Wszyscy mówią: zacznij inwestować. Tylko nikt nie mówi — co adekwatnie na początku zrobić.
ETF-y? Akcje? Złoto? Obligacje? A może po trochu wszystkiego? Budowa pierwszego portfela to decyzja, która ma wpływ na Twoje realne pieniądze. I jeżeli zrobisz to źle — już na starcie możesz stracić nie tylko kapitał, ale i motywację do działania.
W tym materiale pokażę Ci, jak zbudować swój pierwszy portfel inwestycyjny. Bez ściemy. Bez sprzedaży marzeń. Tylko tak, żeby naprawdę miał sens — i przetrwał więcej niż jedną hossę, a do tego nie wpędzał was w wielkie nerwy, gdy akurat rynek zacznie spadać.
Pierwszy portfel inwestycyjny – jak zacząć i nie popełnić kosztownych błędów?
Inwestuj z XTB! Podczas rejestracji podaj kod DNARYNKOW i odbierz darmowy kurs inwestowania dla początkujących
Załóż konto na: https://link-pso.xtb.com/pso/aKgIe
Tworzenie osobistego kompasu inwestycyjnego
Zanim w ogóle cokolwiek kupisz i w cokolwiek zainwestujesz, powinieneś sobie najpierw odpowiedzieć na kilka podstawowych pytań. Z tych odpowiedzi ulepimy potem Twój własny, osobisty kompas inwestycyjny, a on wskaże potem drogę do budowy pierwszego portfela.
Po pierwsze: Jaki jest Twój horyzont inwestycyjny? Czyli, mówiąc wprost, za ile lat chcesz zrealizować swoje zyski i wykorzystać te pieniądze? Może to jest kwestia zaledwie dwóch–trzech lat, bo zbierasz na nowy samochód. A może dopiero za osiem–dziesięć lat wybudować swój wymarzony dom. A może pozostało inna opcja – czyli perspektywa 20 lat i więcej — bo inwestujesz z myślą o swojej dalekiej emeryturze, albo na przyszłość dzieci. Każda odpowiedź jest dobra, ale każda musi być szczera.
Dlaczego to tak ważne? Bo w zależności od długości Twojego horyzontu inwestycyjnego, powinieneś wybierać zupełnie inne aktywa. jeżeli chcesz zrealizować swoje zyski już za rok lub dwa, żeby na przykład wymienić swoje auto, to akcje w większości, niestety, raczej odpadają. To po prostu za krótki okres i za duże ryzyko, iż trafisz akurat na rynkową korektę i wyjdziesz z tej inwestycji na realnym minusie.
W takiej, krótkoterminowej sytuacji, znacznie lepiej jest postawić na bezpieczne, polskie obligacje detaliczne, ewentualnie specjalne fundusze ETF, które inwestują w stosunkowo bezpieczne obligacje skarbowe.
Przykro mi. Taka jest brutalna prawda. Ryzykowne, giełdowe inwestycje absolutnie nie są dla niecierpliwych, którzy chcą w ciągu jednego roku zarobić 100% i na zawsze zapomnieć o rynku. Inwestowanie to nie jest żadna, jednorazowa zdrapka, która pozwala gwałtownie wygrać i uciec. To jest proces, który trwa latami i który pozwala systematycznie, krok po kroku, budować swój majątek.
Tak naprawdę, dopiero gdy możesz myśleć o swoim horyzoncie jako co najmniej 5 lat, a najlepiej, gdy zbliża się on do 10 lat, to akcje są fundamentalnie atrakcyjne. Prawdopodobieństwo tego, iż na nich zarobisz, rośnie tym bardziej, im dłużej jesteś w stanie utrzymać swoje inwestycję.
Czas to Twój największy sojusznik
Pokażę Wam to na konkretnych, twardych danych. Firma Morningstar przeprowadziła niezwykle interesujące badanie, które było oparte na amerykańskim indeksie S&P 500 (czyli na 500 największych, amerykańskich spółkach) i na danych z ostatnich, stu lat (1923–2023). Sprawdzono w nim, jak długość horyzontu inwestycyjnego wpływa na realne szanse osiągnięcia zysku z inwestycji w akcje. Wnioski? Proste jak budowa cepa: im dłuższy jest Twój horyzont, tym większa jest Twoja szansa na zysk. W przypadku rocznego, krótkiego okresu inwestycji, aż w 17% wszystkich, historycznych przypadków, portfel złożony z akcji przynosił dotkliwą dla wielu początkujących stratę, która przekraczała 10%!
