Silvia Federici, Kaliban i czarownica. Kobiety, ciało i akumulacja pierwotna. Przeł. Krzysztof Król. Wydawnictwo Karakter. Kraków 2025
Najprościej jest oczywiście przyjąć wygodną (ale głupawą) tezę o linearnym postępie ludzkości. W myśl tej zasady przesuwamy się w historii cały czas "od gorszego ku lepszemu". Chcemy wierzyć, iż każda dekada, wiek i epoka to był krok naprzód na tej właśnie ścieżce rozwoju. Renesans udoskonalił średniowiecze, oświecenie biło na głowę renesans, nowożytność udoskonaliła oświecenie i tak dalej. Zgodnie z tą logiką człowiek współczesny może patrzeć na historię swojej własnej cywilizacji z mieszaniną politowania i odrazy. Mając swych własnych pra-pra za istoty znacznie głupsze, mniej szlachetne oraz dalece mniej rozgarnięte niż on sam. Przeszłość jawi się jako poligon błędów, z których "na szczęście" nasza generacja już wyrosła. I tylko nie mówcie, iż sami nie padacie często ofiarą takiego właśnie myślenia. Reklama
"Polowania na czarownice" nie miały wiele wspólnego z religijnym fanatyzmem?
Dobrym przykładem tego rozumowania jest stosunek do jednego z wyjątkowo niechlubnych rozdziałów w historii Zachodu, czyli do "polowań na czarownice". Szacuje się, iż w między wiekiem XVI a połową XVIII stulecia doszło w Europie Zachodniej (i w kolonialnej Ameryce) do ok. 60 tysięcy tego typu egzekucji. Polegających zwykle na publicznym paleniu żywcem kobiet oskarżonych o czary, pakty z diabłem i tym podobne przewiny. Wedle panującego dziś powszechnie przekonania praktyki te wynikały oczywiście z chorego religijnego fanatyzmu charakteryzującego ówczesnych Europejczyków w epoce przed oświeceniowym triumfem rozumu.
o ile chcecie żyć w tym przeświadczeniu dalej, to nie czytajcie Silvii Federici. Jej "Kaliban i czarownica" rozbija bowiem takie przekonanie w proch i pył. Wedle zaprezentowanej tu interpretacji już sama kategoria "czarownicy" powstała na znanej i wcześniej i później zasadzie "dajcie mi winnego, a paragraf się przecież znajdzie". W praktyce mordy na czarownicach nie miały jednak wiele wspólnego z religijnym fanatyzmem lub jego brakiem. To był pretekst. Tak naprawdę mamy tu przeprowadzone na zimno "mordy sądowe" - systemowe usuwanie ważnej przeszkody stojącej na drodze do pełnego triumfu kapitalizmu.
"Kapitalizm wymknął się osądowi. Przekonany, iż wszystko mu ujdzie na sucho"
Tych z was, którzy kojarzą hasło kapitalizm wyłącznie z XIX-wieczną rewolucją przemysłową uprasza się o sięgnięcie po tę książkę w trybie szczególnie pilnym celem uzupełnienia swej własnej wiedzy. Federici jest bowiem z tej szkoły badaczy historii nowożytnej, którzy wskazują, iż znamionujące XIX stulecie rośnięcie fabryk, przędzalni i kolei żelaznych nie byłoby możliwe bez uprzedniego wykarczowania gruntu, na którym miało się to dokonać. Tym przygotowaniem terenu pod kapitalizm znany nam dziś były właśnie owe dwa czy trzy wcześniejsze stulecia poprzedzające jego nastanie. To był czas, który - za Marksem - nazywa się w literaturze tzw. akumulacją pierwotną. To było w praktyce bardzo brutalne skupienie zasobów w rękach nielicznych połączone z wykluczeniem szerszych mas pospólstwa z tego, co było wcześniej wspólne. Proces ten przybierał w różnych miejscach różną specyfikę. U nas w I RP miał twarz intensyfikacji pańszczyzny. W Europie Zachodniej (głównie w Anglii) polegał na tzw. grodzeniach, czyli na tworzeniu wielkich posiadłości ziemskich, z których rugowano ludność żyjącą tam z dziada pradziada.
Te procesy nie odbywały się oczywiście w pustym miejscu. Rodziły opory, rebelie i powstania. Znamy je z historii dość dobrze. zwykle topione były w morzu krwi. Ale rebelia, o której pisze Federici była trochę inna. Jej podmiotem były bowiem kobiety. Ich opór był cichszy, bardziej faktyczny. Nie dotyczył też samej ziemi uprawnej, która stanowiła najbardziej łakomy kąsek i przynosiła największe zyski. Od niepamiętnych czasów społeczny podział zadań predestynował płeć słabą do dbałości o tzw. dobra wspólne. Łąki, lasy czy rzeki. Kobiety się w nich specjalizowały, opanowując sztukę zielarstwa albo ziołolecznictwa. Ale i stamtąd trzeba je było przegnać w ramach wspomnianej akumulacji. Na dodatek kobiety były również strażniczkami seksualności oraz kluczem do reprodukcji. I to one w ostatecznym rozrachunku decydowały o liczebności populacji. Także tej zbuntowanej. Ich aktywność na tym polu też należało okiełznać. Na tym też polegała ówczesna walka.
W "Kalibanie.." Federici opisuje ten proces. Pokazuje, jak bardzo skuteczny był ten cichy kobiecy opór bez wydawania wojny. I jak wielka była potrzeba, by zwolennicy ówczesnego "postępu" wydali wojnę właśnie im. Tak właśnie powstała figura czarownicy. To był ten paragraf, przy pomocy którego rozpętana zostało wielkie "polowanie na czarownice".
Historia winę przypisała religii i ludzkiej ciemnocie. A kapitalizm jak zwykle wymknął się osądowi. Przekonany, iż wszystko i tak ujdzie mu na sucho.
Rafał Woś
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Cykl "Półka Ekonomiczna" w Interii Biznes co drugi wtorek.