Polska dołącza do elitarnego grona. Tylko 19 krajom udało się to przed nami!

2 dni temu

Premier Donald Tusk podał ostatnio, iż Polska dołączyła do grona bilionerów. Oznacza to, iż jesteśmy w gronie 20 państw na świecie, których PKB wynosi 1 bln USD. Czy jednak faktycznie jest się z czego cieszyć i czy to nie tylko zabawa danymi?

Polska stała się bilionerką

Jak podał Tusk, roczna wartość polskiego Produktu Krajowego Brutto (PKB) wynosi 1 bilion USD. Jesteśmy więc w gronie 20 państw z takim wynikiem. A przynajmniej to wynika z raportu GUS dot. PKB za II kwartał 2025 r., na bazie którego, jak tłumaczył RP.pl Andrzej Kubisiak, prezes Polskiego Instytutu Ekonomicznego, „można wyliczyć jego skumulowaną wartość za ostatnie cztery kwartały”.

Jeżeli ktoś od razu chce krzyknąć, iż to prawdopodobnie propaganda, dodam, iż jest to zbieżne z tym, co podawał Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który oszacował PKB Polski na ok. 980 mld USD. Przed nami ponoć bicie kolejnych rekordów.

Warto dodać, iż przed nami taki sukces osiągnęło tylko 19 krajów. W 1969 r. dokonały tego USA, w 1978 r. Japonia, w 1986 r. Niemcy (RFN), a dwa lata później Francja. W latach 2006-2007 do tego elitarnego klubu weszło aż pięć krajów, w tym Chiny.

Polska w światowej czołówce!

Nasz kraj dołączył do grona 20 państw bilionerów na świecie. To ogromny sukces i symbol dynamicznego rozwoju gospodarczego.#RobimyNieGadamy pic.twitter.com/zsF5qvib7R

— Kancelaria Premiera (@PremierRP) September 2, 2025

O tym, jak się to udało i co przed nami, za chwilę. Na chwilę wkroczmy jednak na pole kontrowersji.

PKB, czyli co?

Najpierw teoria: PKB (Produkt Krajowy Brutto) to jedna z podstawowych miar stosowanych w ekonomii do oceny wielkości i kondycji gospodarki danego kraju. To łączna wartość wszystkich dóbr i usług finalnych wytworzonych na terytorium danego kraju w określonym czasie (najczęściej w ciągu roku lub kwartału). „Finalnych” oznacza, iż liczy się tylko dobra i usługi kupowane przez ostatecznego konsumenta. To ważne, by uniknąć wielokrotnego liczenia.

Jak się liczy PKB? Istnieją trzy podstawowe metody:

  • metoda produkcyjna (wartości dodanej) – sumuje się wartość dodaną wytworzoną przez wszystkie sektory gospodarki (rolnictwo, przemysł, usługi): wartość dodana = wartość produkcji – wartość zużytych dóbr pośrednich,
  • metoda dochodowa: tu PKB to suma wszystkich dochodów uzyskanych w gospodarce: wynagrodzeń, zysków przedsiębiorstw, podatków pośrednich (np. VAT, akcyza) minus dotacje,
  • metoda wydatkowa (najczęściej używana w praktyce): tu stosuje się wzór PKB = C + I + G + (X – M), gdzie C – konsumpcja prywatna, I – inwestycje, G – wydatki rządowe, X – eksport, M – import.

Czy PKB to najlepszy wskaźnik rozwoju gospodarczego? Z pewnością PKB jest bardzo użyteczne, bo pozwala porównywać kraje i mierzyć tempo wzrostu gospodarki, ale nie jest idealnym wskaźnikiem rozwoju. Z pewnością minusem jest to, iż nie mierzy jakości życia ani dobrobytu obywateli. Nie pokazuje też, jak dochody są rozdzielane. Przykładowo, PKB może rosnąć, a wraz z nim nierówności – kapitał rozkłada się coraz bardziej nierównomiernie.

PKB nie uwzględnia też szarej strefy i pracy nieodpłatnej (np. opieki domowej) i ignoruje kwestie środowiskowe – wzrost PKB może iść w parze z degradacją przyrody.

Jak widać wzrost PKB nie oddaje pełni obrazu sytuacji kraju. Dlatego coraz częściej obok PKB stosuje się inne miary. Przykładowo PKB per capita (na mieszkańca) pokazuje, jak kapitał rozkłada się na obywateli i jak średnio bogaty jest np. przeciętny Polak. Do tego dochodzi Gini, wskaźnik, który pokazuje poziom nierówności. Analitycy badają też jakość i zadowolenia z życia obywateli.

