Państwo Szydłowscy wraz z trójką swoich dzieci mieszkali w wynajętym domu pod Łodzią. Wówczas ich sąsiadem był pan Zdzisław, od którego mieli odkupić działkę. Choć w sprawie doszło do zawarcia dwóch umów przedwstępnych (w 2019 i 2020 r.), to w tej chwili rodzina jest skazana na życie w małym domku letniskowym. Jak do tego doszło?
Marzyli o własnym domu. Sąsiad zgodził się na sprzedaż działki
W 2019 r. państwo Szydłowscy zawarli pierwszą przedwstępną umowę kupna działki od pana Zdzisława. W 2020 r. podpisali doszło do podpisania drugiego takiego dokumentu. Wszystko szło zgodnie z planem, a prace posuwały się do przodu. "Zdzisław ruszył procedurę podłączenia prądu, wody, podział administracyjny działki, taka procedura administracyjna też wymaga czasu" - wyjaśniła pani Katarzyna. Reklama
"Pomógł nam to wygrodzić, pomógł nam to uzbroić, postawiliśmy garaż i pomógł nam przy wylewkach" - zdradził jej mąż.
Dodał, iż działka została wyceniona na 15 tys. zł. Rodzina Szydłowskich wpłaciła 11 tys. zł. W rozliczeniu zostawili również samochód.
Od lat mieszkają w domku letniskowym. Spadkobierczyni nie zgadza się na sfinalizowanie transakcji
Niedługo po tym, jak rodzina Szydłowskich rozpoczęła budowę domu, pan Zdzisław zmarł, a spadkobierczynią została jego siostra. Nawałnica zerwała dach w wynajmowanym przez rodzinę Szydłowskich budynku, dlatego zostali zmuszeni do zamieszkania w domku letniskowym, co - jak wówczas myśleli - będzie tymczasowym rozwiązaniem.
"Miał być to domek tymczasowy na rok, kiedy rozpoczynamy budowę, a minęły trzy lata i jesteśmy w tym samym punkcie" - powiedziała w rozmowie z dziennikarzami "Interwencji" Katarzyna Szydłowska.
Choć rodzina chciała sfinalizować zakup działki i przystąpić do rozbudowy domu, to do podpisania aktu notarialnego nie doszło. "Przez trzy lata było zapewnienie: ja wam to dam, dokończymy wszystkie formalności. Kiedy przyszedł okres, gdy umowę trzeba było podpisać, pani Bożena powiedziała: nie" - tłumaczy Katarzyna Szydłowska.
Zapłacili za działkę, ale przegrali w sądzie
Córka pana Zdzisława przyznała w rozmowie z dziennikarzami "Interwencji", iż ojciec wspominał jej o swoich planach i chęci sprzedaży części działki. Państwo Szydłowscy chcieli walczyć o swoje prawa w sądzie, jednak przegrali. Mecenas Cimachowicz wyjaśnił, iż o ile umowa przedwstępna dotycząca sprzedaży nieruchomości została zawarta tylko pisemnie, to uprawniony nie może dochodzić zawarcia umowy przyrzeczonej.
"Kiedyś słowo było warte więcej od pieniędzy, a dziś okazuje się, iż choćby jak dokument podpiszemy, to on nie ma wartości ze względu na to, iż nie ma aktu notarialnego" - podsumował Grzegorz Szydłowski.