Niemiecki rząd podkreśla konieczność szybkiej budowy nowych elektrowni gazowych, które mają pełnić rolę rezerwowego źródła energii przy niedoborach OZE. Zwolennicy widzą w tym gwarancję stabilności, przeciwnicy – zagrożenie dla celów klimatycznych Niemiec.
Rząd kanclerza Friedricha Merza zapowiedział budowę elektrowni gazowych o łącznej mocy 20 GW do 2030 roku, uzasadniając ten krok koniecznością zapewnienia stabilnych dostaw energii dla niemieckiego przemysłu.
Gaz od zaraz
Minister gospodarki i energii, Katherina Reiche, podkreśliła, iż choć technicznie możliwe jest przekształcenie nowych jednostek gazowych na zasilanie wodorem, to do 2030 roku pozostaje to nierealne z uwagi na ograniczoną dostępność tego surowca. W jej ocenie obecne inwestycje w gaz mają zagwarantować bezpieczeństwo energetyczne w okresie stopniowego odchodzenia od węgla.
– Aktywnie pracujemy nad zwiększeniem produkcji wodoru. Dlatego polegamy na elektrowniach gazowych dla zapewnienia bezpieczeństwa dostaw – w przeciwnym razie elektrownie węglowe musiałyby działać dłużej – dodała.
Reiche zaznaczyła, iż budowę nowych elektrowni należy rozpocząć „bardzo szybko”, aby utrzymać wysoki poziom bezpieczeństwa dostaw w Niemczech. Podkreśliła, iż ich rolą będzie pełnienie funkcji rezerwowego źródła energii w momentach niedoboru odnawialnych mocy wytwórczych – na przykład wtedy, gdy zabraknie słońca lub wiatr okaże się zbyt słaby.
Amerykańskie czasopismo Barron’s wskazało na podkreślenie zmiany priorytetów nowego rządu, poprzez zmianę nazwy resortu Reiche zmienił nazwę na „Ministerstwo Gospodarki i Energii” – podczas rządów Zielonych w poprzedniej koalicji pod przewodnictwem SPD nosił nazwę „Ministerstwo Gospodarki i Ochrony Klimatu”.
Głosy krytyczne
Krytycy decyzji obecnego niemieckiego rządu ostrzegają, iż może ona osłabić cele transformacji energetycznej i prowadzić do wzrostu emisji dwutlenku węgla.
Reiche od dawna spotyka się z krytyką ze strony partii Zielonych, a petycję jednej z niemieckich organizacji pozarządowych, wskazującą na groźbę „poważnego regresu w polityce klimatycznej”, podpisało już ponad 380 tysięcy osób.
Portal Euractiv wskazuje, iż coraz więcej wątpliwości pojawia się również w samej koalicji rządzącej, zwłaszcza w kwestii opłacalności i skutków środowiskowych planowanych inwestycji, co dodatkowo zaostrza spór o długofalową strategię energetyczną Niemiec.
Climate Union, ekologiczna frakcja rządzącej w Berlinie Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CDU) ostrzegła, iż subsydia dla nowych elektrowni gazowych mogą podnieść już i tak bardzo wysokie koszty energii elektrycznej.
Jak wynika z danych Federalnej Agencji Ochrony Środowiska, do 2030 roku udział energii odnawialnej w zużyciu prądu u naszych zachodnich sąsiadów ma wzrosnąć do 80 procent. W 2024 roku wynosił on około 55 procent.
Bogu świeczkę, a diabłu ogarek?
Rzecznik ministerstwa gospodarki zapewnił w rozmowie z agencją AFP, iż minister Reiche pozostaje wierna wyznaczonym celom klimatycznym.
– Rząd jest zobowiązany do realizacji tych celów dzięki dostępnych mu środków politycznych – przy jednoczesnym utrzymaniu pozycji Niemiec jako kraju przemysłowego – stwierdził.
Rzecznik ministerstwa gospodarki poinformował AFP, iż rozmowy z Unią Europejską dotyczące ogłoszenia przetargów na „znaczną część” nowych elektrowni są już „na zaawansowanym etapie”. Podkreślił również, iż każda nowa elektrownia gazowa musi zostać w perspektywie długoterminowej zdekarbonizowana – na przykład poprzez przejście na zielony wodór – co jest warunkiem koniecznym zarówno dla dekarbonizacji całego systemu energetycznego, jak i dla zgodności z prawem unijnym.
Tomasz Winiarski