Novo Nordisk zwalnia 9000 osób, a ja kupuję akcje! Musk traci miejsce najbogatszego. Ściema Oracle?

1 dzień temu

Ależ to był tydzień! Jeden tylko tydzień, a na rynku i giełdzie mieliśmy od groma dziwnych paradoksów. Novo Nordisk zdecydował o wywaleniu 11% pracowników. Kurs? Rośnie.

Elon Musk stracił pozycję najbogatszego na świecie, bo Oracle raptem urosło o 270 miliardów dolarów. Tylko dlatego…że OpenAI coś tam sobie obiecało.

Apple pokazało nowe produkty, gdzie słuchawki mają tłumaczyć języki na żywo, ASML zainwestował w europejski model AI, a koreański indeks wybija się na nowe szczyty przez zmiany podatkowe.

Co z tego ma sens, co to tylko hype, a co może naprawdę zmienić świat i rynek? Zobaczmy. Zaczynamy FinWeek.

Najważniejsze wydarzenia tygodnia dla giełd i gospodarekPowiązane wpisy
Zmiany w Novo Nordiskhttps://dnarynkow.pl/startup-uderzyl-podrobkami-lekow-odchudzajacych-w-gigantow-novo-nordisk-w-opalach-kto-wygra/
Musk stracił miejscehttps://dnarynkow.pl/w-co-gra-elon-musk-globalna-wladza-i-konflikty-z-politykami-chce-byc-prezydentem-swiata/
Krach na Synopsyshttps://dnarynkow.pl/te-firmy-sa-lepsze-niz-nvidia-cala-prawda-o-sektorze-polprzewodnikow/
Korea na szczyciehttps://dnarynkow.pl/czy-europa-moze-dogonic-usa-oto-jak-mozemy-wygrac-gospodarcza-walke/
Nowe produkty Applehttps://dnarynkow.pl/te-5-mitow-inwestycyjnych-kosztuje-fortune-przestan-w-nie-wierzyc/

Novo Nordisk zwalnia 9000 osób, a ja kupuję akcje! Musk traci miejsce najbogatszego. Ściema Oracle?

Nie przegap – choćby 20 darmowych akcji od Freedom24, każda warta do 800 USD!
Szczegóły promocji: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome

Cięcia, dyscyplina i tempo: rewolucja w Novo Nordisk

Novo Nordisk tnie 11% etatów, dla mnie… to kolejny byczy sygnał. Novo Nordisk, niedawno perła europejskiej giełdy, weszła w okres transformacji. Firma ogłosiła, iż zwolni aż 11% swojej globalnej załogi – czyli 9 tysięcy osób, z czego ponad połowa w samej Danii. Dla inwestorów i rynku decyzja ma jasny przekaz: nowy prezes, nie zamierza tracić czasu w półśrodki. Rynek zareagował początkowo sceptycznie – akcje otworzyły się na minusie, ale w ciągu dnia cena została wyciągnięta na plus 3,6%. To jasny sygnał, iż oczekiwania są pozytywne.

Cięcia mają przynieść spółce oszczędności rzędu 8 miliardów koron duńskich do końca 2026 roku, to około 8% rocznego zysku netto spółki z 2024 roku. Pieniądze te zostaną skierowane na badania nad nowymi lekami i wzmocnienie sprzedaży.

Innymi słowy – mniej etatów, ale więcej inwestycji w to, co może uratować przewagę konkurencyjną. Nowy CEO ma jasną wizję – uprościć organizację, przyspieszyć procesy decyzyjne i wprowadzić kulturę większej dyscypliny. Doustdar jest w firmie od ponad trzech dekad. Zaczynał od najniższych stanowisk, a dziś staje przed wyzwaniem, które może zdefiniować jego całą karierę. W praktyce już widać pierwsze efekty jego podejścia: zamrożenie zatrudnienia, cofnięcie ofert pracy, cięcia bonusów, a teraz masowe zwolnienia. Wszystko to w imię „performance culture” – czyli nagradzania pracowników za wyniki, a nie za przychodzenie do pracy.

