Oto cena łamania zasad [Okiem Liberała]

2 dni temu

Oto cena łamania zasad [Okiem Liberała]

Autor: FWG



Rządzący mogą w polityce gospodarczej nie przestrzegać zasad, ale nie mogą znieść praw ekonomii, które obowiązują niezależnie od tego, czy im się to podoba, czy nie.

Józef Stalin w roku 1952 w pracy „Ekonomiczne problemy socjalizmu w ZSRR” napisał, iż prawo wartości nie znikło wraz z kapitalizmem. W socjalizmie też działa, choć nie żywiołowo, ale poprzez państwowe planowanie.

Prawo wartości to jedna z podstawowych zasad ekonomii marksistowskiej, ale także klasycznej. Pierwszy sformułował je Adam Smith, który wskazał, iż źródłem wartości jest praca włożona w wytworzenie towaru. Myśl Stalina można było odczytać następująco: mimo iż gospodarka została upaństwowiona i jest całkowicie kontrolowana przez państwo, nie można lekceważyć pewnych praw ekonomii.

Paradoksalnie ta myśl krwawego dyktatora stała się punktem wyjścia do poszukiwania, zwłaszcza w Polsce, rozwiązań reformujących państwową gospodarkę poprzez wprowadzanie do niej sygnałów rynkowych. Próby te aż do końca PRL były co pewien czas podejmowane, nie przynosząc pozytywnych skutków, gdyż reformy nie przekraczały punktu krytycznego, jakim byłaby zgoda na żywiołowy rozwój sektora prywatnego. W gruncie rzeczy rządzący podejmowali decyzje arbitralne, kierując się względami nie ekonomicznymi, ale politycznymi. Rozbudowywano przemysł ciężki, niezbędny dla zbrojeń, budowano fabryki w miastach niemających tradycji przemysłowych ani odpowiedniego zaplecza, przedsiębiorstwa rozliczały się według sztucznych cen określanych przez centralnych planistów. Gospodarką rządziły polityczne decyzje, a nie zasady wynikające z praw ekonomii.

Koniec XX wieku – epoka konsensusu waszyngtońskiego

Reformy rynkowe z przełomu lat 80. i 90. sprawiły, iż polityka gospodarcza w Polsce zaczęła być oparta na zasadach takich jak w innych krajach rozwiniętego kapitalizmu. Zasady te pod koniec lat 90. XX wieku John Williamson, ekonomista pracujący w międzynarodowych instytucjach finansowych, nazwał Konsensusem Waszyngtońskim. Są wśród nich takie zalecenia, jak utrzymywanie dyscypliny fiskalnej, liberalizacja handlu międzynarodowego i przepływów kapitałowych, ustalanie kursów walutowych na wolnym rynku, prywatyzacja i silna ochrona praw własności, niezależność banków centralnych. Zadaniem tych ostatnich, a także rządów, jest utrzymanie niskiej inflacji.

Większość decyzji w polityce gospodarczej opartej na zasadach wynikała z praw ekonomii wolnorynkowej, a nie woli polityków. Pozwalało to uniknąć napięć między krajami, sprzyjało kooperacji i wolnemu handlowi, który z kolei napędzał wzrost gospodarczy, zwłaszcza w krajach doganiających, o ile potrafiły dostosować się do światowych reguł gospodarczych.

Polityka gospodarcza oparta na zasadach pozwalała zmniejszać ryzyko nieprzewidywanych zdarzeń, choć nie eliminowała takich kryzysów finansowych, jaki wybuchł w 2008 roku. Do dziś trwa dyskusja, czy wynikał on z przestrzegania w polityce gospodarczej zasad, czy raczej z ich łamania – nadmiernego stymulowania sektora nieruchomości przez rządy w kilku krajach, zgody na wejście do strefy euro Grecji, mającej trwale niestabilne finanse publiczne, błędów popełnionych przez Rezerwę Federalną USA.

Niezależny bank centralny – strażnik zasad

W polityce gospodarczej opartej na zasadach jedną z najważniejszych jest niezależność i profesjonalizm banków centralnych. Kraje o gospodarce rynkowej stopniowo odchodziły od pieniądza kruszcowego, więc wartość pieniądze oparta jest na zaufaniu do banku centralnego, który reguluje jego podaż. Inflacja, która nękała Stany Zjednoczone, Japonię i kraje Europy Zachodniej w latach 70. XX wieku (wkrótce po tym, jak Stany Zjednoczone ostatecznie zerwały z wymienialnością dolarów na złoto, co nastąpiło w sierpniu 1971 roku), nauczyła polityków, iż stabilność cen może zagwarantować jednie niezależny od polityków bank centralny.

Banki centralne powinny postępować według czytelnych i stałych zasad. Europejski Bank Centralny, a także Bank Anglii, NBP i wiele innych stosują zasadę bezpośredniego celu inflacyjnego. Bank centralny wyznacza poziom inflacji, do którego dąży w horyzoncie kilku lat. Ogłasza cel publicznie i regularnie raportuje, dlaczego inflacja od niego odbiega i jakie podejmuje działania, by utrzymać ją w wyznaczonym celu. To stabilizuje oczekiwania inflacyjne społeczeństwa i rynków, daje bankowi centralnemu przestrzeń do stopniowego dostosowywania polityki pieniężnej, pozwala pogodzić walkę z inflacją z utrzymaniem wzrostu gospodarczego i zatrudnienia. Rezerwa Federalna USA (popularnie zwana Fed) w inny sposób niż banki europejskie prowadzi politykę pieniężną, ale również jest niezależna od władzy wykonawczej i ustawodawczej, co zapewnia jej zaufanie ze strony rynków finansowych.