Przy horyzoncie 10-letnim, to ryzyko spada już do zaledwie 10%, a przy horyzoncie 20-letnim… spada do zera! Co więcej — przez całe, ostatnie 100 lat, nie było ani jednego, pojedynczego przypadku, w którym to indeks S&P 500 przyniósłby jakąkolwiek, ujemną stopę zwrotu w dowolnym, 20-letnim okresie! Nie tylko większą niż -10%, ale absolutnie żadną!

Przy tak długim horyzoncie inwestycyjnym, to właśnie akcje są realnie „bezpieczniejszą” inwestycją niż obligacje. W tym samym, 20-letnim okresie, obligacje miały aż 19% przypadków, w których przyniosły one swoim posiadaczom dotkliwą, średnioroczną, dwucyfrową stratę!
Żaden, w 100% oparty na akcjach portfel, w tak długim okresie nie wypadł aż tak słabo. Na wykresie z tego badania, który widzicie teraz na swoich ekranach, ta granatowa, niebieska linia pokazuje 20-letnią, kroczącą, średnioroczną stopę zwrotu z portfela, który był w 100% złożony z akcji z indeksu S&P 500. Jak widać, choćby w tych najgorszych, historycznych okresach, ta średnioroczna stopa zwrotu nigdy nie spadła poniżej zera!

Podsumowując ten niezwykle istotny wątek — im krótszy jest Twój horyzont inwestycyjny, tym bardziej musisz postawić na instrumenty bezpieczne. Im dłuższy, tym większy udział w Twoim portfelu muszą stanowić akcj. Przy inwestowaniu typowo długoterminowym na emeryturę, gdy masz 20-30-40 lat ograniczanie w portfelu udziału akcji, bo „są zmienne”, to kolosalny błąd.
Twoja psychika kontra rynek
Przechodzimy do drugiego ważnego pytania: „Jak reagujesz na stratę?”, które łączy się z ostatnim „Czy jest jakakolwiek szansa, iż będziesz potrzebować tych pieniędzy wcześniej, niż teraz zakładasz?”. Musisz oszacować swoje odpowiedzi zanim zainwestujesz swoją pierwszą choćby stówę.
Dlaczego? Bo choćby najlepsza, najbardziej przemyślana strategia inwestycyjna, nie przetrwa brutalnego zderzenia z Twoimi własnymi emocjami, jeżeli nie przygotujesz się na to mentalnie, iż Twój portfel czasem po prostu, bez żadnego ostrzeżenia, spadnie i to czasem spadnie naprawdę mocno. Wyobraź sobie taką, hipotetyczną sytuację, iż Twoje inwestycje są przez trzy, długie lata na minusie 30%. Dasz radę to psychicznie przetrzymać? Bardzo łatwo jest patrzeć na spadki, które realizowane są zaledwie miesiąc i po których rynek zaraz dynamicznie odbija.
Jednak co, jeżeli czeka Cię długa, męcząca i niezwykle frustrująca bessa? Czy wytrwasz w swojej strategii, czy jednak, w panice, zamkniesz wszystkie swoje pozycje z ogromną stratą i na zawsze obrazisz się na inwestowanie?
Im niższa jest Twoja odporność na rynkowe spadki, tym bardziej powinieneś pomyśleć o tym, żeby dodać do swojego portfela coś w teorii mniej zmiennego. Niestety zanim na rynek nie wejdziesz – nigdy nie poznasz naprawdę swojej odporności, dlatego mimo, iż statystycznie inwestowanie wszystkiego, co się ma od razu daje lepsze wyniki w przyszłości, to z perspektywy psychologicznej lepiej wyjdziesz na tym, jeżeli będziesz inwestować kawałkami regularnie zwiększając swoją ekspozycję po tym, jak oswoisz się trochę z rynkową zmiennością.
W tym kontekście warto też bardzo dobrze przemyśleć swoją tak zwaną poduszkę finansową. jeżeli istnieje jakiekolwiek, choćby najmniejsze ryzyko, iż część pieniędzy, które chcesz zainwestować, będzie Ci niedługo potrzebna na coś innego – na przykład pilny remont, zakup samochodu czy wesele, to nie wkładaj tej gotówki na rynek akcji. Wybierz obligacje detaliczne, specjalne fundusze ETF rynku długu itd.
