Portal LinkedIn stosował „kreatywne” metody podliczania efektywności sprzedawanych przez siebie reklam. I do tych właśnie, sztucznie nadmuchanych wyników dostosowywał ceny, jakich żądał od reklamodawców. Właśnie zawarto ugodę w sprawie.
LinkedIn dobrowolnie zapłaci milionowe odszkodowanie, aby zakończyć sprawę kłopotliwych dlań oskarżeń. Oskarżenia te wysuwali przy tym nie użytkownicy, ale kategoria nieporównanie bardziej szanowana przez media społecznościowe – reklamodawcy. Tych ubodły mechanizmy liczenia wyświetleń reklam na portalu. Które, jak się okazało, nie do końca korespondowały z rzeczywistością.
W 2020 r. okazało się bowiem, iż LinkedIn wykrył u siebie „błędy oprogramowania”, które, cóż za zaskoczenie, premiowały finansowo portal, zawyżając należności za reklamy. Miało do tego dojść w ponad 418 tys. przypadków, czyli raczej nie-tylko-incydentalnie. Oczywiście zadeklarowano poprawę tychże błędów, jednak dotkniętych finansowo podmiotów to nie ugłaskało.
Jęli oni domagać się zwrotu nadpłat. Ugoda, zawarta w wytoczonym przez powyższych procesie zbiorowym, musi jeszcze doczekać się zatwierdzenia przez sąd federalny w San Jose. Przewiduje ona, iż LinkedIn zapłaci łącznie 6 milionów i 625 tys. dolarów. Firma zastrzegła sobie w warunkach ugody, iż w żadnej mierze nie przyznaje się do winy i uważa się za niewinną.
Zarazem zgodziła się jednak zatrudnić na najbliższe dwa lata zewnętrznego audytora. Ma on mieć za zadanie kontrolować, czy w dziedzinie rozliczania reklam nie dochodzi na portalu do nieprawidłowości. Być może zresztą audytor taki przydałby się także w kwestii innych słabości portalu – jednak te nie były przedmiotem postępowania. I przypuszczalnie muszą zaczekać na „własny” pozew zbiorowy,