Niezależność banku centralnego jest zasadą kluczową. Rządzący, którzy myślą o najbliższych wyborach, chcieliby, by bank pomógł im pobudzić wzrost gospodarczy, choćby jeżeli ceną za to byłaby w przyszłości wyższa inflacja. „Bank centralny jest od tego, by wynieść wazę z ponczem, gdy przyjęcie się rozkręca” – powiedział kiedyś William McChesney Martin, przewodniczący Rezerwy Federalnej USA w latach 1950-1971.

Fala populizmu zalewa świat

Polityka gospodarcza oparta na zasadach to polityka przewidywalna, która nie zmienia się w zasadniczy sposób niezależnie od tego, która partia wygrała wybory i tworzy rząd. Ale fala populizmu, z którą mamy do czynienia w wielu krajach, sprawia, iż taka sytuacja zaczęła być kwestionowana. Populiści uważają, iż o polityce gospodarczej powinni decydować politycy, którzy spełniają wolę wyborców, a nie abstrakcyjne zasady wolnego rynku.

W Ameryce za rządów Donalda Trumpa nastąpił zwrot w stronę protekcjonizmu, kapitalizmu państwowego i interwencji w niezależne instytucje gospodarcze, w tym w działanie Rezerwy Federalnej. Wypowiedzi prezydenta o możliwości odwołania przed końcem kadencji prezesa Fed Jerome’a Powella, a także możliwość mianowania na jego miejsce Stephena Mirana, kwestionującego wiele zasad dotychczasowej polityki gospodarczej, zaniepokoiły inwestorów pożyczających rządowi USA biliony dolarów. Możliwość nałożenia z dnia na dzień wysokich ceł lub ich podniesienia zwiększa niepewność, sprawia, iż choćby krótkoterminowe prognozy obarczone są dodatkowym ryzykiem.

W Unii Europejskiej zasadą było nieprzekraczanie przez kraje członkowskie progu 60 proc. długu publicznego. Zasada ta, wpisana do traktatów unijnych, nie była wprawdzie literalnie przestrzegana, ale istniały mechanizmy (inna sprawa, iż mało skuteczne), by skłaniać rządy do utrzymywania długu pod kontrolą. Zasada ta zaczęła być kwestionowana przez ekonomistów bliskich lewicy w okresie niskich stóp procentowych. Argumentowali oni, iż niskie stopy stwarzają unikalną możliwość modernizacji infrastruktury i wzmocnienia usług publicznych. Koszty tego można przecież finansować nisko oprocentowanymi kredytami.

Populizm zdobywa także Europę

Dziś dla wszystkich jest oczywiste, iż okres niskich, bliskich zera stóp procentowych nie mógł trwać nieustannie. Zakończył go wybuch inflacji w 2021 roku. Mimo to zasada utrzymywania długu publicznego na bezpiecznym poziomie nie jest przestrzegana w wielu krajach, zwłaszcza tych, w których silne są wpływy ugrupowań populistycznych.

Populiści drwią z technokratycznego sposobu rządzenia, obiecują chronić wyborców przed konkurencją i twórczą destrukcją. Oferują kuszącą kombinację rozdawnictwa i obniżek podatków. W Wielkiej Brytanii partia Nigela Farage’a – Reform UK – obiecuje podatnikom darowizny wartości 5 proc. brytyjskiego PKB. We Francji lewicowa koalicja Nowy Front Ludowy obiecuje podniesienie płacy minimalnej do najwyższego poziomu w UE, zamrożenie cen podstawowych produktów i energii oraz obniżenie wieku emerytalnego do 60 lat, a prawicowe Zjednoczenie Narodowe – obniżki VAT i podatków dla młodych oraz częściowe cofnięcie reformy emerytalnej.

Nawet jeżeli populiści nie wchodzą do rządu, wywierają wpływ na partie głównego nurtu, które w obawie przed populistycznym buntem, unikają trudnych reform i naśladują populistów. To przypadek między innymi Polski, której finanse publiczne zostały obciążone ogromnymi wydatkami socjalnymi za rządów populistów z PiS i ta polityka jest kontynuowana przez koalicję demokratyczną.

Bolesne koszty łamania zasad

Decydenci mogą w polityce gospodarczej nie przestrzegać zasad, ale nie mogą znieść praw ekonomii, które, jak sensownie zauważył Stalin, nie przestały obowiązywać choćby w opresyjnym systemie sowieckim. Skutki łamania zasad dopiero poznajemy. Dobrym przykładem są Węgry, od 15 lat rządzone przez populistyczny Fidesz. W tym czasie średnie tempo wzrostu gospodarczego wyniosło 2,4 proc., co dla gospodarki doganiającej jest wynikiem bliskim stagnacji. Gdy Orbán wygrywał w 2010 roku wybory, Węgry miały wyższy poziom PKB na głowę niż Polska, dziś są najbiedniejszym krajem Unii Europejskiej.

Na łamanie zasad gwałtownie i negatywnie reagują rynki finansowe, które pożyczają rządom pieniądze. Żądają coraz wyższych odsetek, które stanowią coraz większą część wydatków państwa. jeżeli populiści spróbują złamać kolejną zasadę i zamiast zaciągać pożyczki na rynku, zmuszą banki centralne do finansowania wydatków, skutkiem będzie hiperinflacja, którą dobrze zna w Polsce pokolenie boomerów, a której w XX wieku doświadczyli także Niemcy, Austriacy, Grecy, Węgrzy, Jugosłowianie i wiele państw pozaeuropejskich.

Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.


Idź do oryginalnego materiału