Niedawno powierzono mi konieczność zlikwidowania interesów niewielkiej firmy, której właściciel zmarł w wieku 72 lat. Zawodowo zajmował się działką, która wymaga sporej zręczności, siły fizycznej. Kiedy rozmawiałem z jego córkami, w jaki sposób radził sobie z zadaniem, uderzyła mnie jedna rzecz – przecież to drobny przedsiębiorca, tacy mają najgorzej, muszą pracować do śmierci.
System emerytalny w Polsce został stworzony dla uprzywilejowanych. Niektórzy idą na emeryturę po 25 latach pracy, czyli przed 50-tką (jeszcze niedawno po 15 -latach i przed 40-tką). Wysokość świadczenia zależy od ostatniego stopnia służbowego, a nie od uzbieranego kapitału. Oczywiście mówię o mundurówce. Druga grupa korzysta tylko z tego ostatniego przejawu specjalnego traktowania (sędziowie, prokuratorzy). Trzeci płacą składki minimalne i niezależne od dochodu (rolnicy). Najszersza grupa (pozostali pracownicy) dostaje mniej więcej według zarobków. A kto zostaje na koniec? Przedsiębiorcy. Oni najbardziej dostają w kość. Najpierw wypłacają pensję i składki pozostałym. Potem sobie. Pracownikom większe, sobie już minimalne (60% średniej), ale tak duże, iż jeżeli mówimy o przeciętnym właścicielu jdg, płaci on ok. 1600 zł społecznych oraz 9% zdrowotną od faktury, czasem choćby więcej, jeżeli tych ok. 5000 zł netto miesięcznie nie zarobi (okolice średniej pensji). Pomimo tego, na stare lata, emeryturę ma głodową – minimalną, choćby o ile pracuje do 65 r. ż . Na stare lata zostaje mu jedno wyjście – pracować do śmierci. A ta potrafi przyjść szybko. Jak w przypadku opisanym na wstępie, czy mojego sąsiada – w okolicach 70-tki.
Dobrze, powiedzieliśmy sobie, kto ma najgorzej, a może warto, pokazać jeszcze innych pokrzywdzonych. Mężczyźni, pracują dłużej, żyją krócej, a czas dożycia liczą im jak kobietom (czyli od średniej z obu płci). Pracujący na umowach śmieciowych, od których nie odprowadzano składek i nie będą mieli żadnej emerytury (lub poniżej minimalnej). Wszyscy zatrudnieni za pensję niższą niż 80% średniej. Oni także zasłużą na minimalną. Paradoksalnie, w tym systemie tracą też nieźle zarabiający. Dlaczego? Ponieważ zanim zyskają na odcięciu składki (ok. 250 tys. zł) wejdą w wyższy podatek (32% od 120 tys. zł). Co to oznacza? Składko-podatek pow. 50 % pensji. A ich emerytura? Na papierze ładna, de facto – nieproporcjonalna do odłożonych środków. Podam przykład. Własny. W zeszłym roku moi pracodawcy odprowadził ode mnie w systemie powszechnym ok. 46 tys. zł na samą emeryturę (miesięcznie prawie 4000 zł). Przez 42 lata pracy – da to ok. 3,8 mln zł, zakładając waloryzację kapitału o inflację. Biorąc pod uwagę męską długość życia 73 lata, powinienem dostawać 3,8 mln/8 lat = 475.000 zł. Szczerze, gdybym zgromadził taką kwotę (3,8 mln), z samych odsetek od obligacji skarbowych miałbym 190 tys. zł/rok netto. Ile zaplanował dla mnie ZUS? 112 tys. zł netto (nominalnie, czyli wg dzisiejszej wartości pieniądza), czyli 1/4 uzbieranego kapitału plus zero odsetek. Krótko mówią, ukradną mi w pierwszym roku 84% należnych pieniędzy, a w ostatnim łaskawie tylko 63%. Dlatego, gdybym mógł wypisałbym się z ZUS natychmiast. Jednocześnie rolnik płacąc 100 zł na emeryturę miesięcznie (czyli 1/10 składki przedsiębiorcy) dostanie 100% emerytury właściciela firmy. Tak to działa.
Jednak popatrzmy i na inny aspekt. Przymusowy charakter ZUS powoduje, iż zabierając przedsiębiorcy 1600 zł miesięcznie składki emerytalno-rentowo-chorobowej, z których skorzysta może z tej pierwszej, pozbawia go możliwości zainwestowania tych blisko 20 tys. zł rocznie w inny sposób. Co to oznacza w praktyce? Gdyby założyć rynkowe warunki niewielkiego ryzyka (5% rocznie netto), przez 41 lat uzbieramy …. 2.6 mln zł. Znowu, patrząc na moje obliczenia – 320 tys. zł/rok z kapitału przez 8 lat i 130 tys. zł z odsetek w pierwszym roku. 450 tys. zł/rok czyli 37 tys. zł/m-c. A wypłacą mu „z łaską”, świadczenie minimalne, równe jego miesięcznym składkom, pomimo iż oszczędzał 5 razy dłużej niż będzie korzystał. Resztę weźmie sobie po cichu państwo. A sam przedsiębiorca z niewielkim dochodem takich kwot nie zobaczy, bo na odłożenie nie ma szans. Stąd praca do śmierci. Policjant dostanie 80% pensji – dajmy na to 5-8 tys. zł przez 25 lat, nie płacąc ani grosza. Sędzia 20 tys. zł przez 8 lat, też nie odprowadzając złotówki. Taka sprawiedliwość.
Żeby jednak nie uprawiać czarnowidztwa. Przedsiębiorca nie stoi na straconej pozycji. Jego dochód, w przeciwieństwie do policjanta, nie zależy od humoru przełożonego (ma władzę zdegradować, nie dać podwyżki), ale od własnych inicjatyw. Warto zacisnąć zęby i odłożyć na prywatną emeryturę jeszcze te dodatkowe 1600 zł, rozkładając je pomiędzy IKE i IKZE. I robić tak konsekwentnie przez lata. Z drugiej strony, choćby przedsiębiorca-emeryt daje radę zarabiać, bo nauczyli go ciężkiej pracy, a nie bezproduktywnego siedzenia za biurkiem, lub obijania się na budowie.