Orwell na drogach. Twój samochód nadzoruje cię, żebyś jechał wolno – pierwsze dni kolejnego obłędu w motoryzacji i reakcje

2 miesięcy temu

Minął niemal tydzień od wejścia w życie formalnego wymogu instalowania urządzeń ISA, odgórnie limitujących prędkość, z jaką mogą poruszać się pojazdy, we wszystkich samochodach sprzedawanych w UE. Pomysł ten bardziej niż nieco przywodzi na myśl mroczne wizje zdalnej, totalitarnej kontroli. Jak zwykle jednak prawny przymus sobie, a rynek i społeczeństwo sobie.

Jak większość ostatnio zmian w prawie (zwłaszcza tych, o które nikt w Polsce nie prosił, i które jawią się w naszym kraju jako niepopularne lub niepotrzebne), ta również jest efektem radosnej twórczości legislacyjnej organów Unii Europejskiej – jakkolwiek przy czynnym współudziale i współwinie większości rządów krajowych.

W swym zapale do „uregulowania” wszystkich dziedzin życia, jakie tylko można – a przy okazji nieustającego zwiększania zakresu swojej władzy (eufemistycznie określanego jako „pogłębiania integracji”) – UE doszła do wniosku, iż nie może być tak, aby każdy poruszał się jak chce i bez żadnej kontroli. I przeforsowała stosowne, kagańcowe przepisy.

Przymus ten jest rozszerzeniem obowiązującego już od 2022 roku „rozporządzenia europejskiego”, które narzucało przymus instalowania tzw. „Inteligentnych asystentów prędkości” („Intelligent Speed Assist„, ISA) w nowo wprowadzanych na rynek modelach samochodów.

Jak to nader często bywa w przypadku schematów prawnych mających narzucić rządową kontrolę nad obywatelem, tak i ten uzasadniany jest „bezpieczeństwem”. Nazwa urządzeń ISA sama w sobie też jest świadomym nadużyciem. Urządzenia owe wcale bowiem nie „asystują” kierowcy, ale wprost przeciwnie, działają tylko w jeden sposób – wymuszają na nim zwolnienie.

Wymuszają – na podstawie całego szeregu systemów zbierania danych, które powinny śnić się w koszmarach sennych każdemu obrońcy prywatności. Urządzenia te bowiem, sprzęgnięte z systemami samochodu, na podstawie danych z GPS oraz kamer samochodu mają autonomicznie, bez wiedzy i woli użytkownika decydować, jaka prędkość jest „legalna”.

W oczywisty sposób jest to otwarte zaproszenie dla organów kontrolnych, żeby zdalnie decydować o tym, gdzie, kto i w jaki sposób może się poruszać. Urządzenia te zawierają co prawda możliwość obejścia „sugestii” systemu dot. zwolnienia – niemniej jest to uciążliwe. Co więcej, nie sposób przewidzieć, jak długo taka możliwość będzie.

Łatwo bowiem wyobrazić sobie postulaty, aby – w imię „bezpieczeństwa”, oczywiście – „uszczelnić” system poprzez odebranie kierowcom tej możliwości.

Pięknie (z punktu widzenia totalitarnego etatyzmu) się rysująca wiza totalnej kontroli transportu – i przez to życia – jak zwykle napotyka jednak na przeszkody. Niektórzy ludzie to bowiem do siebie mają, iż nie chcą posłusznie podporządkować się poleceniom miłościwie im panujących urzędników UE. A zamiast tego wpadają na własne pomysły.

Pobieżne przejrzenie zasobów Internetu wskazuje, jaką mnogość ofert napotkać można w zakresie usuwania ograniczników ISA (i innych). Usługi takie świadczone na każdą kieszeń i każdej jakości. Od prostych ingerencji w komputery pokładowe samochodów (niestety również obowiązkowo instalowane), po wymontowywanie chipów i kart GSM służących komunikacji z systemami GPS.

Dostępny jest też pełen tuning samochodu, włącznie z próbami na hamowni, z uwzględnieniem regulacji instalacji paliwowej czy pracy silnika.

Idź do oryginalnego materiału