Brytyjska kancelaria prawna chce wytoczyć pozew zbiorowy założycielce scamu Onecoin, Rui Ignatowej, w imieniu poszkodowanych przez jej piramidę finansową. Choć jej współpracowników już dawno zatrzymano, ona sama pozostaje nieuchwytna, toteż perspektywy pokrzywdzonych na wyegzekwowanie finansowych odszkodowań jawią się jako mgliste. To z kolei daje asumpt pytaniom, co w istocie jest celem tego pozwu?
Na początek garść faktów – Mishcon de Reya, znana kancelaria prawna z Londynu, szuka chętnych do pozwu zbiorowego. Celem owego pozwu ma być niesławna Ruja Ignatova, kiedyś określana jako królowa krypto, a trochę później jako królowa scamu. Sprawa dotyczy oczywiście Onecoin’a, czyli gigantycznej piramidy finansowej, uskutecznionej przez Ignatovą i wspólników w oparciu o rzekomo rewolucyjną kryptowalutę.
Token ów, o tej samej nazwie, nie okazał się rewloucyjny, rewolucyjnie ograbił jednak ofiary oszustwa z pieniędzy (piramida miała wyłudzić 4 miliardy dolarów od 3,5 miliona osób na całym świecie). Wspomniani wspólnicy – brat Ignatovej, Konstantin, a także Karl Sebastian Greenwood oraz Mark Scott – już od jakiegoś czasu zażywają gościny amerykańskiego systemu penitencjarnego, w odróżnieniu od samej architektki scamu, która dalej oficjalnie pozostaje ścigana.
Dotąd kwestia wydaje się klarowna – ofiary wyłudzenia pozywają sprawcę, aby odzyskać utracone środki, wszystko lege artis. Gdzie więc haczyk? W tym, iż pozornie logiczny pozew wydaje się po prostu absurdalny z praktycznego puntu widzenia.
Ktokolwiek widział
Oczywiście, sprawa wytoczona Ignatovej zakończyłaby się niemal na pewno wyrokiem na korzyść pozywających ją ofiar – okoliczności są znana i względnie oczywiste. I co z tego? Cóż ze zwycięstwa w procesie, jeżeli wyroku po prostu nie ma jak wyegzekwować?
Rzecz w tym, iż pani Ignatova zapadła się pod ziemię (wedle niektórych doniesień – choćby w sensie dosłownym). Wszelkie możliwe aktywa, które można by zająć na poczet odszkodowań – jeżeli jakiekolwiek odkryto i zdołano zająć – nie pokryją choćby mikrego ułamka strat, które ponieśli poszkodowani.
Po co w takim razie wytaczać pozew – dla satysfakcji moralnej? Gdyby był to pomysł indywidualnej osoby, można by to jeszcze zrozumieć ze względów emocjonalnych, ale mówienie o satysfakcji moralnej w przypadku kancelarii prawnej wydaje się uciesznym żartem.
Tysiąc prawników na dnie oceanu
Logicznym wydaje się założenie, iż jeżeli Mishcon de Reya angażuje się w pozew zbiorowy – i szuka do niego chętnych – to chce coś w ten sposób uzyskać. Od twórców Onecoin’a uzyskać cokolwiek będzie, jak się rzekło, bardzo ciężko. Może w takim razie od kogo innego? Amerykańskie przysłowie mówi, iż w sprawach sądowych przegranymi są wszyscy prócz prawników, niezależnie od wyniku.
Ale przecież kancelaria zaznaczyła w swym ogłoszeniu, iż chętni nie będą musieli angażować własnych funduszy – płacąc za usługi prawne wyłącznie w przypadku zwycięstwa w sprawie i (w domyśle) uzyskania odszkodowania za straty w wyniku scamu, zgodnie z zasadą „no-win, no-fee”. Być może właśnie to stanowi jednak clou.
Jeśli bowiem zapisy umowy o reprezentację prawną z kancelarią będą przewidywać zapadalność rachunku za usługi w momencie korzystnego wyroku („no-win, no-fee”), a nie faktycznego uzyskania odszkodowania („no-money, no-fee”), to potencjalnie i tak narazić się można na opłaty. Zwycięstwo prawne jest tu łatwe, trudniejsze jest zobaczenie na żywo jakichkolwiek pieniędzy.
Kto dwa razy traci…?
Na miejscu potencjalnych ofiar scamu Onecoin’a z warto być bardzo ostrożnym, przystępując do tego lub podobnych przedsięwzięć odszkodowawczych. Dobrze jest zachować zdrową nieufność i drobiazgowo zabezpieczyć się prawnie: nie tylko nie zgadzać się na żadne płatności bez osiągnięcia obiecanego efektu, ale też wymóc gwarancję, by żadne, ale to żadne opłaty czy rachunki (obojętnie czy na rzecz sądu, kancelarii czy kogokolwiek innego) nie były wymagalne aż do chwili fizycznego otrzymania do ręki pieniędzy z odszkodowania. Oczywiście na piśmie.
A choćby jeżeli to okaże się wykonalne, nie od rzeczy będzie dodatkowo upewnić się, by rachunki nie mogły być wyższe niż faktycznie otrzymana kwota odszkodowania. Jeśli, naturalnie, ta ostatnia w ogóle byłaby wyższa od zera.