Mike Wilson, główny analityk Morgan Stanley, twierdzi, iż wzrosty na Wall Street będą napędzane przez solidne wyniki finansowe spółek oraz oczekiwane działania Rezerwy Federalnej polegające na stopniowym luzowaniu polityki monetarnej
Problemem gospodarki USA, a w związku z tym także amerykańskich spółek, może być gwałtownie rosnące zadłużenie kraju. Jak wynika z danych Departamentu Skarbu USA, dług publiczny osiągnął już astronomiczny poziom 36,7 biliona dolarówReklama
Ray Dalio, założyciel funduszu Bridgewater Associates, zaleca dywersyfikację portfela i przeznaczenie 15 proc. środków na aktywa przechowujące wartość - przede wszystkim na bitcoina i złoto
S&P500, główny indeks giełdy amerykańskiej, pod koniec lipca znalazł się na rekordowo wysokim poziomie prawie 6 400 punktów. Eksperci z Morgan Stanley, jednej z największych firm inwestycyjnych na świecie, przewidują, iż pozytywny trend utrzyma się na Wall Street przez najbliższych kilkanaście miesięcy. Ich zdaniem, S&P500 ma szansę wzrosnąć do 7 200 punktów do połowy 2026 roku.
Głos optymistów. Wzrost z krótkimi przerwami na spadki
Mike Wilson, główny analityk firmy, twierdzi, iż wzrosty te będą napędzane przez solidne wyniki finansowe spółek oraz oczekiwane działania Rezerwy Federalnej polegające na stopniowym luzowaniu polityki monetarnej. Po drodze jednak inwestorzy muszą przygotować się na sezonowe spadki i makroekonomiczne turbulencje.
Jednym z kluczowych zagrożeń dla kontynuacji hossy są rosnące rentowności obligacji skarbowych USA. Morgan Stanley ostrzega, iż jeżeli 10-letnie papiery przekroczą poziom 4,5 proc., może to negatywnie wpłynąć na niektóre segmenty rynku - w szczególności na spółki o małej kapitalizacji, które są bardziej wrażliwe na zmiany kosztów finansowania. Dziś rentowność amerykańskich obligacji 10-letnich to około 4,3 proc.
Innym czynnikiem ryzyka są gospodarcze następstwa polityki celnej prowadzonej przez administrację waszyngtońską. Wyższe cła mogą prowadzić do wzrostu kosztów produkcji i tym samym podnosić inflację, co z kolei będzie miało negatywny wpływ na marże przedsiębiorstw.
Morgan Stanley prognozuje, iż korekta na giełdzie nowojorskiej może nastąpić jeszcze w tym kwartale, także z powodu trendów sezonowych, które w przeszłości prowadziły do pogorszenia nastrojów rynkowych w miesiącach letnich. Jednak spadki cen akcji mogą stanowić okazję inwestycyjną, zwłaszcza jeżeli zostaną uznane za chwilowe.
Głos pesymistów. Potentaci nie dają gwarancji sukcesu
Optymizmu ekspertów Morgan Stanley wydają się nie podzielać ekonomiści kilku innych renomowanych instytucji finansowych. W drugiej połowie lipca pojawiło się wyjątkowo dużo rekomendacji sprzedaży akcji, a na celowniku analityków znalazły się znane firmy, które dotąd uchodziły za solidne pozycje w portfelach inwestorów. Amerykański JPMorgan i szwajcarski bank UBS wysłały rynkom wyjątkowo mocne sygnały: to nie jest czas na bezrefleksyjne trzymanie akcji w portfelu.
UBS nie wierzy w potencjał Tesli, gdyż ponownie zalecił sprzedaż akcji producenta aut elektrycznych i ustalił cenę docelową na 215 dolarów (teraz jest to około 321 dolarów). Według Josepha Spaka, wyniki kwartalne Tesli były co prawda zgodne z oczekiwaniami, ale to za mało, by przekonać inwestorów do zmiany nastawienia wobec firmy Elona Muska.
Dla Pumy UBS także utrzymał rekomendację "sprzedaj". Bank podkreśla, iż producent odzieży sportowej spodziewa się spadku sprzedaży w 2025 roku oraz straty operacyjnej, co tylko pogłębia obawy związane z jego pozycją rynkową w obliczu nasilającej się konkurencji.
Z kolei JPMorgan podtrzymał negatywne nastawienie wobec Vodafone, utrzymując rekomendację "niedoważona" i wyznaczając cenę docelową na poziomie 62 pensów (teraz są to około 83 pensy). Analityk Akhil Dattani wyniki kwartalne brytyjskiego giganta telekomunikacyjnego nazwał "niespójnymi".
