Bez zgody właściciela, za to z pomocą notariusza – Karol Nawrocki i jego żona przejęli gdańską kawalerkę w kontrowersyjny sposób. Występując jednocześnie jako sprzedający i kupujący, zawarli umowę sami ze sobą. Portal Onet ujawnił, jak dokonali tej niecodziennej transakcji i dlaczego budzi ona poważne wątpliwości prawne.
Karol Nawrocki i jego żona Marta stali się właścicielami kawalerki w Gdańsku w sposób, który budzi wątpliwości prawne i etyczne. Wszystko zaczęło się od tego, iż starszy, ubogi mężczyzna, Jerzy Ż., który od lat mieszkał w lokalu komunalnym, postanowił go wykupić.
Wykup mieszkania komunalnego za grosze
15 lutego 2010 roku Jerzy Ż. złożył wniosek o wykup zajmowanej od 1997 roku kawalerki o powierzchni 28,5 m². Miasto Gdańsk, chcąc zmniejszyć koszty utrzymania nieruchomości komunalnych, oferowało lokatorom znaczące zniżki. W przypadku pana Jerzego przysługiwała mu 90% bonifikata, co oznaczało, iż mógł nabyć mieszkanie za jedyne 12 tys. zł (10% wartości wycenionej na 120 tys. zł).
Finansowanie przez Nawrockiego
Okazało się jednak, iż Jerzy Ż. nie miał własnych środków na zakup. Pieniądze wyłożył za niego Karol Nawrocki. Gdy formalnie stał się właścicielem, Nawroccy podpisali z nim umowę przedwstępną sprzedaży mieszkania, a także ustanowili się jego pełnomocnikami. Dzięki temu mogli samodzielnie decydować o nieruchomości.
Sprzedaż samemu sobie
W 2017 roku doszło do finalizacji transakcji – ale w wyjątkowo niecodzienny sposób. Przed notariuszem Nawroccy podpisali umowę kupna-sprzedaży… sami ze sobą. Z jednej strony występowali jako kupujący, a z drugiej – jako sprzedający, działający w imieniu Jerzego Ż. Co więcej, istnieją podejrzenia, iż mogli wprowadzić notariusza w błąd co do okoliczności zapłaty za mieszkanie.
Wątpliwości i brak realnej zapłaty
Mimo iż w dokumencie notarialnym widnieje informacja o zapłacie, w rzeczywistości Nawroccy najprawdopodobniej nie przekazali Jerzemu Ż. żadnych pieniędzy. Cała operacja wygląda na próbę obejścia prawa i przejęcia nieruchomości po bardzo niskiej cenie.