Jednym z elementów tego planu jest też powrót do biur. Od stycznia 2026 roku pracownicy biurowi Novo będą musieli pojawiać się na miejscu pięć dni w tygodniu. W kraju, w którym work-life balance to niemal narodowe dobro, to decyzja kontrowersyjna. Doustdar argumentuje jednak, iż chodzi o „silniejsze poczucie przynależności” i szybsze podejmowanie decyzji. Trudno nie zauważyć, iż jest to też element szerszej układanki – jeżeli firma chce odzyskać tempo, to nie tylko struktura organizacyjna, ale i codzienna kultura pracy muszą się zmienić. jeżeli porównamy wydajność pracowników Novo i Lilly, to duńska spółka ma spore pole do poprawy, bo jeden pracownik generuje tutaj zdecydowanie mniejsze przychody niż u amerykańskiego konkurenta.

Inwestorzy zdają się dawać Doustdarowi kredyt zaufania, a przed nami jeszcze wrześniowy dzień inwestora, na którym nowy CEO ma pokazać szczegółową roadmapę dalszego rozwoju. To może okazać się dla spółki sporym katalizatorem i dokładnie na to też między innymi liczę.

Portfel w ofensywie: jak bić indeksy z Freedom24

Inwestycja w akcje Novo to idealny przykład, jak powinno prowadzić się pozycję w portfelu.

Pierwszy zakup? Niefortunny. Spółka w krótkim czasie zaliczyła wielki krach. Tylko co z tego, skoro realnie niemal 80% całej pozycji zostało kupione już po tym krachu i cała pozycja już generuje zieleń w portfelu? Novo stanowi dziś w tym portfelu około 13%. Ostatnio dokupiłem do niego jeszcze Dlocal, którego szeroką analizę znajdziecie na naszej stronie www. Naprawdę niesamowita spółka.

Cały publiczny portfel agresywny Freedom24 trzyma się bardzo dobrze, chociaż pozycje zaczęły ciut lagować. Swoje zarobiły i czekają. W teorii najbliżej mi w tej chwili do realizacji 25% zysku na Mercadolibre i przeniesienia tej części portfela na inne spółki, ale w tym tygodniu jeszcze wstrzymałem się z tą decyzją.

Cały portfel utrzymuje solidną przewagę nad indeksami notując ponad 66% stopy zwrotu od początku 2024 roku i jest to wynik liczony w euro. Dla porównania S&P500 w euro w tym samym okresie dał… niecałe +30%.

Tak powinien działać i działa dobrze skonstruowany portfel. Naprawdę da się zarabiać na indywidualnych spółkach zagranicznych i bić nimi indeksy w długim terminie. Pamiętajcie, iż pełen portfel możecie za każdym razem na bieżąco obserwować na portalu myfund i we Freedom24 znajdziecie dostępne na pewno wszystkie instrumenty, jakie tam są.

Przestrzegam, iż to ogólnie portfel BARDZO ryzykowny i jeżeli ktoś ma niską tolerancję na ryzyko, to absolutnie nie powinno się nim w żadnym stopniu inspirować.

Na pewno jednak możecie go w całości odzwierciedlić na koncie we Freedom24, a niektóre z tamtejszych akcji możecie choćby dostać bezpłatnie!

Zakładając konto we Freedom24 z linka dostajecie do choćby 20 darmowych akcji o wartości do 800 dolarów każda. Jedną akcję możecie dostać już za depozyt zaledwie 1000 euro. Oczywiście możecie ją sobie potem sprzedać i albo wypłacić środki albo kupić coś innego.

Ellison wygryza Muska, ale Oracle leci na hype’ie

Może na przykład Oracle, które zaliczyło absurdalny wzrost na rynku w jedną sesję i wywróciło miejsce najbogatszego człowieka na świecie, ale… no ja tego nie kupuję.

W jeden dzień akcje spółki poszły w górę o 36%, dodając jej kapitalizacji ponad 270 miliardów dolarów i windując wartość rynkową w okolice 1 biliona. Larry Ellison – współzałożyciel firmy – z hukiem wskoczył na szczyt listy najbogatszych ludzi świata, spychając Elona Muska na drugie miejsce.

Oracle pochwalił się przede wszystkim gigantycznym backlogiem, czyli tzw. RPO (Remaining Performance Obligations). To miara obejmująca rzekome przyszłe przychody, które wynikają z podpisanych, ale jeszcze niezrealizowanych kontraktów. I tu zaczyna się show: Oracle ogłosił, iż jego RPO sięga 455 miliardów dolarów – cztery razy więcej niż rok wcześniej i cztery razy więcej niż u Google’a. Brzmi jak cudowny dowód, iż Oracle wyrasta na nowego króla chmury i sztucznej inteligencji.

