W sierpniu na blogu ukazały się dwa wpisy dotyczące życia bez pracy i powodów pozostawania pracownikiem. Teraz czas na wskazanie, co zrobić, by przemieścić się z jednej grupy do drugiej. Rzucenie etatu może mieć różną postać – wyjazdu w Bieszczady, przejścia na freelance, utrzymywania się z rentierstwa, pomocy społecznej lub założenia własnej firmy. W każdym przypadku trzeba mieć wszystko zaplanowane, żeby nie doznać przykrej niespodzianki i nie błagać szefa o powrót. A oto zasady.
Krok. 1. Ustal, ile pieniędzy potrzebujesz w wersjach: minimum, średniej i niezłej.
Podstawą wypłynięcia na szerokie wody luzu/samozatrudnienia jest uświadomienie sobie, jakiej kasy potrzebujesz na pokrycie wydatków. Bez tego, o ile nie jesteś bogaty, zaczniesz od skoku na główkę do pustego basenu. A zatem, popatrz, ile w tej chwili wydajesz. Służy temu dokładne przeliczenie kasy potrzebnej miesięcznie w poszczególnych kategoriach. Są nimi:
Życie – czyli jedzenie, chemia, leki, lekarze.
Dach nad głową – koszty utrzymania domu/mieszkania.
Transport – samochód, bilety na komunikację publiczną.
Edukacja – żłobki, przedszkola, zajęcia dodatkowe i związane z nimi obozy, kursy, szkolenia, studia Twoje, małżonka i dzieci.
Wakacje i rozrywki – wszelkie wyjazdy, wyjścia.
Kredyty i zobowiązania – spłaty długów.
Inne wydatki – w moim budżecie nazywam je UUPK od pierwszych liter słów: ubezpieczenia, ubrania, prezenty, kieszonkowe. Tak, każdy choćby dorosły powinien mieć pieniądze na swoje wydatki, z których nie musi rozliczać się przed innymi.
Te kategorie to podstawa. Wielu z nas doda jeszcze sporą liczbę np. sport, hobby, wyodrębnione z rozrywek, kosmetyki z kieszonkowego, albo specyficzne dla danej sytuacji (alimenty). W przypadku rozpoczęciem działalności w odrębnej kategorii wydzielmy wszystko, co wydamy na nią (np. składki ZUS, lokal, sprzęt – za co dotychczas płacił pracodawca).
Jeśli powyższe nazwy nic Ci nie mówią, sięgnij do wpisu o systemie kopertowym lub tworzeniu budżetu.
Teraz czas na ustalenie , jakie wydatki okazują się absolutnie konieczne (minimum). To są takie pozycje, bez których nie możesz przeżyć: proste jedzenie, podstawowa chemia, leki i lekarze, najtańsze auto lub wręcz bilety miesięczne, opłaty za szkołę/przedszkole i jedne zajęcia dodatkowe, ubrania z ciuchlandu oraz minimalne prezenty i kieszonkowe. Oczywiście pamiętamy o zobowiązaniach (alimenty lub raty). W przypadku mojej rodziny zmieściłbym się (dzięki przejściu przez następne kroki) w 4000 zł.
Wersja średnia, zakłada już pewien luz. Niewielki, ale jednak. Kupujemy lepsze jedzenie, ubrania. Jeździmy samochodem (może dwoma). Czasem wychodzimy gdzieś, opłacamy polisy, stać nas na wakacje raz w roku. W przypadku mojej rodziny 7000 zł.
Wersja niezła. Żyjemy jak dotychczas.
Popatrz, ile potrzeba w poszczególnych wariantach. Czy stać Cię, choćby na minimum? Czy chcesz tak funkcjonować, a może potrzebujesz mniejszej dyscypliny finansowej ? Ten etat nie był taki głupi, prawda?
Krok 2. Spłać wszystkie zobowiązania i zlikwiduj zbędne wydatki . Zobacz co możesz zrobić sam.
Im więcej masz stałych zobowiązań, tym gorzej. Wszelkie abonamenty, raty itp.
Na pewno znajdzie się tu życie, ale w wersji zredukowanej, więc nie 1000 zł na jedzenie/osobę, ale np. połowę tej sumy, chemia (niekoniecznie najlepszych marek, odrzuć ulubiony pachnący papier toaletowy), przyjmowane leki. W wielu wypadkach, jeżeli dotychczas nie żyłeś oszczędnie, może zejdziesz z nimi o połowę. Potem mamy dach nad głową i transport, gdzie przeprowadzamy podobny proces. Może wystarczy jedno auto?
