Nowa strategia bezpieczeństwa USA: powrót realizmu

2 godzin temu

Nowa National Security Strategy 2025 zasługuje na uwagę i w dużej części na pochwałę, mimo pomstowań europejskich środowisk lewicowo-liberalnych. Prezydent Donald Trump zaproponował nową wizję polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, która jest jednocześnie realistyczna, odpowiedzialna i pokazuje zakorzenienie w podstawowych i tradycyjnych wartościach Zachodu. USA nie wycofują się z globalnej sceny, ale odrzucają rolę „żandarma świata”, którą przez lata odgrywały często wbrew własnym interesom. Nie jest to izolacjonizm, jak niektórzy próbują nam wmówić, ale powrót do zdrowej doktryny, iż państwo ma przede wszystkim bronić swoich obywateli, swoich granic, swojej gospodarki i swojej suwerenności. Należy tylko życzyć sobie, by tę samą zasadę przyjęli kiedyś także i polscy politycy.

Mimo nowego spojrzenia na swoje miejsce na świecie USA wcale nie odwracają się od Europy. Przeciwnie, w strategii podkreśla się, iż transatlantycki handel pozostaje jednym z filarów amerykańskiej prosperity, europejski przemysł i nauka należą do najpotężniejszych na świecie, a kulturowy i intelektualny kapitał kontynentu jest dla Ameryki źródłem naturalnego sentymentu. Stany Zjednoczone nie tylko uznają Europę za kluczowego partnera, one uważają ją za współtwórcę własnej cywilizacyjnej tożsamości. To rzadko dziś padające słowa, a ich znaczenie jest większe, niż może się wydawać.

To jednak tylko jedna strona obrazu. Druga strona, znacznie mniej przyjemna dla Europejczyków, opisuje europejską słabość jako stan trwały: brak pewności siebie, brak zdolności wojskowych, brak wizji strategicznej oraz brak politycznej stabilności. Europa ma przewagę nad Rosją w niemal każdym wymiarze twardej siły poza bronią jądrową, a mimo to zachowuje się jak strona słabsza. Ten rozdźwięk między potencjałem a zachowaniem jest jedną z głównych przyczyn, dla których USA muszą pełnić rolę stabilizatora relacji europejsko-rosyjskich, choć USA chciały, by robiła to sama Europa.

Ameryka uznaje za swój interes możliwie szybkie zakończenie wojny w Ukrainie, ale nie po to, by ulec Rosji, ale by stabilizować europejskie gospodarki, ograniczyć ryzyko niekontrolowanej eskalacji i umożliwić Ukrainie przetrwanie jako państwu zdolnemu do odbudowy. USA widzą też, jakie efekty przyniosła ta wojna, kraje europejskie mimo deklaratywnego zapału do walki z Rosją, przez cały czas wspierają jej gospodarkę, kupując ropę naftową czy gaz. Europa nie potrafi sprostać wyzwaniom, które sama współtworzy.

Strategia porusza również wątek, o którym europejskie elity unikają rozmowy: demograficzną i kulturową transformację naszego kontynentu. Waszyngton zauważa, iż w ciągu najbliższych dekad niektóre państwa NATO mogą stać się większościowo nieeuropejskie, co rodzi fundamentalne pytanie: czy przyszłe społeczeństwa tych państw będą patrzyły na świat tak jak ich przodkowie, którzy podpisywali Traktat Północnoatlantycki? Czy będą podzielać amerykański sentyment do Europy i samego Zachodu? Czy będą gotowe bronić „porządku atlantyckiego”, jeżeli ich tożsamość kulturowa będzie od niego coraz bardziej odchodzić? To pytania, które w Europie uznaje się za „niewygodne”, ale w strategii USA pojawiły się wprost — i to nie jako publicystyczna prowokacja, ale jako realna obawa dotycząca przyszłości naszego Sojuszu.

W tym kontekście Ameryka oczekuje, iż kraje europejskie przejmą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo i staną się dla USA partnerami, na których można polegać nie tylko deklaratywnie, ale realnie. Waszyngton chce Europy złożonej z pewnych siebie, suwerennych państw, które wracają do racjonalnej polityki i odchodzą od projektów ideologicznych niemających poparcia narodów. Oczekuje otwartych rynków, uczciwego traktowania firm z USA oraz wspólnego oporu wobec chińskich praktyk merkantylistycznych, kradzieży technologii i cyberagresji. Chce Europy politycznie i kulturowo zdrowej, opartej na realnej tożsamości, a nie sztucznych konstrukcjach bez zakorzenienia społecznego.

I tu pojawia się niezwykle istotny element: Europa Środkowo-Wschodnia — w tym Polska — została wskazana jako region szczególnie perspektywiczny. To tutaj USA widzą polityczną energię, świadomość historyczną, determinację obronną i gotowość do współpracy. Waszyngton zapowiada wzmacnianie tego regionu poprzez handel, sprzedaż nowoczesnej broni, inwestycje infrastrukturalne, współpracę przemysłową i wymianę akademicką. To realny geopolityczny awans, którego nie wolno zmarnować. A jednocześnie jasny komunikat, iż USA będą współpracować z tymi Europejczykami, którzy chcą o siebie dbać.

Warto jednak odnotować jedno zastrzeżenie, iż nadmierne elementy protekcjonizmu gospodarczego, które pojawiły się w wielu miejscach strategii, będą w dłuższej perspektywie osłabiać to, co zawsze było fundamentem amerykańskiej potęgi — wolny handel, konkurencyjność i globalny zasięg gospodarki. Oczywiście Stany Zjednoczone muszą reagować na nieuczciwe praktyki Chin, ale zbyt radykalny protekcjonizm grozi powtórzeniem europejskiego błędu: regulacyjnej stagnacji i utraty innowacyjności.

Mimo tych zastrzeżeń NSS 2025 jest dokumentem w prosty i jasny sposób przedstawiającym plany USA. Oczywiście oznacza to przełom na naszej sytuacji geopolitycznej, ale stanowisko Stanów Zjednoczonych jest jasne, wybierają one realizm. W rzeczywistości takiej polityki powinniśmy życzyć także polskim politykom: opartej na interesie narodowym, a nie na urojonych obowiązkach, fałszywych emocjach czy europejskich modach bez pokrycia. Polska nie potrzebuje moralizowania tylko własnej strategii, opartej na własnej sile.

Jeśli kraje europejskie będą potrafiły adekwatnie i mądrze odczytać tę strategię, to jest szansa, iż Europa wreszcie się obudzi. jeżeli Polska potrafi odpowiedzieć na jej wezwanie, może stać się jednym z kluczowych filarów bezpieczeństwa. A jeżeli cały Zachód przyjmie amerykański realizm bez strachu, może wyjść z obecnego kryzysu silniejszy, niż był przez ostatnie dekady.

Idź do oryginalnego materiału