Problem w tym, iż ta kwota to efekt jednej, spektakularnej umowy. Kontraktu z OpenAI. Według doniesień, OpenAI ma kupić od Oracle moc obliczeniową o wartości choćby 300 miliardów dolarów w ciągu pięciu lat. Na papierze wygląda to na deal dekady, ale jeżeli spojrzeć chłodniej, to jest to mocno życzeniowa matematyka.

OpenAI dziś generuje przychody na poziomie ok. 12 miliardów rocznie. Trudno uwierzyć, iż w tak krótkim czasie firma będzie w stanie regularnie wydawać kilkadziesiąt miliardów rocznie tylko na infrastrukturę chmurową. To trochę jak polityczne obietnice wielkich fabryk w USA: gdy Trump grozi cłami, nagle koncerny ogłaszają plany „gigainwestycji” warte miliardy. Papier przyjmie wszystko, a rzeczywistość potem i tak swoje zrobi.

Rynek na razie kupił narrację – Oracle jako wielki beneficjent sztucznej inteligencji, który przeskakuje Google’a i dogania Amazona oraz Microsoft w… kilka lat. Jednak chłodniejsze głowy zwracają uwagę na coś innego. Po pierwsze, aż 141 miliardów z tego RPO ma być rozpoznane jako przychody spółki dopiero za ponad pięć lat. choćby zakładając, iż jest to prawda, to dalej pieśń przyszłości niż realny, bliski pieniądz.

Po drugie, zależność od jednego klienta (OpenAI) to ryzyko, którego inwestorzy nie powinni lekceważyć. jeżeli OpenAI się potknie, Oracle zostaje z miliardowymi inwestycjami w centra danych i rachunkiem do spłacenia.

Do tego dochodzi… sam Larry Ellison’a, czyli CTO Oracle. Historia lubi się powtarzać, a Oracle już raz miał problem z „kreatywną księgowością”. Pod koniec lat 90. spółka manipulowała wynikami i księgowała przychody przedwcześnie oraz stosowała tzw. channel stuffing naciągając przychody, a sam Ellison sprzedał akcje za setki milionów tuż przed gwałtownym spadkiem kursu. Sprawa zakończyła się ugodą na 122 miliony dolarów. Dziś oczywiście nikt nie mówi o fałszowaniu ksiąg, ale trudno nie zadać pytania: czy wywindowane do nieba RPO nie jest kolejną wersją tamtej „kreatywności”?

Nie zmienia to faktu, iż Oracle świetnie rozegrał PR-owo temat AI. Konferencja, ogłoszenie kontraktu z OpenAI, imponujące liczby. Wszystko to złożyło się na euforię giełdową i rekordowe wzrosty. Patrząc na długą perspektywę, może to być bardziej efekt marketingu niż realnej siły fundamentów. Dlatego też – ja tego nie kupuję.

Synopsys w szoku: historyczny krach i rysa na chipowym monolicie

W czasie, gdy Oracle rośnie na marzeniach, to Synopsys równie mocno spada. Firma zaliczyła historyczny krach, a Notowania runęły w dół w tempie, jakiego spółka jeszcze nie widziała. Kurs akcji amerykańskiego producenta systemu do projektowania układów scalonych spadł w środę o 36%, co było największym jednodniowym spadkiem od debiutu giełdowego w 1992 roku. Jeszcze dzień wcześniej papiery były na plusie 25% w skali roku, ale raport kwartalny i prognozy wystarczyły, żeby to zmienić

Co poszło nie tak? Kluczowym problemem okazał się segment Design IP, czyli biznes związany z licencjonowaniem własności intelektualnej – od interfejsów, przez procesory wbudowane, po usługi implementacyjne. CEO Sassine Ghazi przyznał, iż spółka liczyła na duże kontrakty, które ostatecznie nie doszły one do skutku. Powody są trzy:

– nowe ograniczenia eksportowe USA, które mocno uderzyły w projekty rozpoczynane w Chinach

– kłopoty jednego z największych klientów – dużego producenta chipów (może chodzić o Intel)

– własne błędne decyzje strategiczne, które nie przyniosły zakładanych efektów.

