Niewidzialny mur nienawiści, strachu i fanatyzmu

3 miesięcy temu

Urocze, choć nieco eklektyczne, łączące elementy gotyku i stylu orientalnego fasady kamienic otaczają obszerny plac, na którym ustawione są krzesełka i stoliki. A nad wszystkim wznosi się błękitne niebo z małymi białymi obłoczkami. Tyle iż niebo to, podobnie jak „kamienice”, jest sztuczne. To żydowska „wioska potiomkinowska” stworzona wewnątrz gigantycznej galerii handlowej noszącej nazwę D-City. Nie byłoby może w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, iż znajduje się ona pośrodku Pustyni Judzkiej. Kilkaset metrów dalej wyrasta 30-tysięczne blokowisko Ma’ale Adummim, czyli Czerwone Stoki. A wokół jest całkowite pustkowie.

Miasteczko to jest drugą pod względem wielkości osadą żydowską na Zachodnim Brzegu, czy też jak powiedzieliby tutejsi Żydzi – w Judei i Samarii. Izrael zajął te ziemie w 1967 r., a Ma’ale Adummim zaczęto tworzyć 8 lat później. Niestety, wbrew prawu międzynarodowemu, które zakazuje osadnictwa na terenach okupowanych. Surrealizm tego miejsca jest porażający. Formalnie nie jest to Izrael, ale mieszkający tu Żydzi zdają się tym jednak nie przejmować, a na placu „pod sztucznym niebem” ustawili trybunę dla swego lidera Itamara Ben Gvira, który obiecuje im, iż pewnego dnia cała Judea i Samaria będzie ich i żadni „lewaccy zdrajcy z Tel Avivu” nie zdołają tego powstrzymać. Ben Gvir do niedawna był uważany za ekstremistę, ale teraz jest ministrem bezpieczeństwa narodowego i głównym zwolennikiem bezwzględnej rozprawy z Palestyńczykami. Według niego prawo do tych ziem Żydzi dostali od Boga i jest to zapisane w Biblii, więc temat zamknięty i nie ma czego negocjować.

Marzących o żydowskiej Judei i Samarii zwolenników Ben Gwira obsługują tymczasem przy restauracyjnych stolikach Palestyńczycy z pobliskiego Jerycha, podobno najstarszego miasta na świecie. Według Biblii było one pierwszym miastem w Ziemi Obiecanej zdobytym przez Izraelitów pod wodzą Jozuego. Dziś Izraelczycy nie mają tam wstępu, bo Jerycho należy do tzw. Strefy A, czyli terenów znajdujących się pod bezpośrednią władzą Autonomii Palestyńskiej. Żydzi z Ma’ale Adummim nie wybiorą się więc tam na wspaniałą szawarmę, czyli kanapkę z wołowiną lub kurczakiem, a także nie przejdą się ulicą Dymitrija Miedwiediewa, by odpocząć w cieniu sykomory Zacheusza. Były rosyjski zmiennik Putina na stanowisku prezydenta, znany z żałosnych antyzachodnich wpisów na platformie X, doczekał się swojej ulicy w tym palestyńskim miasteczku po swojej wizycie w 2012 r. Otworzył tam wówczas centrum rosyjskiej kultury, połączone z muzeum i organizujące wesela. Pomysł był niezły, bo nie dość, iż to na siebie zarabia (i to nieźle), to wpisuje się w rosyjski przekaz propagandowy mówiący „patrzcie, pamiętamy o was, jesteśmy patronami waszej sprawy”.

Abu Mazen, czyli palestyński prezydent Mahmud Abbas, okazał się hojny dla Rosjan, bo w obszernym kompleksie zajmowanym przez klasycystyczną budowlę znalazło się również drzewko, na którym, zgodnie z przekazem znanym z Ewangelii św. Łukasza, Zacheusz wypatrywał Jezusa. Był przełożonym celników i osobą o wyjątkowo niskim wzroście, bogatym, ale otoczonym powszechną wzgardą. Spotkanie z Jezusem odmieniło go jednak duchowo. Dziś Jerycho jest muzułmańskie, ale Palestyńczykom chrześcijańskie dziedzictwo nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, problemem dla nich jest upadek turystyki pielgrzymkowej chrześcijan, który zaczął się w czasie pandemii, ale został utrzymany przez blokadę ze strony izraelskiej. Dziś palestyńscy Zacheusze z Jerycha wypatrują więc chrześcijańskich turystów, by wcisnąć im w charakterze relikwii kawałki z kory zerwanej ze stojącej za rosyjskim płotkiem sykomory. Na pewno nie wypatrują jednak Żydów, zwłaszcza tych z Ma’ale Adummim, bo wiedzą, iż przyszliby oni nie zwiedzać czy też zjeść szawarmę, ale przepędzić ich pod wodzą swego Jozuego XXI w. – Itamara Ben Gwira, by budować ich mityczną Judeę.

