„Przepisy są ważniejsze niż życie ludzkie” – tak można podsumować stanowisko PKP PLK w sprawie niebezpiecznego przejazdu kolejowego przy ul. Letniskowej w Lublinie. Mimo śmiertelnego wypadku i interwencji posłanki Pauliny Matysiak, kolejarze nie planują montażu szlabanów.
Cztery wypadki w pięć lat
W sierpniu na przejeździe zginął 68-letni mieszkaniec Zemborzyc. To nie był odosobniony przypadek — od 2019 roku doszło tam do czterech poważnych wypadków. W styczniu 2024 roku jedna osoba została ranna. PKP PLK twierdzi jednak, iż winni są wyłącznie kierowcy.
Matematyka zamiast bezpieczeństwa
„Przejazd spełnia wszystkie wymagania dla swojej kategorii” – przekonuje spółka w odpowiedzi na interwencję posłanki Pauliny Matysiak. Według przepisów, szlabany są wymagane dopiero gdy iloczyn liczby przejeżdżających pociągów i samochodów przekroczy 150 tysięcy. Na Letniskowej wynosi on „tylko” 93 660.
Lokalny radny Leszek Daniewski, który od 20 lat zabiega o poprawę bezpieczeństwa, na łamach „Gazety Wyborczej” zwracał uwagę na fakt, iż tuż za torami powstają nowe osiedla. Niedługo wprowadzi się tam setka nowych mieszkańców, ale PKP tego nie uwzględnia.
Pół miliona na światła
Zamiast szlabanów, które kosztowałyby około miliona złotych, PKP PLK wydało 544 tysiące na wymianę sygnalizacji świetlnej. Spółka chwali się, iż nowe lampy LED są lepiej widoczne. Problem w tym, iż przejazd znajduje się za łukiem torów, gdzie prędkość pociągów dochodzi do 120 km/h.
Tymczasem mieszkańcy Zemborzyc każdego dnia ryzykują życiem. Przez przejazd regularnie przejeżdżają nie tylko pociągi pasażerskie, ale także składy towarowe z węglem i paliwem. Pytanie tylko, ile jeszcze osób musi zginąć, zanim przepisy zostaną zmienione.