O jednym z takich bezpiecznych ETF opowiadałem w materiale o 5 najlepszych ETF-ach na start. Tego typu, proste i bezpieczne produkty znajdziecie bez problemu choćby na naszej, polskiej giełdzie. Oczywiście, tu nie będzie szalonej stopy zwrotu, ale coś za coś. Albo będzie zyskownie, albo będzie bezpiecznie.
Zastanów się dobrze, jaki kapitał powinien pełnić w Twoim przypadku rolę takiej osobistej, finansowej poduszki bezpieczeństwa na nieprzewidziane wydatki i odpowiedni, niezbędny procent Twojego portfela ulokuj w coś znacznie mniej zmiennego i znacznie bardziej przewidywalnego niż akcje.

Trzymaj się z dala od dźwigni
Czujni zauważą, iż w żadnym momencie tych rozważań nie są brane pod uwagę żadne, krótkoterminowe spekulacje na forexie ani spekulacje na CFD czy choćby kontraktach terminowych. I nie jest to przypadek! Niezależnie od tego, czy kontrakty CFD są oparte na akcjach, na indeksach, na surowcach czy na walutach. Budując swój pierwszy, długoterminowy portfel inwestycyjny, trzymajcie się za wszelką cenę z daleka od jakiejkolwiek dźwigni finansowej!
Jeśli dopiero zaczynacie na giełdzie i nie macie odpowiedniego doświadczenia, to naprawdę, zaufajcie mi, zapomnijcie o istnieniu takich rozwiązań. choćby jeżeli uda Wam się na nich na początku zarobić – to nie będzie żadna reguła. Nie jesteście Bogami inwestowania i w końcu stracie. jeżeli macie do tego słabą psychikę, a na początku inwestowania niemal na pewno taką macie, to po stracie tylko wycofacie się z rynku i będziecie tymi starymi zgredami, co tylko farmazonią o tym, ja kto giełda to wielkie kasyno.
Spekulowanie na starcie? Nie. Inwestowanie na starcie? Tak. jeżeli oszczędzacie pieniądze i budujecie sobie jakiś zapas środków, a nie inwestujecie tych środków…. To równie dobrze możecie nie oszczędzać i wszystko przepieprzyć na zabawę. Macie 100% gwarancję, iż realna, siła nabywcza Waszych pieniędzy będzie z roku na rok spadać. Oszczędzanie bez inwestowania, to po prostu strata. Dla przykładu: siła nabywcza amerykańskiego dolara, od 1995 roku, spadła o ponad połowę! W tym samym, 30-letnim okresie, amerykański indeks S&P 500 wzrósł o imponujące 970%!

Jak wejść na rynek? Metody zakupu
No dobrze, umówmy się, iż wiesz już, jaki jest Twój horyzont inwestycyjny, jaką masz tolerancję na ryzyko i ile pieniędzy powinieneś mieć „na czarną godzinę” pod ręką. Teraz pora zadać sobie pytanie: jak zacząć budować taki portfel? W przypadku bezpiecznych instrumentów, których zmienność jest zerowa lub praktycznie niezauważalna, sprawa jest prosta – po prostu kupujesz je za całą kwotę, którą chcesz przeznaczyć na dany cel. Nie ma tu wielkiej filozofii.
W przypadku zmiennych instrumentów. Jak np. akcje – masz trzy główne opcje:
- Kupujesz wszystko na raz.
- Stosujesz metodę DCA, czyli Dollar-Cost Averaging — po polsku „uśrednianie ceny zakupu” — czyli regularne inwestowanie stałej kwoty, niezależnie od aktualnej ceny rynkowej.
- Próbujesz wyczekać na jakiś „dołek”, czyli lepszą wycenę, żeby złapać akcje w idealnym momencie.

Od razu mówię, iż tą trzecią metodę najlepiej od razu wyrzucić do kosza, szczególnie jeżeli dopiero zaczynasz i budujesz swój pierwszy portfel. Jasne, możesz mieć na radarze jakąś konkretną spółkę i cierpliwie czekać, aż stanie się tańsza. Tylko iż i tak nie wiesz, kiedy to nastąpi ani czy w ogóle nastąpi, a w tym czasie Twoja gotówka leży bezczynnie i się marnuje. To iż coś urosło o 50% w rok wcale nie oznacza, iż jest „drogie” i zaraz musi spadać. Zabawa w łapanie dołków na podstawie krótkoterminowych analiz czy to sentymentu, danych makro, czy analizy technicznej jest właśnie takim giełdowym kasynem. Dopóki nie umiesz liczyć kart albo nie masz specjalnej kulki do ruletki, to faktycznie przegrasz.