Krok 3. Policz swoje aktywa.
Oczywiście jeżeli jeszcze tego nie zrobiłeś i nie robisz regularnie. Bez wiedzy, co posiadasz, nie ma skutecznego planowania finansowego. Bilans aktywów czyli spisanie, nieruchomości, większych przedmiotów, oszczędności, inwestycji, stanu rachunków bankowych oraz ważne – ich wartości, pozwala na analizowanie wariantów awaryjnych i daje spokojną głowę, iż sobie poradzisz. W razie przejściowych kłopotów, sięgniesz na konto, sprzedasz kilka akcji, spieniężysz obligacje czy coś wartościowego. Ewentualnie coś wynajmiesz za kasę. Unikniesz konieczności proszenia o pożyczkę czy kredyt, której w trudnym momencie możesz po prostu nie dostać. Im więcej aktywów posiadasz tym łatwiej ci się żyje i podejmuje ryzyko. A te, w życiu bez pracy, zwłaszcza na freelance lub jdg drastycznie powiększa się.
Krok 4. Znajdź sobie nowe źródło dochodów i pesymistycznie je policz .
Wiesz jaka cecha charakteryzuje ludzi bogatych? Posiadanie wielu strumieni dochodów. Kiedy jeden wysycha, zawsze zostają inne. Kiedy jednak tracisz główny przypływ gotówki (bo zakładam, iż praca tak właśnie wygląda), zostają jeszcze inne, może węższe strumyczki, ale razem połączone w niezłą rzeczkę. jeżeli tak nie jest, pilnie potrzebujesz nowego źródła dochodu. Stąd wielu porzucających etat planuje już z czego się utrzyma. Znasz może najczęstsze pytanie zadawane przez nowicjuszy na wiejskich forach? Nie, to Ci powiem. Brzmi ono: „Z czego na tej wsi utrzymujecie się?” I odpowiedzi padają różne, jak różne są ludzkie życia i zawody. Część idzie w agroturystykę (przy obecnym kryzysie – odradzam), inni w rzemiosło, w rękodzieło, w warsztaty, albo przez cały czas pracują w dawnej firmie, tylko zdalnie. Sporo osób poprzechodziło na renty, emerytury. Ktoś zredukował godziny pracy, trafiają się rentierzy, którzy w ogóle nie muszą uprawiać zawodu. A jakie będzie Twoje nowe źródło?
Teraz kwestia wyliczenia. Piszę, żeby zrobić ten krok patrząc na czarny scenariusz, pesymistycznie. Pokażę na prostym przykładzie – wykorzystania własnego majątku, wcale nie na wsi. Załóżmy, iż tak jak ja, mieszkacie we własnym domu w sporym mieście i stanowi on Wasze główne aktywa. Jak z niego zrobić strumień dochodów? Możecie podzielić piętro/parter i połowę sprzedać (na moim niewielkim osiedlu, blisko uczelni, parę osób tak właśnie zrobiło). Zostaniecie wtedy z mniejszą powierzchnią, ale z gotówką. Możecie tę połowę stale wynajmować i dostawać jakąś kasę. Możecie wrzucić na booking.pl czy airbnb.pl poszczególne pokoje. Ile z tego dostaniecie? I tu właśnie wchodzi pesymizm. Przy sprzedaży, zakładajcie niską cenę (piętro w domku jest zawsze sporo tańsze od mieszkania w bloku) – w moim przypadku byłoby to 350 tys. zł (7 tys. zł/m2). Zyski z tego trochę ponad 5% netto czyli 17.500 zł/rok, a więc ok. 1500 zł/m-c. Przy wynajmie może choćby trochę mniej -1300 zł (ale zachowujecie własność). jeżeli dacie radę wykręcić z inwestycji 8% zyskacie 28 tys. zł czyli ok. 2300 zł/m-c. Wygląda lepiej, ale nie zakładajcie tego w żadnym razie jako pewnika w budżecie. Podobnie policzcie dochody z warsztatów, rolnictwa czy rękodzieła.