Synopsys podał, iż w trzecim kwartale przychody wyniosły 1,74 mld USD, poniżej oczekiwań analityków na poziomie 1,77 mld. Zysk na akcję, skorygowany o jednorazowe pozycje, sięgnął 3,39 USD wobec konsensusu 3,74 USD. Prognozy na kolejny kwartał to 2,23–2,26 mld USD przychodów, podczas gdy rynek liczył na ok. 2,09 mld. O ile guidance na przyszłość wygląda lepiej, to teraźniejszość rozczarowała.

W tle widać też większy obraz. Synopsys, razem z Cadence Design Systems, ma niemal monopol na oprogramowanie do projektowania chipów, a chipy to dziś serce rywalizacji geopolitycznej USA i Chin. Kolejne administracje w Waszyngtonie ograniczają chiński dostęp do najnowszych technologii, a każda taka decyzja uderza w amerykańskich dostawców narzędzi. W lipcu Stany chwilowo poluzowały restrykcje, ale niepewność odnośnie do przyszłości w tym zakresie pozostaje.

Na domiar złego, firma z Sunnyvale musiała przełknąć gorzką pigułkę: inwestycje w rozwój IP dla wspomnianego klienta poszły na marne, bo ten zrezygnował z projektów. To oznacza straty czasu, pieniędzy i zasobów.

Nie można jednak zapominać, iż Synopsys dalej się rozwija. W lipcu sfinalizował warte 35 mld USD przejęcie Ansys, co ma wzmocnić jego pozycję w inżynierii i symulacji. Tylko iż na razie rynek patrzy nie na potencjał, ale na suche liczby. Synopsys zaliczył tu potknięcie i musi udowodnić, iż był to tylko epizod, a nie początek głębszego kryzysu. Mimo wszystko reakcja rynkowa na minus 35%? Dla mnie mocno przesadzona.

Dołącz do nas na Twitterze oraz YouTube i bądź na bieżąco!

Koreański comeback: rajd podatkowy i AI-napędzana hossa

Przesadzony nie jest za to rajd koreańskiego rynku akcji, który dalej rośnie dzięki polityce podatkowej. Na giełdzie w Seulu trwa prawdziwa euforia. Po latach przeciętności, południowokoreański indeks Kospi bije rekordy, a w tym roku urósł już o imponujące 38%. Motorami wzrostu są dwa czynniki: globalny boom na sztuczną inteligencję, w którym największe koreańskie spółki – Samsung i SK Hynix – odgrywają kluczową rolę, oraz krajowe reformy polityczne, które mają uczynić rynek bardziej przyjaznym dla inwestorów.

Najwięcej emocji budzi jednak temat podatków. Pod koniec lipca rząd zaproponował obniżenie progu, od którego naliczany jest podatek od zysków kapitałowych na giełdzie – z 5 miliardów wonów do 1 miliarda. Brzmi jak kosmetyka? W praktyce oznaczałoby to objęcie daniną znacznie większej grupy inwestorów indywidualnych, czyli fundamentu koreańskiego rynku. Nic dziwnego, iż propozycja spotkała się z ostrą krytyką i doprowadziła do korekty na giełdzie.

Nowy prezydent, Lee Jae Myung, który objął urząd w czerwcu, gwałtownie zauważył, iż w ten sposób podcina gałąź, na której sam siedzi. W kampanii obiecywał bowiem ożywienie rynku kapitałowego i poprawę ładu korporacyjnego w kraju zdominowanym przez rodzinne konglomeraty. W ostatnich tygodniach zaczął więc sygnalizować, iż projekt podatkowy może zostać wycofany – a to wystarczyło, by Kospi z hukiem przebił historyczne szczyty.

Problem w tym, iż w ostatnich dniach Lee nie dał jeszcze jednoznacznej odpowiedzi. Zamiast od razu wyrzucić kontrowersyjną propozycję do kosza, przerzucił odpowiedzialność na parlament, gdzie jego partia ma większość. Inwestorzy liczyli na szybką deklarację, a nie kolejne tygodnie niepewności. Dlatego indeks, po dynamicznych wzrostach, skorygował się w czwartek z dziennych maksimów.