Nie rób sobie złudzeń, iż od razu staniesz się jakimś czarodziejem rynku, który kupuje idealnie na dołku i sprzedaje na samej górce. To się po prostu nie wydarzy. Im szybciej to zaakceptujesz, tym lepiej dla Twojego portfela i dla Twoich nerwów.
W praktyce masz więc wybór między kupowaniem wszystkiego na raz (na YOLO), a systematycznym uśrednianiem ceny zakupu (DCA). Co jest lepsze? Vanguard przeprowadził w 2023 roku badanie, które porównało efektywność obu tych podejść na indeksie akcji globalnych MSCI World, w latach 1976–2022.
Sprawdzano, jak wyglądała stopa zwrotu po 12 miesiącach od pierwszego zakupu. W badaniu tym, strategia DCA polegała na rozłożeniu zakupów na trzy miesiące. Wyniki są jasne: jednorazowe zainwestowanie całej kwoty (czyli tak zwane Lump Sum Investing) wypadło lepiej w 68% wszystkich, historycznych przypadków. W tylu sytuacjach dawało wyższą stopę zwrotu niż strategia uśredniania ceny przez 3 miesiące.
Dlaczego tak się dzieje? Bo rynki akcji, historycznie rzecz biorąc, rosną dłużej i mocniej, niż spadają, a skoro tak, to im szybciej wejdziesz na rynek ze swoim kapitałem, tym dłużej będzie on dla Ciebie pracować. To właśnie daje statystyczną przewagę strategii „kup wszystko od razu” nad rozłożonymi w czasie wpłatami.
W tym samym badaniu porównano też wyniki strategii DCA i LSI z wynikami 3-miesięcznych, amerykańskich obligacji skarbowych. DCA pokonało te obligacje w 69% przypadków, a strategia Lump Sum Investing, czyli wszystko na raz w 70%.

Najprostsze i najbardziej oczywiste rozwiązania, często okazują się w praktyce najlepsze. Tylko czy to oznacza, iż zawsze i w każdej sytuacji powinniście kupować wszystko na raz? Teoretycznie, zgodnie z badaniami – tak. W praktyce jednak, rzeczywistość bywa znacznie bardziej skomplikowana. Podobnie jak wasza psychika, o czym już wspomniałem.
Jeśli macie relatywnie niewielki kapitał i na jedną, wybraną spółkę lub ETF chcecie przeznaczyć na przykład 5–10 tysięcy złotych, to nie ma najmniejszego sensu dzielić tego na mniejsze transze. Dlaczego? Bo po prostu przepłacicie na prowizjach. Wielu brokerów stosuje coś takiego jak prowizja minimalna — na przykład 5 złotych. Przy inwestycji rzędu 1000 złotych, daje to aż 0,5% kosztu całej transakcji, co bywa znacznie więcej niż standardowa, procentowa stawka, która często wynosi na przykład 0,3% lub mniej (w zależności od brokera).
Na koncie w XTB – możesz inwestować w akcje i ETF-y całkowicie bez prowizji aż do 100 000 euro obrotu miesięcznie, a do tego – bez podatku Belki, jeżeli zrobisz to przez IKE lub IKZE. Prosto i tanio. No i na pewno opłacalnie, zwłaszcza gdy masz niewielki portfel. Dodatkowo, jeżeli założysz konto z linka i użyjesz kodu DNARYNKOW, to dostajesz dostęp do specjalnych webinarów, z których jeszcze lepiej poznasz rynek.
Zresztą, choćby jeżeli to są Wasze całe, życiowe oszczędności, to ewentualne spadki na takim, niewielkim portfelu – rzędu kilkunastu tysięcy złotych – nie są aż tak nominalnie „trudne do odrobienia”. Naprawdę inaczej zarządza się i myśli o portfelu, który ma milion złotych, a inaczej o takim, który ma 15 tysięcy. Przerabiałem tą ścieżkę i uwierzcie mi – to nauka inwestowania w zasadzie na nowo.
