Latem jeździła do Włoch. Dziecko chodziło do prywatnego przedszkola, na lekcje angielskiego i gry na skrzypcach. W ciągu pięciu lat zmieniła mieszkanie na tańsze, na Bemowie, skąd do pracy dojeżdża już nie uberem, ale metrem i autobusem. Została typową klientką Biedronki, która przed zrobieniem zakupów skrzętnie liczy każdy grosz. Zrezygnowała z zagranicznych wakacji na rzecz Mazur i wciąż zadaje sobie pytanie: – Co się stało z moimi luksusami?
Od pięciu lat jest zatrudniona w tej samej firmie, zarabia tyle samo, co przedtem, a świat wygląda inaczej. Najniższe pensje rosną, wyższe choćby nie doganiają inflacji. Klasa średnia więdnie. – Nigdy wcześniej nie czułam takiej bezradności – wyznaje Maria, nauczycielka w szkole języków obcych. – Rozmawiam z rodzicami moich uczniów, z niektórymi znam się od lat. Większość mówi, iż tak ciężko jeszcze nie było. „Pani Marysiu, od tego miesiąca jedna lekcja w tygodniu, bo nas nie stać na więcej”. Jej poziom życia również spadł – rata kredytu hipotecznego jest dwa razy większa.
40-letni Marcin coraz częściej z trudem wiąże koniec z końcem: – Klasa średnia jest jak bokser, który dostał już tyle razy, iż nie widzi na oczy. Jeszcze nie upadł, ale nie wie, co się dzieje (…). Niby się mówi, iż klasa średnia jest w demokracji najważniejsza. A jednak politycy się przyzwyczaili, iż się nią w ogóle nie trzeba przejmować. Co zrobią ci wszyscy liberalni, lewicowi z wielkich miast? Do Kaczyńskiego nie pójdą. Do Mentzena też nie, choć to już nie takie oczywiste (…). W którymś momencie każdy zacznie głosować za swoim interesem. Kulturalni wielkomiejscy liberałowie i lewicowcy też. Tyle iż trochę później.
Marcin obserwuje znajomych. Wielu z nich kiedyś chciało przyjmować uchodźców, opowiadali się za adopcją dzieci przez gejów. Nagle światopogląd im się zmienił. Górę wziął gniew, rozczarowanie rzeczywistością odbierającą status, poczucie bezpieczeństwa, widoki na przyszłość. 39-letni Kamil, pracownik korporacji, obejrzał właśnie stary film. Jego zdaniem, główny bohater uosabia polską klasę średnią. Jedzie sobie Michael Douglas samochodem i wszystko spoko, dopóki nie stanie w korku. Póki ktoś go nie wkurzy jakąś głupotą. Kończy się tak, iż chodzi po mieście i strzela.