Niedzielny wieczór. Samolot z przewodniczącą Komisji Europejskiej na pokładzie podchodzi do lądowania w Bułgarii. W kluczowym momencie, na kilka minut przed dotknięciem pasa, piloci tracą dostęp do podstawowego narzędzia nawigacyjnego XXI wieku – sygnału GPS.
Systemy, na których opiera się nowoczesne lotnictwo, milkną, a załoga musi sięgnąć po starsze, naziemne technologie. To nie była zwykła awaria. To, co bułgarski rząd otwarcie nazywa celowym cyberatakiem ze strony Rosji, było cyfrowym strzałem ostrzegawczym.
Incydent ten, choć zakończony szczęśliwie, nie jest odosobnionym przypadkiem. To symptom znacznie szerszego zjawiska – cichej, niewidzialnej wojny toczonej na falach radiowych nad Europą, w której stawką jest bezpieczeństwo i technologiczna suwerenność całego kontynentu.
Wojna 2.0 – czym jest walka radioelektroniczna (WRE)?
Dla większości z nas wojna kojarzy się z obrazami znanymi z kronik filmowych. Jednak współczesne pole bitwy coraz częściej przenosi się do spektrum elektromagnetycznego.
Kluczowym elementem tej transformacji jest Walka Radioelektroniczna (WRE), czyli wszelkie działania militarne mające na celu kontrolę, zakłócanie lub oszukiwanie systemów elektronicznych przeciwnika. W kontekście nawigacji satelitarnej, rosyjskie działania przybierają najczęściej dwie formy.
Pierwszą, bardziej brutalną, jest jamming (zagłuszanie). Można go porównać do próby zagłuszenia rozmowy poprzez włączenie głośnej muzyki. Potężne nadajniki naziemne emitują silny „szum” na częstotliwościach GPS, uniemożliwiając odbiornikom w samolotach, na statkach czy w naszych telefonach odebranie słabego sygnału z orbitujących satelitów.
Drugą, znacznie bardziej wyrafinowaną i groźniejszą metodą, jest spoofing (fałszowanie). To już nie zagłuszanie, a szeptanie fałszywych informacji. Zamiast blokować sygnał, systemy WRE wysyłają spreparowane, fałszywe dane, które oszukują odbiornik. W rezultacie samolot „myśli”, iż jest kilkadziesiąt kilometrów dalej, a statek na morzu otrzymuje kurs prowadzący prosto na mieliznę.
Celem obu tych działań jest cyfrowy paraliż: oślepienie i ogłuszenie przeciwnika, podważenie zaufania do technologii i demonstracja umiejętności przejęcia kontroli nad niewidzialną infrastrukturą, od której wszyscy jesteśmy zależni.
Bałtyk jako poligon doświadczalny
Epicentrum tej cichej wojny znajduje się tuż u naszych granic. Od eskalacji konfliktu w Ukrainie w 2022 roku, region Morza Bałtyckiego – a w szczególności Polska, Finlandia i kraje bałtyckie – stał się sceną masowych i długotrwałych zakłóceń sygnału GPS.
Potwierdzają to nie tylko oficjalne ostrzeżenia rządów, ale też dane z publicznych systemów monitorowania ruchu lotniczego, które regularnie pokazują ogromne „dziury” w zasięgu nawigacji satelitarnej.
Jako prawdopodobne źródło większości zakłóceń wskazuje się rosyjski obwód kaliningradzki. Ta silnie zmilitaryzowana eksklawa jest nasycona jednymi z najnowocześniejszych na świecie systemów WRE, takimi jak Krasucha-4 czy Murmańsk-BN, zdolnymi do zakłócania sygnałów w promieniu setek kilometrów.
Bałtyk stał się dla Rosji poligonem, na którym testuje ona swoje zdolności w realnych warunkach, sondując jednocześnie systemy obronne NATO.
Cyfrowa „maskirowka”: Po co Rosja to robi?
Działania te nie są przypadkowe, ale wpisują się w rosyjską strategię wojny hybrydowej, znaną jako maskirowka – sztukę zwodzenia i ukrywania prawdziwych intencji. Cele tych operacji są wielowymiarowe:
1. Testowanie obrony NATO: Rosja sprawdza, jak Sojusz reaguje na zakłócenia. Czy piloci cywilni i wojskowi mają alternatywne procedury? Jak odporne są systemy obronne i jak gwałtownie potrafią zidentyfikować źródło ataku?
2. Demonstracja siły: To jasny sygnał wysyłany Zachodowi: „Kontrolujemy wasze niebo i morze, choćby bez jednego wystrzału”. Jest to forma zastraszania i projekcji siły.
3. Tworzenie „bańki” ochronnej: Systemy WRE tworzą niewidzialną tarczę wokół obiektów strategicznych w Kaliningradzie, która ma je chronić przed ewentualnym atakiem z użyciem precyzyjnej amunicji naprowadzanej przez GPS.
4. Sianie chaosu i niepewności: Każdy zakłócony lot i każdy statek zmuszony do zmiany kursu podważa zaufanie do zachodniej technologii, na której opiera się globalna logistyka i transport.
Od kokpitu po infrastrukturę krytyczną – co jest stawką?
Skutki tych działań wykraczają daleko poza drobne niedogodności. W lotnictwie cywilnym, jak pokazał incydent z samolotem Ursuli von der Leyen, stawką jest bezpieczeństwo pasażerów. W transporcie morskim, gdzie 90% światowego handlu odbywa się drogą morską, fałszowanie sygnału może prowadzić do katastrof.
Jednak prawdziwe zagrożenie pozostało głębsze. GPS to nie tylko lokalizacja, ale także globalny wzorzec czasu, najważniejszy do synchronizacji sieci komórkowych, transakcji giełdowych i systemów energetycznych. Celowy, zmasowany atak na tę infrastrukturę mógłby mieć kaskadowe, trudne do przewidzenia skutki dla całej gospodarki.
W tym kontekście powraca fundamentalne pytanie, które wybrzmiało po incydencie w Bułgarii: Czy armia europejska może w tym momencie polegać na GPS do naprowadzania dronów lub pocisków rakietowych?
Skuteczność „inteligentnej” amunicji, stanowiącej trzon nowoczesnych sił zbrojnych, staje pod znakiem zapytania, gdy wróg jest w stanie odebrać jej „oczy i uszy”.
Wyścig zbrojeń w eterze
Wojna elektroniczna to już nie teoria, a codzienna rzeczywistość u bram Europy. To cichy front, na którym testowana jest nasza technologiczna odporność.
W odpowiedzi Zachód intensyfikuje prace nad uodpornieniem własnych systemów – od wzmacniania szyfrowanych sygnałów europejskiego systemu Galileo, po inwestycje w konstelacje satelitów na niskiej orbicie Ziemi (LEO), które mają zapewnić redundancję.
Dawna żelazna kurtyna była zbudowana ze stali i betonu. Nowa, cyfrowa kurtyna XXI wieku, może być utkana z niewidzialnych fal elektromagnetycznych, skutecznie odcinając regiony od kluczowych technologii. Wyścig o dominację w eterze już trwa.