Jeszcze niedawno pamięć była jak worek cementu w Castoramie: tania, powtarzalna, bez emocji. Dziś? Jest jak ropa naftowa dla sztucznej inteligencji. Bez niej nic nie działa.
Rynek DRAM i NAND przechodzi właśnie coś, czego w tej branży nie widziano nigdy wcześniej:
– ceny rosną o kilkadziesiąt procent kwartalnie,
– zapasy spadły do zera,
– a popyt nie zwalnia choćby o milimetr, bo AI po prostu nie może działać bez pamięci.
HBM staje się „zaworem dławiącym” całej infrastruktury AI, a produkcja nie nadąża, bo każdy etap wymaga zaawansowanego sprzętu, ludzi i czasu. I właśnie dlatego nie mówimy już o cyklu półprzewodników. Mówimy o supercyklu.
W tym materiale pokażę Ci:
– dlaczego pamięć staje się inwestycyjnym gamechangerem,
– kto dziś zarabia najwięcej,
– i które spółki mogą być największymi wygranymi tej zmiany, niezależnie od tego, co zrobi AI.
Jeśli szukasz trendu, który dopiero się rozpędza, to jesteś w dobrym miejscu. Zaczynamy.
Nowa ropa dla AI! Zaczyna się supercykl pamięci – te firmy już wystrzeliły, ale to nie koniec!
Załóż konto na Freedom24 i odbierz choćby 20 darmowych akcji o wartości choćby kilkaset dolarów każda!
Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome
Od „worka cementu” do surowca strategicznego
Jeszcze kilka lat temu rynek pamięci wyglądał jak typowy magazyn budowlany. Tanie, powtarzalne, zero emocji. DRAM i NAND były traktowane jak worek cementu. Bierzesz, ile potrzebujesz, cena ma być niska, bo nikt nie będzie płacił więcej za coś, co jest „wszędzie takie samo”.
Dziś sytuacja zmieniła się tak bardzo, iż wręcz wymaga zmiany słownika. Pamięć przestała być chwilowo tanim komponentem. Stała się zasobem strategicznym. Towarem, który w świecie sztucznej inteligencji pełni funkcję zbliżoną do ropy naftowej sto lat temu. AI bez pamięci nie oddycha. A kiedy popyt rośnie szybciej niż moce produkcyjne, zaczyna się robić naprawdę ciekawie.
Najwięksi gracze technologiczni nie rozmawiają już o tym, ile zapłacą za kość HBM. Oni pytają, czy w ogóle ją dostaną. W takiej sytuacji rynek pamięci przechodzi transformację, która przypomina bardziej surowcowy supercykl niż klasyczny cykl półprzewodnikowy. I to właśnie dlatego zaczynamy mówić teraz o czymś, czego ta branża praktycznie nie widziała: o trwałym okresie niedoborów i bezprecedensowo wzrastających cen.
Przykład z życia wzięty – Samsung podniósł niedawno ceny kontraktowe DRAM choćby o 60%, sygnalizując wyjątkowo napięte zapasy i agresywny popyt napędzany inwestycjami w infrastrukturę AI.

To będzie więc historia o sektorze, który przez lata był nudną półką w sklepie z elektroniką z typową cyklicznością i okazjonalnymi skokami cen, a dziś staje się jednym z najważniejszych elementów globalnej infrastruktury AI. I wszystko wskazuje na to, iż dopiero wchodzimy w pierwszą fazę tego zjawiska. Co dokładnie je napędza?
Stary cykl koniunkturalny i jego ograniczenia
Przez większość swojej historii branża pamięci działała jak podręcznikowy przykład cyklu koniunkturalnego. Najpierw producenci inwestowali w nowe linie, rynek tonął w nadpodaży, ceny spadały, a marże topniały szybciej niż śnieg w marcu. Potem część firm wymiękała, dostawy malały, ceny odbijały i oczywiście zachęcały wszystkich do kolejnej rundy rozbudowy mocy. I tak bez końca.
Było to możliwe, bo popyt pochodził głównie od elektroniki użytkowej. telefony, laptopy, telewizory. Sprzęty, które sprzedają się w przewidywalnych cyklach i mają jedną wspólną cechę: są piekielnie wrażliwe na cenę. Wystarczyło podnieść ceny pamięci DRAM o kilka procent, a producenci urządzeń natychmiast zaczynali ciąć zamówienia, przesuwać premiery modeli albo szukać tańszych konfiguracji. Rynek sam się wychładzał i wracał do równowagi.
Działało to też w drugą stronę, przełomowa premiera serii nowych i wyczekiwanych telefonów potrafiła nakręcić popyt na pamięć w jednym roku tylko po to, żeby załamał się on w kolejnym.