Mamy jeszcze sporo do zrobienia

Uzbrojeni w tę wiedzę możemy zobaczyć nowy sukces (bo jest to sukces) rządzących w nowym świetle. Polska w kategorii PKB „na głowę” wypada już gorzej. Gdy przeliczy się wartość podaną przed GUS na liczbę mieszkańców, przy uwzględnieniu poziomu cen i inflacji, okazuje się, iż zajmujemy już nie 20., ale dopiero 35. miejsce na globie.

Gini też pokazuje, iż nie jest wcale wesoło, a przynajmniej nie wszystkim. Wskaźnik nierówności osiąga wartość 0, gdy wszystkie osoby mają ten sam dochód, a 1, kiedy wszystkie osoby poza jedną mają dochód zerowy. Ostatni odczyt GUS dot. roku 2024 i wtedy wyniósł 0,300 (rok wcześniej – 0,314).

Spójrzmy jeszcze na dane z badania Zadowolenie z życia w 2024 r. Ogólną satysfakcję z życia zadeklarowało w nim, jak podał CBOS, ośmiu na dziesięciu badanych. To najwyższy odsetek w ciągu ostatnich czterech lat.

Gdy wejdzie się głębiej w raport sprawa jest już bardziej złożona. Polacy deklarowali, iż są zadowoleni z miejsca zamieszkania (87%), relacji towarzyskich (84%) i swoich dzieci (74%). Gorzej było jednak w przypadku dochodów: zadowolenie z nich zadeklarowało tylko 38% ankietowanych, niezadowolenie – 19%, 40% osób powiedziało, iż jest średnio usatysfakcjonowane z tego, ile zarabia.

Jak to się udało?

Powyższe dane pokazują, iż obraz tego, jak żyje się w Polsce, jest złożony. Warto jednak cieszyć się, iż choćby pod kątem PKB wszystko idzie w dobrą stronę. To sukces i polskich przedsiębiorców, i pracowników.

Warto też dodać, iż wszystko to nie byłoby możliwe, gdyby nie przemiany gospodarcze po 1989 r. – odrzucenie socjalizmu, otwarcie się na zagraniczne inwestycje, następnie dołączenie do NATO (zwiększyło to bezpieczeństwo kraju – o tym za chwilę), a wreszcie do Unii Europejskiej pozwoliło na wzmocnienie Polski. Na to nałożyła się górka demograficzna, bardzo dobra koniunktura światowa i brak wojen w regionie.

Źródło: GUS

Co dalej?

Już jednak ten opis sugeruje, iż w przyszłości może być gorzej. O ile jeszcze zapaść demograficzną oddala nam przypływ ludności z Ukrainy, tak już łamanie porządku światowego przez Chiny i ich sojuszników może być potencjalnie groźne. Chodzi o to, iż obecny ład geopolityczny był utrzymywany przez USA. Polska na tym korzystała – w Europie Środkowej nie toczyły się wojny, a tym samym firmy chętnie tu inwestowały. Teraz ten globalny porządek się sypie.

Paradoksalnie okres światowej zawieruchy można byłoby wykorzystać na swoją korzyść – polskie elity polityczne zdają się jednak nie mieć na to pomysłu.

Na to nakłada się zapóźnienie technologiczne polskiej gospodarki. Nie chodzi tylko o niewykorzystanie przez nas blockchainowej rewolucji, o czym często piszemy na Bitcoin.pl, ale też brak rozwijania sztucznej inteligencji. Polscy politycy zachowują się tak, jakby chcieli, byśmy pozostali montownią Europy, podczas, gdy powinniśmy podążać śladem Chin, które z kraju produkcyjnego stają się miejscem, gdzie pracuje się nad nowymi technologiami, a niedługo może i zacznie więcej zarabiać na marży (na czym potęgę zbudowały USA).

Podsumowując, jest dobrze, ale może być lepiej. Oczywiście nierealne jest dogonienie USA i Chin, ale rzucenie rękawicy już np. Arabii Saudyjskiej (1,12 bln USD), Holandii (1,33 bln USD) czy Turcji (1,4 bln USD) wydaje się wręcz na wyciągnięcie ręki. Wiele będzie jednak zależało od naszych dalszych kroków na geopolitycznej szachownicy i dojrzałości naszych elit politycznych. To ostatnie jest dziś zresztą największą piętą achillesową Polski.

Idź do oryginalnego materiału