Wybuch wojny na Ukrainie poważnie zachwiał dotychczasowe łańcuchy dostaw, a przede wszystkim stabilność energetyczną państw Unii Europejskiej. Dotychczas głównym dostawcą surowców takich jak ropa i węgiel była Rosja, ale kontynuowanie interesów z tym państwem, z oczywistych względów, jest aktualnie niepopularne. Dlatego rządy zmuszone są szukać alternatywnych rozwiązań. W Polsce miałaby powstać pierwsza elektrownia atomowa, która ma zastąpić te węglowe.
Elektrownia atomowa w Polsce. Co wiemy?
Przejście na energię elektryczną produkowaną z atomu było proponowane już kilkadziesiąt lat temu. Jednak dopiero teraz w kryzysie energetycznym kwestia ta powróciła na poważnie. Z jednej strony polityków zmusiła do tego sytuacja międzynarodowa, a z drugiej naciski medialne. Aktualnie energia elektryczna w Polsce powstaje przede wszystkim w elektrowniach węglowych. Łącznie wytwarzają one blisko 80% energii elektrycznej w Polsce (węgiel kamienny – 53%, węgiel brunatny – 26%). Politycy długo mówili o konieczności przejścia na inne źródła wytwarzania energii. Wreszcie mamy jakieś konkrety. W poniedziałkowym wywiadzie dla „Super Expresu” minister klimatu i środowiska Anna Moskwa poinformowała, iż pierwsza elektrownia atomowa w Polsce powstanie najprawdopodobniej za 10 lat.
Potrzebna zgoda sąsiadów
Jak się okazuje budowa takiej elektrowni zależy nie tylko od dobrej woli polskich polityków. Anna Moskwa zapewnia, iż projekt jądrowy w Polsce nigdy nie był tak zaawansowany. Dodaje jednak, iż by w ogóle rozpocząć jakiekolwiek prace konieczne są konsultacje środowiskowe z różnymi stronami. W trakcie ich trwania zapada między innymi decyzja odnośnie lokalizacji takiej elektrowni. Obecnie brane są pod uwagę dwa możliwe miejsca. Pierwsze to Kopalino-Lubiatowo, mała wieść położona w województwie pomorskim. Druga to Żarnowiec, gdzie w latach 80. planowano wytwarzanie elektrowni jądrowej. Tamtejsza elektrownia nigdy nie ruszyła, w związku z obawami jakie powstały po wybuchu w Czarnobylu. Na ten moment pozytywnie zakończono konsultacje z Łotwą i Estonią. W kolejce do konsultacji są jeszcze inne państwa, w tym przede wszystkim Niemcy. Debata właśnie z tym sąsiadem wydaje się najtrudniejsza. Istnieją obawy, iż Niemcy mogą nie być przychylni projektom, które umożliwią nam usamodzielnienie się w tym obszarze.