piszę dziś do Pana poruszona rozmową z jedną najstarszych żyjących uczestniczek Powstania Warszawskiego – Katarzyną Rabińską-Nowakowską pseud. „Kasia”. Pani Katarzyna ma dziś 101 lat – zawsze uważałam, iż rady kogoś, kto przeżył ponad stulecie, są na wagę złota. Tak było i tym razem.
Powstańcze losy pani Katarzyny są mi znane od wielu lat. Tym razem jednak rozmowa zeszła na inny tor.
Zanim jednak o niej opowiem, pozwolę sobie pokrótce nakreślić Panu bardzo interesujący życiorys pani Katarzyny.
„Nigdy nie żałowałam tej nogi”
81 lat temu, gdy Warszawa stanęła do walki, pani Kasia miała zaledwie 20 lat. Służyła na terenie Politechniki Warszawskiej w Zgrupowaniu Pancernym „Golski”.
Jej przygoda z konspiracją zaczęła się od przyjaźni starszej siostry z chłopakami z liceum Batorego. Podczas okupacji w domu państwa Rabińskich bywali m.in. legendarni bohaterowie „Kamieni na szaniec” – Jan Bytnar „Rudy”, Tadeusz Zawadzki „Zośka”, Alek Dawidowski „Alek”. Przysięgę złożyła w 1943 roku w konspiracyjnym mieszkaniu przy Złotej, po czym była szkolona najpierw na łączniczkę, potem na sanitariuszkę.
W powstaniu teren Politechniki, której bronił pluton pani Kasi, niemal od razu znalazł się w ogniu walk. Trzeciego dnia pani Katarzyna została ciężko ranna.
- Czołgałyśmy się z innymi sanitariuszkami do rannego „Perełki” i wtedy dostałam kulą dum-dum w stopę. Niemcy nie strzelali do nas z pocisków, które mogły przejść na wylot, tylko specjalnie ścinali czubki, by kula rozrywała ciało – wspominała w wywiadach.
Chirurg w szpitalu przy Lwowskiej zdecydował o amputacji. - Najpierw starali się amputować mi nogę na wysokości łydki laubzegą, dokończyli zwykłą piłą do drewna. Ból był nie do zniesienia.
I dodaje: Nigdy nie żałowałam tej nogi.
Niemcom nie udało się wyeliminować jej z powstania – nie mogła oczywiście służyć rannym bezpośrednią pomocą, więc robiła opatrunki, zajmowała się sprawami administracyjnymi.
Po powstaniu płonącą Warszawę opuściła w jednym z ostatnich transportów – 15 października 1944 r. Trafiła do obozu jenieckiego w Zeithain. Po wojnie wyszła za mąż i zamieszkała najpierw w leśniczówce w Słupcy, a potem w Płocku.
Polska, w której... nie rodzą się dzieci
W kwietniu tego roku Pani Kasia obchodziła 101. urodziny. Ma fenomenalną pamięć, przedwojenną klasę, życzliwość.
Jednak tym razem nie rozmawiałyśmy o powstaniu. Ale o Polsce dziś – Polsce, w której nie rodzą się dzieci.
Pani Kasia urodziła troje dzieci – dwóch synów i córkę. Gdy mówiła o macierzyństwie, małżeństwie, rodzinie, jej słowa brzmiały mocno i... tak prosto!
– Po to jest małżeństwo, by były dzieci – mówiła mi. – Kiedyś wszyscy mieli wiele dzieci i były to szczęśliwe rodziny, których nie gubił materializm czy wygoda. Rodzeństwo wychowywało się wspólnie, dzieci się kochały.
Dlaczego zatem dziś tak wzbraniamy się przed powiększeniem rodziny? – Myślę, iż z egoizmu – padła krótka odpowiedź. – Wychować dziecko to ciężka praca, choć i wielka radość.
Mamy wszystko, tylko dzieci nie ma...
Długo myślałam o jej słowach. Sytuacja demograficzna Polski jest dziś najgorsza od powojennych czasów – tak źle jak dziś nie było od 1945 roku.
Stają mi przed oczami tysiące matek, które w niepewnych czasach powojennej zawieruchy, złych, wrogich czasów, nie mając słoiczków, pampersów i kaftaników otwierały się na życie. Coraz bardziej i bardziej, aż do kolejnych wyżów demograficznych.
Ogarnęła mnie tęsknota za tym prostym, jasnym podejściem: rodziny mają dzieci i tyle. Dlaczego pozwoliliśmy na to, by proste sprawy tak bardzo się skomplikowały?!
A na koniec tej krótkiej rozmowy padły słowa, które poruszyły mnie najbardziej. – Nie będzie Polski, jak nie będzie dzieci. Dzieci to przyszłość narodu.
Jeszcze Polska nie zginęła...
Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy – przypomniało mi się natychmiast. Śpiewaliśmy hymn 1 sierpnia, by oddać hołd powstańcom. I miałoby nie być tej Polski? Tej, za którą pokolenia przed nami wylały takie morze krwi? Józef Wybicki musi się w grobie przewracać!
Dlatego bardzo Pana proszę — uczyńmy zobowiązanie wobec żyjącej jeszcze garstki powstańców, iż zrobimy wszystko, by Polska nie zginęła! Byśmy nie dali się pokonać wygodzie, lękom, presji! Że będziemy walczyć o to, by w Polsce rodziły się dzieci, a rodziny były silne i zdrowe!
Jesteśmy im to winni, by nie zmarnować tego trudu sprzed 81 lat!
Z wyrazami szacunku
P.S. Nie będzie Polski, jak nie będzie dzieci - te proste słowa padły podczas mojej rozmowy z jedną z ostatnich żyjących uczestniczek powstania warszawskiego – Katarzyną Rabińską-Nowakowską pseud. „Kasia”. W ustach pani Kasi - 101-letniego żołnierza Armii Krajowej, która w powstaniu straciła nogę, a także matki trojga dzieci, zabrzmiały nie tylko jak przejmujące ostrzeżenie, ale i zobowiązanie. Bo... jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy . Dlatego proszę Pana - dla nich, dla uczczenia ich trudu sprzed 81 lat, zróbmy wszystko, by Polska nie zginęła z tak bezsensownego powodu jak wybór bezdzietności!