Pięć powodów dla których jeszcze nie rzuciłem etatu.

oszczednymilioner.pl 1 miesiąc temu

Jeśli nie pamiętacie, przypomnę – ponad rok temu umieściłem na blogu wpis o zamiarze rezygnacji z pracy. Do dzisiaj nie zrealizowałem tego zamiaru. Ponieważ właśnie miałem czas „usiąść i pomyśleć na spokojnie” dlaczego tak się stało, postanowiłem przekuć porażkę w sukces i napisać o tym kilka słów.

Przyczyna pierwsza – ludzie. W obu moich miejscach zatrudnienia jestem obecny od ćwierć wieku. Kawał czasu. Z tego powodu poznałem całkiem sporą grupę wspaniałych ludzi. Część namówiłem do przejścia tam, gdzie lepiej płacą. Szkoda mi ich zostawić . Mam świadomość, iż coraz bardziej odstaję od większości stylem życia, podejściem do świata, czy poglądami na świat, ale mimo tego, po prostu – szkoda.

Przyczyna druga – własna działalność gospodarcza. Ten punkt wymaga obszerniejszego komentarza. Większość osób założenie własnej firmy skłoniło do rzucenia etatu, najszybciej jak to możliwe. Dlaczego ze mną jest inaczej? Mam ciastko i zjadam ciastko. Dysponuję pewną pensją i ekstra kasą z dg. Nigdy nie martwię się czy wyrobię swoje. Mogę pójść na urlop i w tym czasie odpuścić. W DG byłbym cały czas na wysokich obrotach, tam nie da się robić na pół gwizdka. Zresztą połączenie dochodów etat+praca+inwestycje zapewnia mi całkowity finansowy luz. Dosłownie – nie muszę się martwić o pieniądze. A iż pracuję więcej? Trudno. I jeszcze jedno – etat= mniej składek ZUS w DG – płacimy tylko zdrowotną.

Przyczyna trzecia – nie jest wcale tak źle. Z powodu dużego stażu pracy, korzystam z wielu przywilejów. Bez problemu dostaję możliwość pracy zdalnej (24 dni w roku), mam sporo urlopu, nikt nie złości się na sanatorium. W efekcie – jestem w biurze średnio 3 dni w tygodniu, a dodatkowe 0,5 dnia na zdalnej. Pracuję w centrum, z niezłym dojazdem, nie muszę siedzieć w zamknięciu (sporo chodzę). Wiadomo zdarzają się gorsze momenty, okresy spiętrzenia zadań, ale generalnie – tragedii nie ma.

Przyczyna czwarta – pieniądze. Zarabiam całkiem sporo. Za średnio 3,5 dnia pracy w tygodniu zarabiam z dodatkami i nagrodami – ponad 2,5 średniej krajowej. Powiedzmy sobie szczerze – odrzucamy chętniej to, co mocno nas uwiera. Dla wielu moja praca wygląda super, dla mnie znośnie.

Przyczyna piąta – lenistwo. I to znośnie wystarcza, aby leń we mnie, nie cisnął papierami. Skoro nie przemęczam się, nieźle zarabiam, robię swoje, nie cierpię, a tylko doświadczam drobnej niedogodności w postaci dupogodzin, nie dostaję silnego kopa, żeby dokonać zmiany. Z drugiej strony, mocno wierzę, iż lenistwo zmusi mnie w końcu do rzucenia „gorszego etatu” z niższym przelicznikiem pensja/efektywna godzina pracy. Zyskam w ten sposób sporo czasu – weekend zacznę w czwartek po południu, a skończę we wtorek rano. Pewnie nastąpi to w przyszłym roku, kiedy zmieni się szefostwo.

Idź do oryginalnego materiału