Kraje bałtyckie i Polska tworzą wspólną linię zapór, pól minowych i umocnień. Wilno inwestuje rekordowe 5,5 proc. PKB w obronność, obawiając się, iż Rosja może uderzyć na NATO w ciągu kilku lat.
Litwa zapowiedziała budowę nowej „linii obronnej” wzdłuż całej granicy z Rosją i Białorusią. Projekt zakłada stworzenie pasa o szerokości choćby 30 mil. Będzie obejmował rowy przeciwczołgowe, pasy betonowych „zębów smoka”, pola minowe oraz umocnienia piechoty.
Mosty i drogi mają zostać przygotowane do wysadzenia. Wzdłuż kluczowych tras prowadzących do miast planowana jest wycinka drzew, co ma spowolnić rosyjskie kolumny pancerne. Celem nie jest pełne zatrzymanie ataku, ale spowolnienie agresora i zepchnięcie go na łatwiejsze pola walki. W ten sposób NATO mogłoby zareagować.
Granica Litwy z obwodem kaliningradzkim i Białorusią liczy ponad 590 mil. „Pas obronny” ma być budowany w trzech warstwach. Będą to zapory techniczne, pola minowe, umocnienia piechoty i mosty z ładunkami wybuchowymi.
Ogólnobałtycka inicjatywa bezpieczeństwa
Projekt jest częścią szerszej inicjatywy Estonii, Łotwy, Litwy i Polski – państw NATO najbardziej narażonych na agresję Rosji. Już teraz powstają tam tzw. „parki inżynieryjne”, wyposażone w czeskie jeże, drut kolczasty i betonowe blokady drogowe. Polska w czerwcu poinformowała o dodaniu pól minowych do Tarczy Wschodniej, czyli własnej wersji bałtyckiej linii obrony.
– Chronimy naszą granicę. Widzieliśmy, co stało się z Ukrainą. Musimy być przygotowani na potencjalny atak – mówił rzecznik polskiej armii, Karol Frankowski.
Rekordowe wydatki i zakupy broni
Litwa stała się jednym z liderów NATO pod względem wydatków na obronność – przeznacza na nią 5,5 proc. PKB, co stawia ją na pierwszym miejscu wśród sojuszników.
Litwa zamówiła m.in.: 44 czołgi Leopard 2A8 z Niemiec, izraelskie pociski przeciwpancerne Spike LR2, dziesiątki tysięcy min przeciwczołgowych oraz artylerię kal. 155 mm zgodną ze standardami NATO.
Co więcej, Litwa wycofała się z konwencji ottawskiej i rozważa użycie min przeciwpiechotnych, których wiele państw NATO zakazało.
Rosyjskie zagrożenie rośnie
Obawy państw bałtyckich potwierdzają analizy zachodnich wywiadów i ekspertów. Szef niemieckiego resortu obrony, gen. Carsten Breuer, ostrzegł, iż Rosja może zaatakować NATO już do 2029 roku. Może to nastąpić choćby wcześniej.
– Musimy być gotowi do walki już dziś wieczorem – powiedział w rozmowie z BBC.
Breuer wskazał, iż Rosja produkuje rocznie 1500 czołgów bojowych i 4 mln pocisków artyleryjskich kal. 152 mm. Duża część tej amunicji nie trafia na front w Ukrainie, ale jest gromadzona jako potencjalna rezerwa przeciw NATO.
Szczególnie narażony jest tzw. Przesmyk Suwalski – krótki odcinek granicy polsko-litewskiej, łączący kraje bałtyckie z resztą NATO. Jego zajęcie przez Rosję mogłoby odciąć Litwę, Łotwę i Estonię od sojuszniczych posiłków.
Równolegle z decyzjami Wilna Rosja kontynuuje ataki na Ukrainę. Tylko jednej nocy wystrzeliła 93 drony i dwie rakiety, uderzając m.in. w sektor energetyczny Odessy i centralną Ukrainę. Ranne zostały dzieci, a w magazynach paliw wybuchły pożary.
Premier Ukrainy Julia Swyrydenko określiła rosyjskie działania mianem „aktu terroru wymierzonego w śpiące dzieci”.
“Nowa żelazna kurtyna”
Eksperci porównują powstające umocnienia do symbolicznej „żelaznej kurtyny” – fizycznej bariery dzielącej Europę w czasach zimnej wojny. Tym razem jednak to nie mur ideologiczny, ale sieć pól minowych, przeszkód i zapór inżynieryjnych. Ma ona dać NATO czas na reakcję.
Dr Kenton White z Uniwersytetu w Reading podkreśla, iż zagrożenie nie jest teoretyczne: – Rosyjskie służby rozwijają zdolności sabotażowe w Europie, przygotowując się do długotrwałej konfrontacji z NATO.
Litwa i sąsiedzi z Europy Wschodniej podejmują historyczny wysiłek budowy obronnej zapory na wzór „żelaznej kurtyny”. Choć żadne fortyfikacje nie gwarantują pełnego bezpieczeństwa, mają dać sojusznikom czas na reakcję i zniechęcić Rosję do ryzykownego ataku.
Daily Mail / Hanna Czarnecka