JPMorgan podtrzymał też ocenę dla spółki Nemetschek (niemiecka firma specjalizująca się w oprogramowaniu budowlanym), zmieniając jednocześnie prognozę na "niedoważona" i ustalając cenę docelową na poziomie 95 euro (teraz jest to około 129 euro). Mimo iż wstępne dane finansowe za drugi kwartał pozytywnie zaskoczyły rynek, analityk Joseph George zauważa, iż akcje firmy są wysoko wycenione w porównaniu z konkurencją.
Głos Białego Domu. Czas na porozumienia handlowe
W połowie wakacji nastroje na Wall Street i wielu innych giełdach świata są bardzo dobre głównie dlatego, iż 1 sierpnia nie będzie dniem globalnego wstrząsu. Donald Trump przed tą krytyczną datą dochodzi do porozumienia z kluczowymi partnerami handlowymi w sprawie nowych taryf celnych.
Na Unię Europejską zostaną nałożone cła w wysokości 15 proc., a nie 30 proc., jak planował Biały Dom. Należy jednak pamiętać, iż choć taryfy celne są znacznie niższe od proponowanych wiosną w "Dniu Wyzwolenia", to znalazły się na znacznie wyższym poziomie niż przed objęciem przez Trumpa amerykańskiej prezydentury.
Tymoteusz Turski, analityk rynku akcji XTB, zwraca uwagę na fakt, iż na amerykańskiej giełdzie już od dłuższego czasu inwestorzy czynnik wysokich ceł wyłączali ze swoich równań rynkowych. "Zachowania amerykańskich spółek wskazywały na sytuację, w której inwestorzy porzucili obawy związane z wojną handlową. W tej sytuacji pojawiało się ryzyko mocniejszej przeceny w przypadku niedogadania się kluczowych gospodarek świata i w efekcie wejścia na drogę wojny handlowej. Ta mogłaby odbić się nie tylko na USA i UE, ale dotknęłaby także innych partnerów handlowych, na przykład w Azji" - czytamy w raporcie eksperta XTB.
Tymoteusz Turski jest zdania, iż skoro wyjaśnia się sprawa globalnych taryf celnych, to na Wall Street utrzymanie wysokich wycen akcji najbardziej będzie zależało od wyników spółek za trzeci kwartał. "Na razie w obliczu niepewności celnej duża część spółek nie przeniosła swoich kosztów na klientów. Jednak teraz, gdy umowy handlowe zostały podpisane, inwestorzy zaczną obserwować dokładniej, jak spółki będą dostosowywać się do nowego otoczenia. Szczególnie wobec coraz mocniej rosnącej presji na utrzymanie wysokich marż operacyjnych" - napisał Tymoteusz Turski.
Głos sceptyka. Groźne zadłużenie USA
Problemem gospodarki Stanów Zjednoczonych, a w związku z tym także amerykańskich spółek, może być gwałtownie rosnące zadłużenie kraju. Takiego zdania jest Ray Dalio, założyciel funduszu Bridgewater Associates. Jak wynika z danych Departamentu Skarbu USA, dług publiczny kraju osiągnął już astronomiczny poziom 36,7 biliona dolarów. Co więcej, prognozy zapowiadają jeszcze większe potrzeby pożyczkowe w najbliższym czasie.
W samym tylko trzecim kwartale 2025 roku rząd federalny planuje pożyczyć bilion dolarów - aż o 453 miliardy więcej niż wcześniej szacowano. W czwartym kwartale przewidywane jest powiększenie długu o 590 miliardów dolarów. Te trendy mogą zwiększyć presję inflacyjną i dewaluację dolara.
W obliczu rosnącego zadłużenia USA Ray Dalio zaleca dywersyfikację portfela i przeznaczenie 15 proc. środków na aktywa przechowujące wartość - przede wszystkim na bitcoina i złoto. Jego rekomendacja ma pomóc inwestorom w zabezpieczeniu kapitału w obliczu słabnięcia waluty Amerykanów. To znaczący zwrot w podejściu Dalio. Jeszcze w styczniu 2022 roku zalecał on ekspozycję na kryptowaluty na poziomie zaledwie 1-2 proc.
Założyciel funduszu Bridgewater Associates całą sytuację nazywa "pętlą zadłużenia" - mechanizmem, w którym rząd musi stale zaciągać nowe pożyczki, aby obsługiwać starsze zobowiązania. Dlatego właśnie Dalio nazywa bitcoiny i złoto "skutecznymi dywersyfikatorami" - aktywami, które nie są zależne od jednej jurysdykcji i dobrze sprawdzają się w niestabilnym środowisku makroekonomicznym. Zwraca uwagę, iż nie tylko USA, ale także inne kraje Zachodu - jak Wielka Brytania - wpadają w podobną spiralę zadłużenia i będą zmuszone do szukania alternatyw.
Jacek Brzeski