Igrzyska Olimpijskie 2024 w Paryżu miały być nie tylko globalnym świętej sportu, ale i też ogromnym sukcesem wizerunkowym i biznesowym dla stolicy Francji. Przewidywano, iż do miasta przyjedzie co najmniej 3 miliony zagranicznych turystów, gotowych wydać spore sumy na hotele, restauracje i atrakcje turystyczne. Rzeczywistość nie maluje się jednak zbyt różowo. Zamiast spodziewanej liczby gości, Paryż może ostatecznie przyjąć jedynie połowę z planowanej liczby odwiedzających, głównie z powodu wysokich cen i tzw. „efektu odstraszania”. W efekcie, właściciele hoteli, restauracji i innych firm związanych z turystyką liczą straty, a impreza, która miała przynieść ogromne zyski, prawdopodobnie okaże się finansową i wizerunkową klapą.
Chleba i igrzysk
Co poszło nie tak? Pierwszym i najbardziej jaskrawym powodem jest zdaniem ekspertów windowanie cen przez właścicieli hoteli i restauracji. W nadziei na szybki zysk, ceny noclegów i posiłków gwałtownie rosły już od początku tego roku. Teraz, gdy turyści omijają Paryż, te same hotele i restauracje muszą drastycznie obniżać ceny, aby zminimalizować nieuchronne straty. Wiele firm związanych z turystyką zanotowało spadek przychodów o 30% w porównaniu z latami ubiegłymi, a w niektórych restauracjach ruch spadł choćby o 70%. Gilles Le Bras, dyrektor sieci Orso Hotels, przyznał na łamach stacji telewizyjnej France 24, iż „popełniono błąd, z którego teraz paryscy przedsiębiorcy muszą prędko się wycofywać”.
Drugim powodem jest efekt wypierania „zwykłych turystów” przez środowisko fanów Olimpiady. Gości przyjeżdża aktualnie do stolicy kraju mniej, ponieważ ci obawiają się nie tylko wyższych cen, ale też tłumów, zagrożeń bezpieczeństwa, ograniczeń ruchu i innych niedogodności. Obostrzenia związane z rejestracją i koniecznością okazywania kodów QR, niekorzystne warunki pogodowe, inflacja oraz powyborczy krajobraz we Francji dodatkowo pogłębiają problem. Sytuację tę możnaby dowcipnie podsumować „jest niewygodnie, ale za to drogo”.
Kibice zastąpili turystów
Widać to chociażby w obłożeniu linii lotniczych. Państwowy przewoźnik Air France wyliczył straty spowodowane mniejszym popytem na 180 milionów euro. Z kolei amerykańska Delta Airlines informuje o utraconych przychodach w wysokości 100 milionów dolarów. Ed Bastian, prezes Delty, w rozmowie ze stacją CNBC stwierdził, iż w tej chwili do Paryża „latają tylko kibice, a turyści omijają miasto szerokim łukiem”. Ruch na lotnisku Charlesa de Gaulle’a spadł o 15% w porównaniu z lipcem 2023 roku, podczas gdy europejski rynek lotniczy zanotował w tym samym czasie średni wzrost o 24%.
Sytuacja jest tak fatalna, iż wiele firm będzie musiało po prostu zbankrutować. Krajowe związki, jak informuje lokalna prasa, już domagają się od władz odszkodowań dla właścicieli małych firm, które ucierpiały z powodu organizacji igrzysk, podobnych do tych na wzór związanych z pandemią COVID-19 w 2020 r.
Nie pomaga też fakt, iż choć igrzyska w Paryżu miały być zdaniem ich organizatorów „najtańszymi w tym stuleciu” (łóżka w wiosce olimpijskiej zbudowane były z…kartonu), koszt imprezy i tak pochłonął już ok. 10 miliardów euro.