzą radę odnaleźć się w świecie, gdzie „mniej znaczy więcej”, a zwykła marchewka może pokonać batonika? McDonald’s wypuści burgera z jarmużu? Coca-Cola postawi na smak kalarepy? Pewnie, wszystko jest możliwe, ale pewne jest, iż przed branżą stoją wyzwania i sporo niepewności.

Wysokie wyceny rynkowe vs rzeczywiste perspektywy wzrostu

Teraz przechodzimy do creme de la creme całości. Pomimo ewidentnych wyzwań, jakie stoją przed sektorem… obecna rynkowa wycena tych spółek jest… po prostu kosmiczna.

Jeśli:

  1. Uważamy, iż te spółki nie będą w stanie podnosić cen tak dynamicznie, jak w przeszłości.
  2. Będą odczuwać presję na wzrost wolumenów z powodu strukturalnych zmian w społeczeństwie,

To pewnie zasadne byłoby oczekiwanie, iż jest to uwzględnione w wycenie na rynku, bo bez wątpienia są to spore ryzyka.

Cały ten sektor zyskał miano takiego „akcyjnego zamiennika obligacji”. W erze niskich stóp procentowych inwestorzy masowo rzucali się na akcje tych firm traktując je jak bezpieczne przystanie z przyjemnym dodatkiem w postaci dywidend. W latach 2010–2019 ekspansja wskaźnika C/Z dodała od 4 do choćby 10% rocznie do zwrotów akcjonariuszy. Brzmi świetnie, prawda? Ale „nie ma powrotu do przeszłości” i nie dojedziemy na wakacje samochodem patrząc się tylko w tylną szybę.

Dziś, w czasach wyższych stóp procentowych, premia wycenowa, którą rynek tak hojnie przyznał tym spółkom, zaczęła powoli topnieć. A naszym zdaniem powinna topnieć jeszcze bardziej. Relatywna atrakcyjność tych firm w porównaniu z obligacjami jest dziś po prostu dużo niższa.

I choć pewnie niektórzy mogą pomyśleć, iż to okazja, to rzeczywistość wygląda mniej różowo – wyceny tak naprawdę dalej są wysokie, jeżeli uwzględnimy wszystkie ryzyka, o których dziś sobie powiedzieliśmy.

Mimo iż fundamenty wzrostu sektora wyglądają coraz bardziej wątpliwie, akcje spółek z USA z tej branży wyceniane są przez cały czas z PREMIĄ wobec całego S&P 500 – ich aktualne C/Z wynosi w tej chwili około 25x, a akurat C/Z dla tych spółek, które wartość generowały dywidendami jest adekwatny.

Drogi akcjonariuszu Coca Coli, Walmarta, Procter Gamble czy McDonalda – odpowiedz mi na pytanie, dlaczego miałbym kupić akcje z tego sektora, jeżeli płacę za nie więcej niż za spółki z S&P500 i dostaje gorsze perspektywy wzrostu?

Bo ja nie rozumiem. Zwłaszcza, iż na rynku jest dziś masa innych perspektyw. Perspektywy wzrostu zysków dla całego S&P500 na 2025 rok to około 14%.

Nie lubisz mojego ulubionego sektora technologicznego, bo uważasz go za wieczną bańkę? Ok, niech będzie, ale dalej masz inne sektory, które są bardzo podobnie wycenione do wspomnianych tu firm, a jednak mają przed sobą o wiele wyższe perspektywy wzrostu samego biznesu, co też niespecjalnie powinno dziwić, bo przy tak dynamicznym rozwoju gospodarczym nie zaczniesz pić 3 litrów coli dziennie, ale np. kupisz sobie nowy zegarek albo biżuterię dla dziewczyny.

Zróbmy sobie taki krótki test logiczny. Wycenowo Google jest dziś około 40% tańsze od Walmarta. Technologiczny gigant rosnący na przychodach po 15-20% rocznie jest 40% tańszy niż Walmart rosnący po 5%. Naprawdę sądzisz, iż Walmart zwiększy swoje przychody w kolejne 10 lat bardziej niż Google? Naprawdę??? Bo jeżeli jednak tak nie uważasz, to błagam wyjaśnić mi, dlaczego ktoś miałby kupować Walmarta na jednych z najwyższych poziomach w historii swoich wycen, a nie Google na jednych z tych niższych. Wiele osób powtarza jak to technologia jest droga i to wielka bańka. No cóż, to iż coś jest wyżej notowane, wcale nie oznacza, iż jest drogie. Pamiętajcie o tym.

Wycena Walmart

Wycena Google

Jeśli więc dziś zastanawiacie zastanawiacie się nad akcjami Coca Cola, bo to przecież taka dobra spółka, no to ja bym pomyślał jeszcze raz.

Załóż konto na Freedom24 i odbierz od 3 do 20 darmowych akcji o wartości choćby 800 USD każda!

Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://bit.ly/darmowe-akcje-freedom

Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
67
5
Idź do oryginalnego materiału