Dlatego, jeżeli zaczynacie z małym kapitałem, to po prostu inwestujcie YOLO, bez zbędnego kombinowania, bez uśredniania, bez czekania na idealny moment czy stosowania jakichś sztuczek.
Kiedy warto na poważnie rozważyć strategię DCA, czyli systematyczne, rozłożone w czasie budowanie pozycji? Wtedy, gdy macie do zainwestowania znacznie większy kapitał. Teoretycznie, jak pokazały badania, strategia „kup wszystko na raz” (czyli LSI) daje statystycznie lepsze wyniki, ale w praktyce nie wiecie, jak Wasza psychika zareaguje na ewentualne, gwałtowne obsunięcia kapitału.
Jeśli macie do zainwestowania 2 miliony złotych i wejdziecie z całą tą kwotą na rynek akurat tuż przed dużą korektą, to choćby jeżeli nie uciekniecie z rynku w panice, możecie się czuć niezwykle niekomfortowo. Brak snu, ciągły stres, spięcia w domu – tego nikt z nas nie chce.
Dlatego w takiej sytuacji, znacznie lepiej jest podejść do całego tematu spokojnie i budować swoje pozycje etapami. Czy jest to opłacalne pod kątem stopy zwrotu? Nie. Czy jest to opłacalne psychicznie? Tak.
Podzielcie na przykład swój kapitał na 12 równych części i kupujcie regularnie, co miesiąc, albo na 4 części i inwestujcie raz na kwartał albo co każde X % wzrostu / spadku rynku. W tym czasie zdążycie na spokojnie oswoić się z obsługą konta maklerskiego, z tym nieprzyjemnym, ale normalnym uczuciem bycia na minusie przy codziennych, rynkowych wahaniach.
DCA vs. łapanie dołków — mit idealnego momentu
I zanim przejdziemy dalej — jeszcze jedno, niezwykle interesujące badanie. Pokazałem Wam już, iż strategia LSI (czyli kupowanie wszystkiego na raz) jest statystycznie lepsza od strategii DCA (czyli uśredniania ceny zakupu). Ale obie te, proste strategie, są i tak znacznie, znacznie lepsze od jakichkolwiek, skomplikowanych prób „oszukania rynku”, czyli od łapania dołków, od szukania idealnych momentów wejścia czy od krótkoterminowej spekulacji. I są na to twarde dowody.
W 2024 roku na stronie arvy.ch pojawił się interesujący tekst pod tytułem „Buy the Dip vs. Dollar Cost Averaging. What is better?”, czyli „Kupowanie dołków czy uśrednianie – co jest lepsze?”. W artykule tym, autor porównuje dwie, proste strategie inwestycyjne:
– Pierwsza to klasyczne DCA – co miesiąc inwestujesz stałą, z góry ustaloną kwotę, niezależnie od bieżącej sytuacji na rynku.
– Druga polega na tym, iż również co miesiąc odkładasz stałą kwotę, ale nie inwestujesz jej od razu. Czekasz, aż rynek spadnie poniżej swojego ostatniego, historycznego szczytu (ATH) i kupujesz dokładnie w samym dołku danego obsunięcia.
Badanie zakłada przy tym niezwykle optymistycznie, iż jesteś takim mistrzem rynku, iż potrafisz trafiać zawsze, idealnie w sam dołek – co oczywiście w prawdziwym, realnym świecie praktycznie się nie zdarza. Jednak choćby przy tak „oszukanym”, nierealistycznym założeniu, strategia DCA w wielu, długich okresach historycznych i tak wypadała znacznie lepiej niż strategia „Buy the Dip”!
Na wykresie, który teraz widzicie, porównano te dwie strategie na podstawie wszystkich, możliwych, 40-letnich okresów, w latach od 1920 do 1980 roku. W latach 20. i 30. ubiegłego wieku zdarzały się okresy, w których kupowanie przy spadkach wypadało lepiej. Jednak ogólnie strategia DCA miała wyraźną przewagę i dawała znacznie lepsze, końcowe rezultaty przez znacznie dłuższy czas.

Również w latach 1975 do 2014 zwykłe uśrednianie radziło sobie lepiej do kupowania dołków, co widać na poniższym wykresie.

Dane z kolejnych lat potwierdzają tę regułę. Jedynie jak na razie lata 2023-2025 dały solidną przewagę strategii Buy The Dip, ale to już zasługa solidnej zmienności w tym okresie.