Nowy klient: giganci AI i popyt odporny na cenę
Problem w tym, iż to, co obserwujemy dziś, kompletnie nie pasuje do tego schematu i trudno znaleźć historyczną analogię. Po raz pierwszy w historii największy odbiorca pamięci nie zachowuje się jak klient masowy. Są nimi bowiem giganci AI – i słuchajcie oni nie kupują pamięci dlatego, iż jest akurat sezon. Kupują, bo muszą, bo ich modele AI dosłownie nie mogą działać bez wystarczającej przepustowości i pojemności. Popyt nie reaguje na cenę, reaguje na dostępność. To odwraca cały mechanizm równowagi, na którym ta branża jechała od dekad.
Większość producentów (SK Hynix, Micron) agresywnie więc przerzuciła moce produkcyjne na HBM, bo to segment o najwyższych marżach i gigantycznym popycie ze strony AI. Efekt uboczny widać na wykresach – mniej linii na standardowe DRAM-y

Co więcej, w przeszłości każdą fazę niedoboru dało się ugasić klasycznym podejściem: dorzucić inwestycji, odpalić nowe linie i wrócić do nadpodaży. Dziś tak łatwo już nie jest. Produkcja pamięci HBM i zaawansowanych generacji DRAM wprowadziła do układanki wąskie gardła technologiczne, których nie da się przeskoczyć decyzją „wydajmy więcej”. Efekt? choćby jeżeli fabryki pracują pełną parą, rynek przez cały czas ma deficyt.
I to właśnie dlatego mówimy o supercyklu, a nie kolejnym odbiciu po słabszym roku. Bo tym razem nie chodzi o wahnięcie popytu, tylko o zmianę jego natury. A kiedy zmienia się natura popytu, zmienia się cały cykl.
Jeśli miałbym wskazać jedną rzecz, która najbardziej odmieniła ten rynek, to jest nią pełna wymiana głównego klienta. Przez dwie dekady producenci pamięci sprzedawali głównie do firm robiących telefony, laptopy i telewizory. To był świat, w którym każdy dolar różnicy miał znaczenie. Podniesienie ceny pamięci DRAM o kilka procent potrafiło zatrzymać zamówienia z dnia na dzień, bo marże w elektronice konsumenckiej są cienkie jak papier.
Wystarczy zerknąć na marżę netto takich spółek jak Xiaomi, Dell, Lenovo, czy Asus, żeby zrozumieć o czym mówię. Żadna z tych firm w trakcie ostatnich 10 lat nie osiągnęła dwucyfrowej marży netto, a w przeważającej większości nie osiągają one choćby 5%. Króluje tu logika: taniej albo wcale. Kiedy pamięć DRAM drożała, to popyt się załamywał, bo producenci nie mogli sobie pozwolić na wzrost kosztów przy takich marżach.

Dziś za sterami siedzi zupełnie inny typ odbiorcy. Centra danych budowane pod sztuczną inteligencję działają według zasady: „dostarczcie, ile fizycznie możliwe”. Pamięć nie jest dla nich szeregowym składnikiem listy komponentów, tylko paliwem. Bez niej nie przeprowadzisz treningu modelu, nie odpalisz wnioskowania i nie utrzymasz przepustowości klastrów AI. To już nie koszt jednostkowy, to element infrastruktury krytycznej.
Co to oznacza w praktyce? Że elastyczność cenowa prawie znika. Zamiast negocjacji w stylu „czy możemy zejść o 5 procent”, mamy pytania w rodzaju „kiedy możecie dowieźć kolejny kontener”. To fundamentalna zmiana równowagi sił względem tego co obserwowaliśmy w przeszłości. Dostawcy pamięci po latach walki o marże zaczęli dyktować warunki, bo klient, który boi się braku dostępności, nie będzie grał twardo.
A ponieważ popyt napędzany AI rośnie nie dlatego, iż jest „sezon na nowe telefony”, tylko dlatego, iż modele AI stają się bardziej pamięciożerne, to choćby wysoka cena nie studzi rynku. Przeciwnie: dla największych firm liczy się to, żeby nie zostać w tyle, a nie to czy cena zje trochę ich marże. W przeciwieństwie do producentów elektroniki użytkowej marże Big Techów i producentów sprzętu pod AI są znacznie wyższe i tutaj rozmowa wygląda zupełnie inaczej. W takim układzie przestaje działać klasyczna hamulcowa mechanika cenowa. I to dopiero początek kaskady efektów, które wywracają cały cykl pamięci do góry nogami.
HBM jako „zawór dławiący” całego rynku
Kluczowe miejsce, w którym cały rynek pamięci dosłownie się korkuje, to jest właśnie ta najnowocześniejsza pamięć HBM. Ta technologia stała się nieformalnym „zaworem dławiącym” całego sektora. I nie dlatego, iż producenci nie chcą jej robić. Oni chcą, aż za bardzo. Problem polega na tym, iż HBM pożera moce produkcyjne w sposób, którego wcześniej w tej branży po prostu nie było.
Prognozy mówią o tym, iż rynek pamięci HBM ma się przeskalować o 160% w trakcie kolejnych 4 lat.