Teraz dodaj wszystkie obecne i planowane. Podziel je na pewne, prawdopodobne i niepewne. Pewne to takie, które na 100% dostaniesz (np. odsetki od lokaty, obligacji SP), prawdopodobne – otrzymasz je na 60-90% (odsetki od obligacji korporacyjnych, czynsz za mieszkanie, dywidendy, kasa z warsztatów). Niepewne – tutaj na dwoje babka wróżyła (zyski ze wzrostu wartości akcji). Pewnych + 50% prawdopodobnych musisz mieć tyle, by wystarczyło na życie w wersji minimum. Proste i skomplikowane zarazem.
Krok 5.Miej plan B. Stwórz fundusz awaryjny, który pokryje niedobory.
A jeżeli coś pójdzie nie tak? Ludzi nie zainteresują Twoje warsztaty? Państwo zacznie wypłacać niższe odsetki? Najemca mieszkania nie zapłaci czynszu? No cóż, najpierw popatrz w poprzedni krok. Wbudowany w niego jest pewien bezpiecznik. Dochody pewne + 50% prawdopodobnych muszą wystarczać na minimum wydatków. jeżeli plan A zawiedzie, zawsze masz szansę obciąć wydatki i przeżyć. To jest Twój plan B. Jasne, możesz wymyślać i inny – pójdziesz do pracy (stałej lub dorywczej), coś sprzedasz (jeśli masz aktywa).
Czemu służy zatem fundusz awaryjny? Utrzymaniu płynności. Zanim pozbędziesz się drugiego auta, powinieneś zapłacić np. ubezpieczenie lub zrobić przegląd. Potrzeba na to kasy. A Ty masz dostęp do 6-miesięcznych wydatków. Kolejny spadochron, przydatny, gdy skaczesz w przepaść.
Na koniec wrócimy do przykładu „typowej” rodziny, która postanowiła uciec z korporacji i wyjechać na wieś. Mają jedno dziecko (2+1), dotychczas mieszkali we własnym mieszkaniu (50% LTV) i mają jeszcze chatę „po dziadkach” na wsi.
Krok 1. Do tej pory pory zarabiali w sumie 10 tys. zł netto i dostawali 800+, a więc razem 10.800 zł. Płacili ratę 2500 zł i inne koszty mieszkaniowe 1000 zł. Do tego utrzymywali auto (700 zł), wydawali na życie (2500 zł), UUPK – 1000 zł, na edukację (przedszkole+zajęcia dodatkowe) – 700 zł, na rozrywki (wakacje + wyjścia) – 1000 zł. Zostawało im 1400 zł przeciętnie w miesiącu.
Przenosząc się na wieś i rzucając pracę, koszty minimalne zredukują do 2400 zł , w tym:
- dach nad głową – 600 zł,
- auto – 200 zł,
- życie – 1000 zł,
- UUPK – 500 zł,
- edukacja – 0 zł,
- rozrywki – 100 zł.
Koszty średnie powiększą się o 200 zł na rachunki, 300 zł na paliwo, 300 zł na życie, 300 zł na UUPK oraz 300 zł na edukację oraz 400 zł na rozrywki. Z 2400 zł zrobi się 4200 zł.
Jeśli chcieliby żyć, na takim poziomie jak dotychczas, nie wydadzą tylko na ratę czyli potrzebują aż 6900 zł.
Krok 2. Jedyne zobowiązanie – kredyt hipoteczny zostanie spłacony przy sprzedaży mieszkania. W ten sposób wydatki spadną o 2500 zł. Na wsi sporo rzeczy da się zrobić samodzielnie – od opieki nad dzieckiem przez jedzenie. Mniej kasy pójdzie na auto (stoi pod domem, płacimy tylko koszty stałe, wyjeżdżamy do sklepu, do miasteczka, znacznie rzadziej). Wielu ludzi samodzielnie przygotuje opał, którym jest drewno – dziadkowie mieli pewnie kawałek lasu. choćby jednak kupując drewno, płacąc dzisiaj po 200 zł za kubik czyli metr przestrzenny, potrzebujemy go w domku może za 2000 zł/rok (1 mp = 2000 KWh). Do tego śmieci – 90 zł, woda i ścieki (oczyszczalnia) – 100 zł , prąd – FV czyli 40 zł/m-c, internet 90 zł, komórki 60 zł i 20 zł podatku. W ten sposób dochodzimy do 600 zł. Głównie dlatego, iż prąd produkujemy sami, ścieki załatwia nam oczyszczalnia, a ciepło także uzyskujemy własną pracą (porąb, ułóż, wysusz, spal). Stąd koszty minimum wychodzą nierealnie niskie -2400 zł/3os.