Są oczywiście takie okresy, kiedy strategia „kupowania dołków” rzeczywiście się opłaciła. Wszystko zależy od dopasowania okresu, np. filtrujący tylko lata 1995–2019, strategia Buy the Dip pokonała strategię DCA – wszystko dzięki potężnemu kryzysowi finansowemu z 2008 roku. To właśnie wtedy, cała, kumulowana przez kilka, poprzednich lat gotówka, została w tej strategii zainwestowana nagle, w samym środku jednej z najgłębszych i najbardziej panicznych bess w całej, najnowszej historii. Dopiero tak ekstremalne i rzadkie załamanie rynkowe, jak to z 2008 roku, dało realną szansę na to, żeby strategia łapania dołków przebiła prostą, nie wymagającą żadnych, skomplikowanych analiz ani perfekcyjnego timingu metodę DCA. Jednocześnie wymaga to nierealistycznego założenia, iż idealnie trafimy w sam moment dołka oraz, iż będziemy mieli na tyle odwagi, by w takim czasie, wrzucić wszystkie swoje, zgromadzone oszczędności na rynek.

Dlaczego tak się dzieje? Jak to w ogóle możliwe, iż idealne trafianie w dołki tak często wypada gorzej niż zwykłe, regularne, niemal „bezmyślne” inwestowanie? Powody są dwa:
– dołki zdarzają się naprawdę rzadko. Na amerykańskim rynku akcji głębokie i gwałtowne spadki, które można uznać za ponadprzeciętne, inwestycyjne okazje, to prawdziwa rzadkość. Wielkie, historyczne załamania, jak te z lat 30., 70. czy z 2008 roku, pojawiają się na rynku raz na wiele, wiele lat, a skoro są tak rzadkie, to strategia oparta na ciągłym, wieloletnim czekaniu z inwestycją, po prostu nie ma zbyt wielu szans na to, by regularnie wygrywać ze strategią DCA.
– brak efektu procentu składanego w czasie oczekiwania. W czasie, gdy strategia Buy the Dip gromadzi gotówkę i cierpliwie czeka na ten swój „idealny moment”, ten kapitał po prostu nie pracuje. Tymczasem, w strategii DCA, każda, regularna wpłata od razu zaczyna korzystać z potężnego efektu procentu składanego. choćby jeżeli rynek w danym okresie rośnie bardzo powoli, to kapitał się systematycznie kumuluje. A gotówka, która wyłącznie czeka na cud – nie dość, iż absolutnie nic nie zarabia, to jeszcze systematycznie traci.
Zabawa w spekulanta i czarodzieja często po prostu nie ma ekonomicznego sensu.
Budowa pierwszego portfela inwestycyjnego
No dobra, trochę się rozgadałem o DCA, a przecież czas iść do budowy Waszego pierwszego portfela. Macie już w miarę określony horyzont inwestycyjny, wiecie, jaka jest Wasza tolerancja na rynkowe spadki i zdecydowaliście, w jaki sposób dokonacie swoich pierwszych zakupów. Co dalej?
Pora w końcu zastanowić się, w co konkretnie inwestować. choćby jeżeli zakładasz, iż chcesz iść w 100% w akcje, to i w tym segmencie rynku da się ryzykować bardziej lub mniej. jeżeli mimo szukasz większego bezpieczeństwa, to najlepszym wyborem będą fundusze ETF na szeroki, globalny rynek akcji. Nie będę się teraz rozwodził nad tym, które konkretnie fundusze są najciekawsze – o ETF-ach jest już kilka, osobnych, bardzo szczegółowych materiałów, więc tam odsyłam Was po więcej.
Dlaczego fundusze ETF na szeroki rynek to najbezpieczniejszy wariant dla długoterminowego inwestora akcyjnego? Bo szerokie rynki akcji, z samej swojej definicji, są w długoterminowym, nieprzerwanym trendzie wzrostowym. Pojedyncze, indywidualne spółki mogą zbankrutować, mogą spaść i leżeć na dnie przez całą dekadę, albo po prostu kisić się w miejscu bez żadnego wzrostu. Szeroki indeks – nie. Przynajmniej, dopóki rozwija się gospodarka globalna i lokalna.