Mimo tej zadyszki, południowokoreański rynek pozostaje jednym z najgorętszych na świecie. Oprócz podatków inwestorzy z nadzieją patrzą na trwającą reformę prawa handlowego – w tym większą odpowiedzialność zarządów i poprawę systemu głosowania w spółkach. jeżeli do tego dojdą dalsze reformy i ewentualne obniżki stóp procentowych przez bank centralny, kapitał zagraniczny może jeszcze mocniej płynąć do Seulu.

Jedno jest pewne: koszyk z napisem „Korea” znów znalazł się na radarze globalnych inwestorów. Ale żeby hossa była trwała, prezydent Lee będzie musiał udowodnić, iż potrafi przekuć obietnice w realne decyzje.

Tłumaczące słuchawki i iPhone jak bransoletka: Apple w trybie futurystycznym

Podobnie jak swoje obietnice powinien dowieźć Apple, które niedawno zakończyło swój coroczny pokaz produktowy. W Cupertino pokazano odchudzonego iPhone’a Air, kolejną generację Apple Watch i nowe AirPods Pro 3, które mają rzekomo tłumaczyć języki w czasie rzeczywistym.

Jesteście w Madrycie, kelner mówi do was po hiszpańsku, a wy… po prostu słyszycie w uchu tłumaczenie. Możecie odpowiedzieć, a wasze słowa natychmiast są odczytywane i tłumaczone drugiej osobie na iphonee LUB jeżeli ta sama osoba będzie mieć również AirPodsy, rozmowa przebiega niemal płynnie, jakby bariery językowe przestały istnieć.

To brzmi jak science fiction, ale Apple twierdzi, iż zadziała. AirPods Pro 3 dostały też inne monitor tętna, dłuższy czas pracy na baterii (nawet do 10 godzin), lepsze dopasowanie do ucha i skuteczniejsze wyciszanie hałasu.

Inny produkt – iPhone Air ma być tak cienki, iż porównywany do bransoletki Cartier. W Cupertino nikt głośno tego nie powiedział, ale wszyscy wiedzą, iż to preludium do pierwszego „składaka”. Apple potrzebowało nauczyć się, jak upchnąć całą elektronikę w urządzeniu niemal pozbawionym grubości – i iPhone Air jest właśnie tym eksperymentem w wersji komercyjnej.

Dodajmy do tego nowe Apple Watche potrafiące wykrywać nadciśnienie i korzystające z komunikacji satelitarnej w sytuacjach awaryjnych. Czy to wszystko wystarczy, by na nowo rozpalić emocje wokół Apple? Trudno powiedzieć. Konkurencja, zwłaszcza Google i Samsung, już oferuje zaawansowane funkcje AI, a inwestorzy niecierpliwie czekają na prawdziwie przełomowe oprogramowanie.

Dołącz do nas na Twitterze oraz YouTube i bądź na bieżąco!

Klarna na Wall Street: ze start-upu do gracza z ambicjami bankowymi

Bardziej przełomowy dla rynku był jednak debiut Klarny. Szwedzki fintech założony przez Sebastiana Siemiątkowskiego zaliczył bardzo udany start na nowojorskiej giełdzie. Akcje spółki wzrosły w debiucie o 15%, a w trakcie dnia notowały choćby 43% zwyżki. Kurs zamknął się na poziomie 45,82 dolara wobec ceny emisyjnej 40 dolarów. Tym samym wartość rynkowa firmy przekroczyła 17 miliardów dolarów – sporo mniej niż pandemiczne rekordy (ponad 45 mld w 2021 r.), ale też wielokrotnie więcej niż dołek z 2022 r., gdy wycena spadła do 6,7 mld.

Oferta była wyraźnie „przegrzana” – popyt przewyższył podaż, a połowa chętnych inwestorów nie dostała akcji. Spółka i jej dotychczasowi udziałowcy pozyskali łącznie 1,37 mld dolarów, z czego sama Klarna sprzedała papiery za niespełna 200 mln. Jak tłumaczył CEO Sebastian Siemiatkowski, firma nie potrzebowała dużego zastrzyku kapitału – debiut miał przede wszystkim uporządkować handel akcjami, który do tej pory odbywał się na rynku prywatnym w sposób mało zorganizowany.

Klarna od lat kojarzona jest z usługą buy now, pay later (BNPL), czyli odroczonymi płatnościami, które eksplodowały w czasie pandemii. Jednak dziś spółka mocno podkreśla, iż to tylko część oferty. Wprowadziła konta oszczędnościowe i karty kredytowe, rozwija też tzw. „fair financing” – pożyczki na droższe zakupy, spłacane w dłuższym horyzoncie. To daje jej nowe źródła przychodów odsetkowych, choć jednocześnie wymusza tworzenie większych rezerw na straty kredytowe.