Krok 3. Aktywa to kwota pozostała po spłacie kredytu – 200 tys. zł z wartości mieszkania oraz 200 tys. zł w domu na wsi. Do tego auto za 30 tys. zł.
Krok 4. W tym miejscu dochodzimy do sedna. Stałe i pewne źródło dochodów stanowi 800+. Zapewnia pokrycie wydatków w 1/3. Co jeszcze można zrobić? Wykorzystać te 200 tys. zł kupując obligacje – załóżmy, iż zarobimy w ten sposób kolejne 800 zł. Potrzebujemy na minimum jeszcze 800 zł, na przeciętne życie 2600 zł, a dotychczasowe – 5300 zł. Przez pewien czas dostaniemy zasiłek dla bezrobotnych – średnio 1300 zł/osobę, a więc przez rok, na przeciętne życie wystarczy. Potem możemy pójść do opieki społecznej i pewnie, z uwagi na dziecko wyrwiemy jakoś te 800 zł (zasiłek rodzinny, może wychowawczy, jeżeli dziecko małe, do tego dodatek mieszkaniowy, dopłata do energii). Pomocy społecznej nam nie dadzą, z uwagi na oszczędności. Teoretycznie więc, na minimum dostaniemy od państwa+uzyskamy z odsetek. Są to dochody pewne.
Nikt rozsądny nie chce jednak tak żyć. Praca „parobka” czyli robotnika rolnego wyceniana jest na wsi na 200 zł/dniówka z ręki do ręki, bez żadnego ubezpieczenia. Stąd, skoro mamy: 800 +, 800 zł odsetek, 800 zł od państwa, brakuje nam jeszcze do średniego poziomu życia tych 1800 zł, a do dotychczasowego 4500 zł. W pierwszym wariancie ojciec idzie „na parobka” przez 8 dni, w drugim na cały miesiąc, a w zimie coś kombinuje. Opcja druga – praca sezonowa za granicą. Jak już pisałem – dziennie do zarobienia 100E czyli 430 zł. Pracując kwartał (1 osoba) – mamy 30 tys. zł. Dzieląc to przez 12 miesięcy – 2500 zł. Można zająć się freelancem w dotychczasowym zawodzie (w moim przypadku na miejscu, w gminie 2400 zł przy pracy 10h/tydz.), lub zdalnie (wtedy stawki są wyższe). A urastająca do rangi symbolu agroturystyka? No cóż, tu nic nie wygląda pięknie. w tej chwili mamy spory kryzys w turystyce. Tak duży, iż choćby długo działające pensjonaty w atrakcyjnych miejscach notują obłożenie 50% (w sezonie). My, licząc realistycznie, możemy się spodziewać 30% i to wyłącznie biorąc pod uwagę okres wakacji, na wiosnę i na jesieni może 15% (4 dni w miesiącu). Same przychody z pokoju dwuosobowego (założenie 60 zł/os. nocleg i 60 zł wyżywienie) to 8400 zł. Z tego 1/3 pożrą nam koszty, więc zostanie ok. 5600 zł/pokój/rok. Mając 3 (to dużo, bo albo sami musimy mieć większy dom i ściskać się na sezon), albo zaadaptować budynek gospodarczy, zostanie nam 16.800 zł, czyli ok. 1400 zł/m-c. Żyć z tego nie sposób. Zostają jeszcze zwierzęta, ale i w tym przypadku trzeba mieć rynek zbytu. Dlatego większość mieszkańców miast jednak w nich zostaje. Na wsi , mieszczuchowi da się żyć wyłącznie wtedy, gdy przynajmniej jedna osoba pracuje zdalnie, freelansuje, pracuje dorywczo za wysokie stawki lub ma zyskowną dg, albo rodzina ma oszczędności/przychody. Znacznie bowiem lepiej (30 tys. zł/rok) wyjechać na kwartał za granicę, niż przez cały sezon (od wiosny do jesieni) czekać na turystów (16,8 tys. zł/rok przy 3 pokojach). Praca na miejscu jest często w granicach pensji minimalnej, a dojazdy do miasta wymagają czasu i jawnie kłócą się z ideą slow life (chyba iż 2-3 dni w tygodniu).