Dlaczego? Bo indeksy są ciągle, automatycznie aktualizowane. Co chwilę usuwa te najgorsze i zastępuje je tymi lepszymi spółkami. Dzięki temu, inwestując w szeroki, rynkowy ETF, nigdy nie utkniesz w prehistorii z jakimiś giełdowymi trupami, o których świat już dawno zapomniał. To genialne rozwiązanie dla kogoś, kto jest cierpliwy, chce regularnie, systematycznie dokupować, ale jednocześnie chce w maksymalnym stopniu ograniczyć to ryzyko specyficzne, czyli takie, które dotyczy konkretnej, pojedynczej branży lub konkretnej, pojedynczej spółki.
Ale jeżeli czujesz, iż chcesz od rynku czegoś więcej, jesteś gotów trochę bardziej zaryzykować i chcesz samodzielnie poszukać rynkowych okazji, to możesz podejść do tego w sposób hybrydowy. Na przykład: połowę swojego portfela wrzuć w bezpieczny, szeroki ETF, a drugą połowę w wyselekcjonowane, pojedyncze akcje.

Uwaga na nadmierne rozdrobnienie
Tu dochodzimy niezwykle ważnego pytania: ile różnych akcji powinienem w ogóle mieć w tej akcyjnej, bardziej agresywnej części swojego portfela? Musisz za wszelką cenę unikać przesadnej dywersyfikacji, czyli kupowania dziesiątek różnych spółek po 500 złotych każda. jeżeli macie na swoim koncie maklerskim 50 tysięcy złotych i aż 30 różnych spółek, to nie ma to żadnego sensu!
Znam to z autopsji i sam, na początku swojej drogi, przez to przechodziłem. Schemat wygląda zwykle tak: trafiasz na jakiś interesujący materiał, film albo artykuł o obiecującej spółce, ekscytujesz się i od razu, w przypływie impulsu, kupujesz ją za jakieś drobne, które akurat leżały bezczynnie na Twoim rachunku.
Mija miesiąc, przelewasz na konto kolejne oszczędności i masz już na oku dwie, nowe, gorące firmy, bo ktoś je akurat polecał na X, więc znowu coś kupujesz. Po roku budzisz się z portfelem, w którym masz 30 różnych spółek z czego o połowie już choćby nie pamiętasz. I co się wtedy dzieje, gdy kursy tych wszystkich spółek nagle, gwałtownie zaczną spadać? Nie będziesz choćby wiedział, dlaczego coś spada. Z drugiej strony, choćby jeżeli któraś z tych trzydziestu firm nagle odpali i da Ci ponadprzeciętnie zarobić, to jej wpływ na wynik całego Twojego, rozdrobionego portfela będzie niemal znikomy, bo po prostu miała ona w nim za mały, nieistotny udział.
Ryzyko całego Twojego portfela wcale nie spada w sposób liniowy wraz z dodawaniem do niego kolejnych, nowych spółek. Nie można się dywersyfikować w nieskończoność i liczyć na to, iż w ten sposób jesteśmy coraz bardziej bezpieczni. W książce „Modern Portfolio Theory and Investment Analysis”, autorzy Edwin J. Elton i Martin J. Gruber, doskonale to pokazali. Portfel, który składał się tylko z jednej, losowo wybranej akcji, miał średnie odchylenie standardowe (czyli miarę ryzyka) na poziomie 49,2%.
Z kolei w dobrze zdywersyfikowanym portfelu, dało się to ryzyko obniżyć maksymalnie do poziomu 19,2% — czyli do tak zwanego ryzyka rynkowego, którego już nie dało się wyeliminować dzięki dywersyfikacji. Tylko, iż już przy zaledwie 20, różnych akcjach w portfelu, to ryzyko spadało poniżej 22%! Dodanie do portfela kolejnych, 980 spółek, zmniejszyło jego ryzyko tylko o dodatkowe, marginalne 2,5%!
W praktyce przesadna liczba spółek nie ma sensu, a już na pewno nie wtedy, kiedy dopiero zaczynasz i chcesz być w stanie w ogóle zapanować nad tym, co tak naprawdę posiadasz.

Jednak im mniej spółek macie w swoim portfelu, tym większą macie realną szansę na pobicie rynku. Dlatego, jeżeli to jest Wasz pierwszy, budowany od zera portfel, to polecam Wam podejść do tego z głową: zdywersyfikujcie się dzięki prostego i taniego ETF-u na S&P 500, a do tego dobierzcie sobie maksymalnie kilka (3-4) wybrane spółki, które naprawdę, dobrze znacie i które będziecie w stanie regularnie śledzić.