HBM nie da się wytwarzać na tych samych zasadach co zwykły DRAM. To dużo bardziej złożone, precyzyjne układy, które wymagają dodatkowych etapów produkcji, testów i pakowania. Efekt jest prosty: każda linia przesunięta na HBM to linia, która już nie robi klasycznych kości pamięci. I to nie w symbolicznym stopniu. To realne, systemowe wypieranie starszych generacji DRAM przez produkty, na które popyt wywołany AI rośnie znacznie szybciej.
Przez lata rynek pamięci miał jedną przewidywalną cechę. jeżeli zrobił się niedobór, wystarczyło dorzucić mocy. Zainwestować, rozbudować fabryki, wrócić do nadpodaży. Dziś już się nie wydaje to takie łatwe. Producenci wcale nie rzucają się masowo zwiększać potencjału DRAM, bo najwięcej zarabia się na HBM, a jego produkcja blokuje wszystko inne, bo jest bardziej skomplikowana. Pamięć o wysokiej przepustowości, czyli HBM staje się kluczowa dla AI, więc procesy projektowane są pod nią, a nie pod tańsze, masowe warianty.
W efekcie powstaje rynek, który zaczyna przypominać korek na autostradzie. Popyt rośnie z obu stron, zarówno na HBM, jak i na nowoczesne generacje DRAM, ale ruch w kierunku zwiększenia podaży jest dramatycznie spowolniony. HBM zjada przestrzeń, która kiedyś była amortyzatorem cyklu. Teraz amortyzatora nie ma. Jest sztywność podaży i narastający deficyt.
To właśnie ta technologiczna „nieliniowość” sprawia, iż obecne odbicie cen pamięci nie jest zwykłym cyklem. Jest strukturalnym przesunięciem, którego nie da się ugasić szybką rozbudową fabryk. I dlatego kolejne ogniwo tej układanki, spadek zapasów i eksplozja cen, nie jest żadnym przypadkiem, tylko naturalną konsekwencją tego zatoru.
Zapasy znikają, ceny eksplodują, a rynek działa „na żywo”
Jeżeli ktoś jeszcze miał wątpliwości, czy ta zmiana w podaży i popycie to tylko chwilowe odbicie, wystarczy spojrzeć na zapasy. Przez lata poziomy magazynowe działały jak bufor bezpieczeństwa rynku pamięci. Gdy popyt przyspieszał, zapasy znikały powoli. Gdy rynek hamował, magazyny pęczniały jak balon. Wszystko odbywało się w przewidywalnych rytmach.
Tym razem rytmu nie ma. Zapasy spadły do poziomów, które kiedyś brano za sygnał alarmowy, a dziś są… nową normą. Mówimy o stanie, w którym chipy potrafią znikać z magazynów w tempie tygodni, a nie kwartałów. To oznacza, iż rynek działa „na żywo”. Producent sprzedaje wszystko, co zjeżdża z taśmy, zanim jeszcze zdąży cokolwiek odłożyć.

I to właśnie w tym momencie zaczynają się dziać rzeczy, których w tej branży dawno nie widzieliśmy. Ceny kontraktowe rosną nie o pojedyncze procenty, ale o kilkadziesiąt procent kwartał do kwartału w segmencie serwerowym. A na rynku spotowym, tam, gdzie kupuje się towar „tu i teraz”, wzrosty dochodzą do poziomów, które jeszcze niedawno wydawały się memem. Najnowsze standardy DRAM potrafią drożeć o setki procent, bo firmy po prostu chcą mieć pewność, iż cokolwiek dostaną.
Wykres, który teraz widzicie nie przedstawia ceny pamięci DRAM, on przedstawia tempo wzrostu tych cen od początku 2025 roku!