Jerycho ma jednak wiele wspólnego z tym żydowskim miastem. Nie chodzi jednak o dziedzictwo religii Abrahamowych czy też jakieś elementy kulturowe, ale o to, iż oba miejsca są mikrokosmosem, a opuszczając je, wjeżdża się w zupełnie inną rzeczywistość. Popijając z małej szklaneczki kawę lub herbatę w centrum Jerycha ma się bowiem wrażenie, iż jest się w jednym z arabskich państw Bliskiego Wschodu. Powiewające flagi palestyńskie i plakaty przedstawiające męczenników walki z Izraelem nie pozostawiają żadnych wątpliwości, iż to nie jest Izrael. Zresztą, kilka przecznic dalej, Abu Mazen, jak każdy porządny „demokratyczny” przywódca arabski, ma swoje więzienie dla przeciwników politycznych. Ale wystarczy wyjechać z miasta, by zobaczyć, kto kontroluje okolicę i nie są to służby palestyńskie, ale izraelskie. Więzienie dla Palestyńczyków, tym razem już jednak izraelskie, też nie jest zresztą daleko.

Ma’ale Adummim oraz Jerycho nie są oddzielone od siebie żadnym fizycznie istniejącym murem, choć taki został zbudowany między Zachodnim Brzegiem a Izraelem. Wyrasta tam jednak inny mur, niewidzialny, ale znacznie potężniejszy mur nienawiści, strachu oraz religijnego fanatyzmu. Arabowie i Żydzi mieszkają w Izraelu obok siebie, choćby w Jerozolimie czy Hajfie i choć ta koegzystencja jest trudna, zwłaszcza obecnie, gdy toczy się wojna w Strefie Gazy, to jednak jakaś jest. Ale na Zachodnim Brzegu nie może być mowy o jakiejkolwiek koegzystencji. Ci ludzie się nienawidzą, gdyż się siebie nawzajem boją. Uważają, iż ci drudzy chcą ich przepędzić, więc oni muszą to zrobić jako pierwsi. Osadnicy to przy tym potężna siła, gdyż jest ich około 800 tys. I od dawna mają swoje bojówki atakujące Palestyńczyków. A wszystko to motywowane jest religijnym fanatyzmem. Jak bowiem można dyskutować z argumentem, iż w Biblii zapisano proroctwo, iż ziemia Żydów będzie się rozciągać od Eufratu po Morze Śródziemne? Co przy takim argumencie znaczyć mogą jakieś granice państwowe czy akty własności nieruchomości?

Nawet jeżeli dojdzie w końcu do deeskalacji konfliktu izraelsko-palestyńskiego to pozostanie problem tych „Judeiczyków”. Ben Gwir, wykorzystując swoją pozycję w rządzie, już buduje własną armię, której głównym celem ma być to, by te tereny nigdy nie znalazły się pod rządami palestyńskim. Potem zostanie Jozuem i ruszy na Jerycho wyzwalać swoje Królestwo Judy. I pokoju nie będzie. A to bardzo źle dla nas, bo eskalacja tego konfliktu odciąga uwagę USA od wojny w Ukrainie i bezpieczeństwa wschodniej flanki NATO. Ponadto coraz bardziej przyczynia się do polaryzacji w Stanach Zjednoczonych i fali zamieszek. Rosji to bardzo odpowiada. Trzeba więc rozumieć, iż surrealistyczne D-City na Pustyni Judzkiej nie jest tak zupełnie obojętne dla bezpieczeństwa Polski. A smaczku dodaje to, iż wśród założycieli Czerwonych Stoków byli prawdopodobnie Żydzi z Polski, bo większość klientów D-City ma jasną, aszkenazyjską karnację.

Idź do oryginalnego materiału