Ograniczenie liczby instrumentów pomoże wam też w ograniczeniu żonglowania strategią
Błędy początkujących
Brak cierpliwości to jeden z największych i najgroźniejszych wrogów każdego inwestora. Początkujący inwestorzy bardzo często, kompulsywnie wręcz „kombinują” – nieustannie zmieniają skład swojego portfela, bo akurat przeczytali coś nowego w Internecie.
Takie, nerwowe działanie, prowadzi tylko do wyższych kosztów transakcyjnych, do wyższych prowizji, do niepotrzebnych podatków i, w konsekwencji, do znacznie gorszych, końcowych wyników. Spójrzmy zresztą na to badanie, które doskonale pokazuje, jak bardzo zbyt częste dokonywanie transakcji niszczy nasze, inwestycyjne wyniki.
Zostało ono opublikowane w 2000 roku i jednoznacznie pokazuje, iż im większa jest wartość dokonywanych przez nas transakcji w odniesieniu do średniej wartości naszego portfela, tym gorsze, końcowe wyniki netto są przez nas, jako inwestorów, osiągane. Te szare słupki na wykresie to właśnie wielkość dokonywanych, miesięcznych transakcji, czarne to stopa zwrotu netto (czyli po kosztach), a białe – stopa zwrotu brutto (przed kosztami).
Widzimy bardzo wyraźnie, jak prowizje i podatki, które są spowodowane zbyt dużą ilością transakcji, dosłownie zabijają naszą ostateczną stopę zwrotu! Wraz ze wzrostem ilości dokonywanych transakcji, ta różnica między stopą zwrotu brutto a netto, zaczyna się dramatycznie pogłębiać.

Co więcej, zmieniając swoje pozycje jak rękawiczki, pod wpływem emocji i chwilowego efektu „wow”, jesteście jak ten gość, który co chwilę zmienia pasy w drogowym korku, bo wydaje mu się, iż „obok jadą szybciej”, ale w konsekwencji i tak zawsze ląduje na tym pasie, na którym ruch akurat najbardziej zwalnia.
Nigdy nie czekaj na idealny moment
Nadmierne mieszanie w portfelu to zresztą nie jedyna pułapka, w którą wpadają początkujący inwestorzy. Drugą – równie groźną – jest wieczne czekanie na „idealny moment”. I wieczne czekanie z tym, żeby zacząć.
Boisz się zaczynać, bo akurat indeks jest na szczycie i lepiej „poczekać”? Eh. Indeks S&P500 jest przez ponad 90% swojego czasu istnienia w odległości 5% od szczytów. Widzicie te czerwone kropki? To wszystko nowe, historyczne szczyty. Ci wszyscy, którzy przez lata czekali na jakiś „lepszy moment” do wejścia na rynek, bardzo często po prostu ominęli najlepsze, historyczne okresy wzrostów i najpiękniejsze, wieloletnie hossy.

Ostatecznie – najważniejsze w budowie swojego pierwszego portfela nie jest to, czy trafisz w idealny moment, idealny ETF czy idealną spółkę. Najważniejsze jest to, żeby w ogóle zacząć, wyciągać wnioski i budować swoją strategię z myślą o długim terminie. Bo właśnie dzięki konsekwencji, cierpliwości i nauce na błędach z czasem naprawdę da się zbudować portfel, który będzie działał na Ciebie – a nie przeciwko Tobie.
A jeżeli chcecie być jeszcze bardziej świadomym inwestorem, to pamiętaj, żeby sprawdzić wersję premium portalu DNA, gdzie możecie dołączyć do ponad 2 500 inwestorów. Co dostajecie? Prawie codzienne różne analizy i przemyślenia o rynkach i gospodarce ode mnie i całego zespołu, a do tego możliwość obserwacji jak sam inwestuję własne oszczędności w portfelach o łącznej wartości ponad 4,5 miliona złotych.
Duże pieniądze i dużo emocji, ale gwarantuję, iż jeszcze więcej nauki .
Inwestuj z XTB! Podczas rejestracji podaj kod DNARYNKOW i odbierz darmowy kurs inwestowania dla początkujących
Załóż konto na: https://link-pso.xtb.com/pso/aKgIe
Do zarobienia!
Piotr Cymcyk