W takim środowisku równowaga sił między kupującym a sprzedającym staje na głowie. Przez lata to producenci elektroniki dyktowali warunki: „albo taniej, albo szukamy gdzie indziej”. Dziś to dostawcy pamięci mówią wprost: „tak wygląda cena i tyle możemy dostarczyć”. I to działa, bo nikt nie chce ryzykować braku dostępności w sytuacji, gdy opóźnienie dostawy pamięci może zablokować całe klastry AI i zadecydować o tym, kto wygra w wyścigu technologicznym.
Ten etap niedoboru jest kluczowy, bo pokazuje, iż rynek nie chłodzi się w odpowiedzi na wyższe ceny. Wręcz przeciwnie, ceny rosną, a popyt trzyma się mocno. To nie jest cykliczne odbicie. To efekt sytuacji, w której zarówno zapasy, jak i moce produkcyjne są na granicy wydolności, a nowy popyt napędza branżę szybciej, niż ta jest w stanie reagować.
Następna fala popytu: generatywne wideo
W każdym razie, jeeżeli ktoś myśli, iż największa fala popytu już się przetoczyła, to jest w błędzie. Dzisiejsze zapotrzebowanie generuje głównie tekstowe i obrazowe modele AI, a to zaledwie przystawka. Danie główne dopiero wjeżdża na stół i nazywa się generatywne wideo.
Modele tworzące krótkie klipy już działają, ale to dopiero rozgrzewka. Branża celuje w wideo wielominutowe, a ostatecznie pełnometrażowe. To nie jest po prostu „więcej danych”. To skok o kilka rzędów wielkości. Wideo to najcięższy format cyfrowy, a generatywne wideo, trenowane na ogromnych zbiorach danych i wymagające gigantycznej przepustowości podczas inferencji, jest absolutnym potworem pamięciowym. jeżeli tekst zjada megabajty, a obrazy gigabajty, to wideo generatywne pożera terabajty. I nie mówi „dziękuję”.
Problem polega na tym, iż właśnie w tym momencie mamy w sektorze pamięci storage (NAND) zjawisko, które idealnie przekłada się na przyszłe niedobory. Przez ostatnie pięć lat branża dysków masowych, zarówno HDD, jak i SSD praktycznie spała. Inwestycje były minimalne i odłożone, a modernizacja fabryk przeciągana w czasie. Dlaczego? Bo po pandemii popyt konsumencki siadł, a sektor korporacyjny przeszedł na modę „więcej optymalizacji, mniej rozbudowy”.

