Od dłuższego czasu, a w szczególności w ostatnich latach obywatele Hiszpanii zmagają się z rosnącym problemem dzikich lokatorów, tzw. ocupas, którzy bezprawnie zajmują domy i mieszkania, w tym ekskluzywne nieruchomości i często mają pochodzenie imigranckie. Niedawno na nagłówki gazet trafiła historia o przejęciu wielkiej willi na Majorce o wartości 3 milionów euro. Niestety wszystko odbywa się za cichym przyzwoleniem prawa, a eksmisja lokatorów choćby jeżeli nie jest niemożliwa staje się zwykle procesem bardzo skomplikowanym, kosztowym i uciążliwym.
Rynek nieruchomości jako pułapka dla właścicieli
W świetle danych think-tanku Institut Cerdà specjalizującego się w badaniu tego zjawiska, trend nie tylko maleje, ale wręcz narasta. W chwili obecnej ok. 79 000 nieruchomości znajduje się w rękach dzikich lokatorów, a obowiązujące prawo umożliwiające bezczynszowe zamieszkiwanie jedynie zachęca ocupas do kontynuuowania całego procederu.
Jak informuje na platformie X (d. Twitter) Tomasz Narkun, ekspert od polskiego rynku nieruchomości, najbardziej zuchwałe wrogie przejęcie miało miejsce ostatnio na popularnej wśród turystów wyspie Majorka. Dziki lokator przejął tam bowiem willę o wartości 3 milionów euro, w ekskluzywnej lokalizacji Son Vida, oddalonej zaledwie ok. 10 minut od stolicy.
Tymczasowo niezamieszkana nieruchomość przykuła uwagę sprytnego nicponia kiedy ten przejeżdżał obok nocą samochodem. gwałtownie połączywszy kropki przyszły dziki lokator powrócił do willi już następnego dnia, włamał się do środka, po czym zamówił u firmy ochroniarskiej zainstalowanie alarmu, wynajął sprzątaczkę sąsiada i zaczął czuć się już jak u siebie.
Na tym jednak zuchwałość naszego antybohatera się nie skończyła. Postanowił on bowiem zabrać swoją partnerkę wraz z córeczką do pobliskiego zoo, gdzie porwał kucyka którego upodobała sobie dziewczynka, załadował do furgonetki oraz przewiózł do „swojej” nowej willi. Kilka tygodni później ukradł też innej kobiecie psa rasy amerykański pitbulterier.
Tak jak zwykle wygląda to w tego typu przypadkach, służby zadziałały tylko w takim zakresie, w jakim nie były skrępowane przez prawo: wydano co prawda za złodziejem nakaz aresztowania za dotychczasowe kradzieże, ale choćby ów dokument nie dopuszczał wyrzucenia go z okupowanej posesji. Ta powróciła w ręce właściciela dopiero po roku batalii sądowych, kiedy to ostatecznie udało się uzyskać od sądu oficjalny nakaz eksmisji.
Hiszpania stoi w obliczu kryzysu politycznego
W odpowiedzi na problem dzikich lokatorów obywatele Hiszpanii radzą sobie działaniami w najlepszym razie ocierającymi się o granice prawa krajowego. Podejmuje się próby eksmisji ocupas na własną rękę: wynajmuje firmy ochroniarskie lub profesjonalistów od „windykacji”, w skrajnych przypadkach dochodzi do działań mafijnych i przemocy fizycznej. Bywały też przypadki rozwiązań wspólnotowych: w internecie znaleźć można filmiki których treść przedstawia uroczyste „żegnanie” wyprowadzających się dzikich lokatorów przez rodzinę i sąsiadów.
Także i w przypadku historii ze skradzionym pitbullem zastosowano środki perswazji i przymusu pośredniego: złodziej zaczął bowiem otrzymywać pogróżki od rodziny właścicielki psa i ostatecznie zdecydował się oddać go po dobroci.
Problem ocupas jest jednym z punktów zapalnych radykalizującej się sceny politycznej Hiszpanii. Po jednej stronie stoi aktualna lewicowa koalicja która dopiero co utrzymała się u władzy dzięki wsparciu lokalnych ugrupowań z aspiracjami separatystycznymi, po drugiej stronie z kolei jest prawicowo-populistyczna partia VOX, zdaniem sympatyków której rządzący politycy „zdradzili Hiszpanię” i domagali się na ulicach natychmiastowego ustąpienia rządu. Zdaniem niektórych obserwatorów w mediach społecznościowych niedawne wydarzenia i protesty w tym europejskim kraju przypominały sceny z okresu poprzedzającego wybuch hiszpańskiej Wojny Domowej z lat trzydziestych ubiegłego wieku.