Stany Zjednoczone i Unia Europejska ogłosiły osiągnięcie długo oczekiwanego porozumienia handlowego, które – choć zawarte w formule ustnej – ma szansę znacząco wpłynąć na relacje transatlantyckie i kierunek globalnej polityki gospodarczej. Umowa została zaprezentowana jako kompromis, mający z jednej strony ograniczyć ryzyko eskalacji wojny celnej, a z drugiej otworzyć nowe perspektywy współpracy handlowej, inwestycyjnej i technologicznej między dwiema największymi gospodarkami świata.
Umowę „zrównoważona” i „korzystna” dla obydwu stron
Kluczowe ustalenia zakładają wprowadzenie od 1 sierpnia 2025 r. 15-procentowego cła na większość towarów eksportowanych z UE do Stanów Zjednoczonych. Nowe stawki obejmą m.in. samochody, farmaceutyki oraz komponenty elektroniczne, takie jak półprzewodniki. Cła te mają zastąpić wcześniej zapowiadane, znacznie wyższe taryfy, sięgające choćby 50%. W zamian Unia Europejska zobowiązała się do zakupu amerykańskiej energii o wartości 750 mld USD, zwiększenia inwestycji w USA o dodatkowe 600 mld USD oraz dokonania wielomiliardowych zakupów amerykańskiego sprzętu wojskowego. Strony uzgodniły również dostęp bezcłowy dla towarów z USA na rynek unijny, co ma wzmocnić eksport amerykańskich produktów do Europy.
Choć umowa została ogłoszona jako sukces obu stron, zawiera wiele spornych kwestii i niejasności. Prezydent Donald Trump poinformował, iż leki oraz metale zostały całkowicie wyłączone z porozumienia. Jednak przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen skorygowała tę informację, wskazując, iż farmaceutyki objęto jednak 15-procentową stawką celną, a dla metali ma zostać wprowadzony system kwotowy. Dodatkowo, porozumienie nie zostało sformalizowane w formie pisemnej — jego warunki ustalono ustnie, co rodzi pytania o trwałość i jednoznaczność zobowiązań.
Reakcje polityczne w Europie są podzielone. Donald Trump określił porozumienie mianem „największej umowy handlowej w historii USA z UE”, podkreślając jego znaczenie dla amerykańskiego rolnictwa, przemysłu i sektora energetycznego. Ursula von der Leyen mówiła o „stabilności” i „przewidywalności” w relacjach handlowych. Kanclerz Niemiec Friedrich Merz oraz premier Włoch Giorgia Meloni ocenili umowę jako „zrównoważoną” i „korzystną” dla obydwu stron. W odmiennym tonie wypowiedziały się rządy Francji i Holandii, które skrytykowały porozumienie jako „asymetryczne” i „niekorzystne” z perspektywy interesów europejskich eksporterów. Niemieckie lobby przemysłowe ostrzegło z kolei, iż umowa może wysłać „zły sygnał” dla przyszłości transatlantyckiej współpracy gospodarczej.
Ekonomiści ostrożni w ocenach
Rynki finansowe zareagowały optymistycznie. Kontrakty terminowe na amerykański indeks S&P 500 wzrosły o 0,4%, a europejskie indeksy giełdowe zanotowały wzrosty na początku sesji na poziomie około 1%. Jednakże w późniejszej fazie sesji większość indeksów europejskich (w tym także polski WIG20) odnotował spadki. Przed stronami umowy pozostaje wiele kwestii do wyjaśnienia. Cła na stal i aluminium z UE wciąż utrzymują się na poziomie 50%, choć będą podlegać nowemu systemowi kwotowemu. W ciągu trzech tygodni ma również zakończyć się postępowanie w ramach sekcji 232 dotyczące ceł na farmaceutyki. UE zapowiedziała, iż obecne porozumienie to jedynie etap w szerszym procesie negocjacyjnym, który ma prowadzić do dalszego wyrównania warunków handlowych i usunięcia barier strukturalnych.
Ekonomiści pozostają ostrożni w ocenach. Eksperci z Bloomberg Economics wskazują, iż umowa daje Europie jedynie ograniczoną ulgę gospodarczą. W ich opinii, rzeczywiste obniżenie barier celnych jest symboliczne, a ryzyko regulacyjne dla sektora farmaceutycznego nie zostało w pełni zażegnane. Choć porozumienie może przynieść krótkoterminową stabilizację, jego długoterminowe skutki pozostają niepewne.
Źródło: Krzysztof Kamiński, OANDA TMS Brokers