Tyle iż teraz oba trendy odwracają się naraz. Storage wchodzi w epokę, w której już nie musisz tylko przechować danych. Musisz je przechowywać, przesyłać, buforować i przetwarzać w tempie, którego starsza infrastruktura po prostu nie udźwignie. A ponieważ AI Video wymusza nie tylko większą pojemność, ale też znacznie większą szybkość odczytu i zapisu, popyt nie będzie dotyczył wyłącznie klasycznych SSD, ale również zaawansowanych warstw pamięci masowej, które łączą się z DRAM i HBM w ramach całego łańcucha obliczeniowego.
Krótko mówiąc: branża storage (HDD i NAND) wchodzi w rolę cichego, ale absolutnie kluczowego punktu zapalnego. Z jednej strony mamy rosnący popyt napędzany przez wideo generatywne, z drugiej kilka lat malejących inwestycji, które zostawiły moce produkcyjne w stanie delikatnie mówiąc… nieprzygotowanym. To idealna recepta na kolejny niedobór, który dołoży paliwa do supercyklu pamięci. A to dopiero prowadzi nas do najważniejszego elementu układanki: luki inwestycyjnej, której nie da się zasypać w rok czy dwa.
Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.
DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach
Luka inwestycyjna i „no man’s land” do 2026–2027
Branża pamięci znalazła się w bardzo niewygodnym miejscu. W przestrzeni, którą analitycy coraz częściej nazywają „no man’s land”. To okres, w którym wszyscy wiedzą, iż moce produkcyjne są za małe, ale jednocześnie nowe fabryki jeszcze nie istnieją, a proces ich budowy ciągnie się latami. To nie jest rynek, który da się ustawić na nowe tory jedną decyzją o większych inwestycjach. To infrastruktura z zamrożonym czasem reakcji.
Między 2021 a 2024 rokiem producenci pamięci cięli inwestycje, bo branża przechodziła klasyczne spowolnienie.
Mało kto wtedy zakładał, iż AI eksploduje w takim tempie i tak brutalnie wgryzie się w moce produkcyjne. Efekt: mamy rok 2025, popyt wystrzelił, ale podaż jest wciąż na poziomie, który planowano dla… zupełnie innej rzeczywistości.
Nowe fabryki DRAM, linie HBM i modernizacje NAND dopiero się budują. Realnie wejdą do gry dopiero w latach 2026–2027. Do tego czasu rynek działa w warunkach strukturalnego niedoboru. To nie „chwilowy brak równowagi”, tylko mechaniczne opóźnienie podaży, które wynika z fizycznych ograniczeń. W takiej sytuacji każda dodatkowa fala popytu tylko dokręca śrubę.
I to właśnie dlatego obecny cykl tak mocno przypomina klasyczny supercykl surowcowy. Masz szybki wzrost popytu, sztywną podaż, niskie zapasy i wieloletnią lukę inwestycyjną, której nie da się zasypać inaczej niż czasem. Dopiero za dwa–trzy lata zobaczymy efekt dzisiejszych inwestycji. Do tego momentu rynek pamięci przypomina bardziej autostradę, na której wszyscy jadą na zderzaku, niż uporządkowaną branżę półprzewodników.
Rynek akcji potwierdza narrację i domyka konkluzję
Cały ten szał i zapotrzebowanie na pamięć widać w zachowaniu cen akcji producentów pamięci. Spółki takie jak Western Digital, czy Seagate Technology zaliczyły w tym roku spektakularne rajdy cenowe, rosnąc ponad 150% od początku roku! I co najlepsze, to nie były wcale jakieś rozgrzane spółki, które wcześniej też rosły w takim tempie. To były raczej zapominane przez wszystkich firmy z pewnej mało popularnej niszy, które od wielu lat kisiły się mniej lub bardziej męczącej konsolidacji, aż nagle znalazły się w centrum megagorącego trendu i to trochę przypadkiem.

Inną grupą spółek, które są na świeczniku w kontekście super cyklu pamięci jest tak zwana wielko trójka, czyli firmy, które produkują nie tylko pamięć NAND, ale również DRAM i najnowocześniejsze HBM, a razem posiadają 95% całego rynku układów DRAM. Mowa o SK Hynix, Samsungu i Micronie.

Wśród tych firm też obserwujemy w ostatnich miesiącach imponujące wzrosty. Od plus 90% na Samsungu do plus 170% na SK Hynix YTD.

Jeżeli spojrzeć na wszystkie elementy układanki jednocześnie, obraz jest dość klarowny. Nie mamy tu do czynienia z klasycznym odbiciem po słabszym roku, tylko z narastającą, wielopoziomową zmianą struktury całego rynku. Popyt przestał być sezonowy i stał się infrastrukturalny. Klienci przestali pytać o cenę, zaczęli pytać o dostępność. HBM zablokował moce produkcyjne, zapasy spadły do symbolicznych poziomów, a AI Video dopiero odpali kolejną falę potrzeb.
Do tego dochodzi twardy fakt, którego nie da się obejść żadną tabelką w Excelu: nowe fabryki potrzebują czasu. Oznacza to, iż rynek przez jakiś czas będzie działał w warunkach permanentnej ciasnoty. I właśnie to jest podręcznikowa definicja supercyklu. Popyt rośnie szybciej niż podaż, a strukturalna luka inwestycyjna uniemożliwia szybki powrót do równowagi.

Najważniejsza konkluzja jest prosta. Supercykl nie zacznie się „za rok” ani „kiedy powstaną nowe fabryki”. On już trwa. Pytanie nie brzmi więc, czy do niego dojdzie, ale jak długo intensywność tego trendu się utrzyma i gdzie pojawią się pierwsze punkty przegrzania.
Na razie jednak wszystkie najważniejsze sygnały, od cen po zapasy i miks produktowy, układają się w jedną spójną historię. Branża pamięci wchodzi w okres, którego nie widziała nigdy wcześniej.
Załóż konto na Freedom24 i odbierz choćby 20 darmowych akcji o wartości choćby kilkaset dolarów każda!
Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome
Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

12 godzin temu