W pierwszym półroczu 2025 Klarna zanotowała stratę netto 153 mln dolarów przy 1,52 mld przychodów. To gorszy wynik niż rok wcześniej, ale spółka i tak przekonała inwestorów, iż przyszłość jest obiecująca. Zwłaszcza iż rynek IPO w USA wyraźnie się ożywia – w ostatnich tygodniach spektakularne debiuty zaliczyły m.in. Circle czy Figma.

Dla inwestorów takich jak Sequoia Capital czy duński miliarder Anders Holch Povlsen giełdowe wejście Klarny to ogromny sukces – Sequoia na swoim pakiecie zarobiła już kilka miliardów. Dla samej Klarny to nowy rozdział: firma z fintechowego start-upu staje się pełnoprawnym graczem giełdowym, który ma ambicję konkurować nie tylko w BNPL, ale również szerzej w usługach bankowych.

ASML + Mistral: nieoczywisty duet, który może zmienić europejskie AI

Na sam koniec jeszcze interesujące wydarzenie ze świat aeuropejskiego AI. ASML, europejski gigant w produkcji maszyn litograficznych dla przemysłu półprzewodnikowego, zaskoczył rynek nietypowym ruchem. Holenderska spółka zainwestowała 1,5 mld USD (1,3 mld euro) w francuski startup Mistral AI – i tym samym stała się jego największym udziałowcem z pakietem 11%. To pierwszy tak duży krok ASML w stronę świata sztucznej inteligencji, dotąd pozostawianego raczej graczom z Doliny Krzemowej.

Mistral, założony zaledwie w 2023 roku, stał się w krótkim czasie wizytówką francuskiej strategii budowania „suwerenności technologicznej”. Startup rozwija własne modele językowe i oferuje rozwiązania open-source, które mają być łatwiej dostosowywane do potrzeb przedsiębiorstw. Dzięki rundzie finansowania, której częścią była inwestycja ASML, wycena spółki wzrosła do 11,7 mld euro, co czyni ją jednym z najcenniejszych prywatnych podmiotów technologicznych w Europie.

Na pierwszy rzut oka udział giganta od maszyn EUV w projekcie AI może wydawać się egzotyczny. Jednak strategicznie ma sens:

  • ASML zyskuje wgląd w potrzeby infrastruktury AI – od procesorów, przez GPU, po pamięci – co bezpośrednio przekłada się na planowanie mocy produkcyjnych dla swoich narzędzi litograficznych,
  • spółka zapewnia sobie opcjonalność technologiczną – możliwość wykorzystania algorytmów Mistral w rozwoju własnych maszyn i procesów,
  • oraz miejsce przy stole w dyskusjach o regulacjach i eksporcie AI, które w coraz większym stopniu wpływają na rynek półprzewodników.

Sam CEO ASML, Christophe Fouquet, podkreślał, iż nie chodzi o stworzenie „europejskiego OpenAI”, ale o przesycenie organizacji sztuczną inteligencją – od optymalizacji działania maszyn po analitykę danych serwisowych. CFO Roger Dassen dołączy z kolei do rady nadzorczej Mistral.

Z perspektywy Mistral, wejście ASML to nie tylko ogromny zastrzyk gotówki w brutalnie konkurencyjnym rynku, ale też dowód, iż Europa potrafi budować własne ekosystemy wokół AI. CEO Arthur Mensch nie krył zadowolenia: „To dobra historia dwóch europejskich czempionów, którzy zaczynają współpracę”.

Czy to inwestycja przełomowa, czy kosztowna ciekawostka? Czas pokaże. Faktem jest, iż dla ASML to wydatek rzędu około niż 18% posiadanej gotówki, a dla Mistral – olbrzymi kredyt zaufania. A iż w bingo technologicznych zaskoczeń roku 2025 mało kto stawiał na „ASML + Mistral AI”, tym bardziej warto ten ruch obserwować.

Do zarobienia!
Piotr Cymcyk

Nie przegap – choćby 20 darmowych akcji od Freedom24, każda warta do 800 USD!
Szczegóły promocji: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
67
5
Idź do oryginalnego materiału