Pewny dochód z pracy kontra niepewny dochód z kapitału. Paradygmaty polskiej klasy średniej.

oszczednymilioner.pl 2 dni temu

Polska klasa średnia (dzisiaj nie spieram się o jej definicję) mocno oparła się na przekonaniu „dobra praca=pewny i wysoki dochód”. Czy słusznie?

Popatrzmy, przeciętne wynagrodzenie zbliża się do 6000 zł netto/m-c. Osiągnięcie go nie stanowi jakiegoś drastycznego problemu, a w klasie średniej znajdą się i ci, którzy wyciągną tę kwotę x2 lub x3. Ładny pieniądz. Tylko wymaga chodzenia do roboty 5 dni w tygodniu po 8 godzin. No może z wyjątkiem tych, którzy pracują zdalnie.

Na drugim biegunie stawia się inwestycje. Żeby zarobić te 6000 zł netto/m-c trzeba, przy zysku 8% netto/rok (optymistycznie) dysponować kapitałem 900 tys. zł. jeżeli nasze umiejętności pozwalają nam na 4%/rok już 1.8 mln zł. I zawsze jakieś ryzyko jest. Raz się zarobi więcej, raz mniej. A przede wszystkim, żeby generować nadwyżki zdolne do zgromadzenia tych 1,8 mln zł, trzeba było przez lata oszczędzać spore sumy. A tego klasa średnia nie robi, chociaż wielu twierdzi inaczej.

Obracam się w kręgach zawodowych, w których osiągając pewną nieco ponadprzeciętną biegłość, oraz poświęcając pracy więcej niż minimum (czyli jak ja 2 etaty plus mała dg), da się zarabiać miesięcznie te 15 tys. zł netto powyżej 2,5 średniej krajowej. Oczywiście za kombinowanie i większe starania niż u zwykłego juniora, ale na papierze wygląda nieźle. Moi znajomi są głównie ludźmi w przedziale wiekowym 35-55 lat, czyli w przypadku najstarszych, mieli już 15-25 lat prosperity. Część z nich ma podobnie zarabiających małżonków. Wielu dostała coś od rodziców. Czy zatem zgromadzili kapitał (nie liczę domu, w którym mieszkają) pozwalający im zarabiać bezpiecznie te chociaż 6000 zł/m-c, który oceniłem na 1.8 mln zł? W znacznej większości – nie. Może 10 % grupy. Dlaczego?

Zasadnicza przyczyna – konsumpcja. Ci ludzie zarabiając 15 tys. zł netto, żyją za 12-14 tys. zł. Większość spłaca kredyty hipoteczne i to wyłącznie zgodnie z harmonogramem. W efekcie, nie mają kapitału i nie mogą przestać pracować. Ja, majątkowo funkcjonuję na innym poziomie, ponieważ zarabiając z pracy podobnie jak oni, umiem żyć za część poborów, a do tego jeszcze generuję zysk z inwestycji. Pisałem na blogu. Zysk ze wzrostu wartości sprzedanego przeze mnie po 6 latach mieszkania w górach wyniósł ponad 200 tys. zł. Nieopodatkowany. Miesięcznie prawie 3000 zł, których koledzy dodatkowo nie odłożyli. Gdy wchodzili w inwestycje – tracili, ponieważ źle dobierali moment lub aktywa (obligacje strukturyzowane, polisolokaty), czasem sprzedawali darowane przez rodziców mieszkania zbyt wcześnie.

Czym to się kończy? Najpierw przekonaniem, iż dochód z pracy jest pewny i rosnący, a z kapitału nie, potem brakiem podejmowania jakichkolwiek działań, aby zgromadzić kapitał i z niego żyć. I gdy nagle okazuje się, iż kryzys, dochody z pracy przestają być pewne (redukcje) klasa średnia zostaje z niczym. Nie róbmy tego błędu. Nauczenie się, iż da się osiągnąć te 8% rocznie, oznacza, iż z 1,8 mln zł zyskamy 12.000 zł. A takie kwoty pozwolą nam nie tylko żyć, ale posiadać spory margines błędu.

I jeszcze jedna formuła. Zyski reinwestujemy. Znam takich, którzy cały dochód z transakcji przejadali. Zostawali w punkcie wyjścia. Nie warto popełniać takiego błędu, ponieważ pozbawiamy się korzyści z procentu składanego.

Wreszcie lenistwo kontra ciężka praca. Zapewniam Was, iż łatwiej zarobić 100 tys. zł kombinowaniem niż ciężką pracą. Żeby dostać te 72 tys. zł/netto/rok trzeba faktycznie starać się, uczyć, angażować. Żeby zarobić je z kapitału wystarczy trochę grosza i głowa na karku. Klasa średnia biurowa rzadko tak rozumuje. Dlatego pozostaje… średnia.

Idź do oryginalnego materiału