Niemcy mówią jedno, a robią drugie. Wzywają do porzucenia węgla, a sami demontują wiatraki, by zwiększyć jego wydobycie. Co jeszcze?

11 miesięcy temu

Podczas sobotniego szczytu COP28 w Dubaju kanclerz Niemiec Olaf Scholz wezwał do stopniowego wycofywania węgla, ropy i gazu. Jak powiedział Scholz: „Teraz musimy wszyscy wykazać zdecydowaną determinację w wycofywaniu paliw kopalnych – przede wszystkim węgla. Ta deklaracja i apele to spore zaskoczenie, jeżeli przyjrzymy się bliżej temu, jakie działania Niemcy podejmowały w ostatnich miesiącach. Zebranie w całość kilku faktów buduje obraz zupełnie sprzeczny z tym, do czego wzywają niemieccy politycy.

Niemcy demontują wiatraki, by wydobywać więcej węgla

W kontekście dyskutowanego ostatnio w polskich mediach tematu ustawy dotyczącej budowy wiatraków do produkcji energii, szczególnie interesująca jest jedna informacja, która przeszła przez media bez większego echa. W sierpniu część mediów informowała o tym, iż rozpoczął się demontaż turbin wiatrowych na terenie kopalni węgla brunatnego Garzweiler w Erkelenz. Dlaczego zdemontowano wiatraki? Działanie to było konieczne do kontynuacji rozbudowy kopalni węgla brunatnego. Usunięcie farmy wiatrowej ma umożliwić wydobycie około 20 mln ton węgla brunatnego więcej.

Nie byłoby może aż tak kontrowersyjne działanie, ponieważ w 2001 roku, gdy uruchomiono elektrownie wiatrową liczono się z tym, iż pewnego dnia może nastąpić jej wyburzenie, które umożliwi wydobycie węgla. Aktywiści z organizacji „Alle Doerfer Bleiben” stwierdzili jednak, że: „Fakt, iż turbiny wiatrowe są burzone w środku kryzysu klimatyczno-energetycznego w celu rozbudowy odkrywkowej kopalni jest trudny do pobicia w kategoriach absurdu”.

Dekarbonizacja kosztem biednych i tylko na papierze

W czerwcu portal Welt, puktował niemiecki rząd, który zdecydował o odejściu od, jego zdaniem, nieekologicznej energetyki jądrowej, ale w zamian zwiększył import węgla, m. in. z Kolumbii. Dodatkowo Robert Habeck, niemiecki minister gospodarki i ochrony klimatu z ramienia Zielonych, był krytykowany za działania sprzeczne z hasłami, które promuje jego partia. Chodziło o dekarbonizację i poszanowanie praw rdzennej ludności. Po wybuchu wojny na Ukrainie, Habeck wraz z kanclerzem Scholzem, zgłosił zwiększone zapotrzebowanie na węgiel do Kolumbijczyków. Portal zarzucał również niemieckiemu rządowi, iż chwali się sukcesami w walce o klimat. W tym samym czasie, 10 tys. km dalej, Kolumbijczycy w niehumanitarnych warunkach wydobywają coraz więcej węgla dla Niemców.

Niemcy przywracają elektrownie węglowe

Dosłownie kilka tygodni przed szczytem COP28 w Dubaju, w trakcie którego kanclerz Niemiec wzywał do porzucenia węgla, rząd niemiecki zdecydował o przywróceniu do pracy rezerwowych elektrowni węglowych. Elektrownie mają działać w okresie grzewczym od października 2023 do końca marca 2024 roku. Jak informował Reuters, niemiecki rząd zatwierdził tę decyzję 4 października. Argumentowano to tym, iż to niezbędny krok w sytuacji niedoboru gazu ziemnego, który nastąpi tej zimy. Problem ze zaspokojeniem potrzeb energetycznych to wynik nie tylko wojny i pogorszenie stosunków z głównym dostawcą tego surowca, czyli Rosją. To również konsekwencja rezygnacji z energii atomowej.

Rezygnacja z atomu to błąd?

Problem z zaspokojeniem potrzeb energetycznych w okresie zimowym po zamknięciu elektrowni atomowych w Niemczech był raczej do przewidzenia. 15 kwietnia trzy ostatnie elektrownie tego typu, znajdujące się na terenie Niemiec, zostały zamknięte. Chodzi o Isar II w Bawarii, Emsland w Dolnej Saksonii oraz Neckarwestheim II w Badenii-Witenbergii. Już pierwsze godziny po tej decyzji okazały się kłopotliwe. Odnotowano niedobór mocy, który wymagał interwencji i posiłkowanie się innymi źródłami. Niemcy był zmuszone skorzystać z transgranicznych połączeń, by uzupełnić braki energii. Pomoc nadeszła z francuskich i polskich elektrowni, które produkują energię przede wszystkim z… węgla.

Idź do oryginalnego materiału