Rząd chce rozwijać energetykę jądrową w Polsce. Elektrownia jądrowa zlokalizowana na Pomorzu w Choczewie, zgodnie z obecnymi założeniami ma dostarczyć prąd w 2036 roku. w tej chwili realizowane są prace geologiczne, zaś Komisja Europejska analizuje kwestię wsparcia publicznego dla inwestycji. Ma ona zostać zrealizowana przez konsorcjum spółek Westinghouse-Bechtel.
Koszty mocno w górę
Jak zauważa "Dziennik Gazeta Prawna", w 2022 roku premier Mateusz Morawiecki wskazywał, iż na budowę pierwszej elektrowni jądrowej będzie potrzeba 90-100 mld zł. Tymczasem mówi się w tej chwili już choćby o 192 mld zł - taką sumę podano we wniosku notyfikacyjnym do KE. Dziennik zwraca uwagę, iż pierwotne niedoszacowanie wynika zarówno z inflacji, jak i z braku wiedzy o szczegółach projektu, a także sposobie negocjacji. To z kolei może przełożyć się na rentowność całej inwestycji. Reklama
Przekonać się mogą o tym Czesi, którzy uzyskali już zgodę KE na rozbudowę istniejącej elektrowni w Dukovanach. Nowy blok, zgodnie z unijnym warunkiem, ma pracować w zgodzie z sytuacją rynkową, co przy uzależnieniu OZE od pogody i traktowaniu ich priorytetowo może być dla atomu problematyczne. Oznacza to bowiem brak możliwości pełnego wykorzystania mocy.
"DGP" wskazuje, iż Czesi wynegocjowali jednak z KE lepsze warunki cenowe dla megawatogodziny z atomu niż ta, o której mowa była w polskim wniosku notyfikacyjnym, co stawia Polskę w gorszym położeniu niż naszych południowych sąsiadów. Ponadto mowa tam była o 60-letnim okresie dotyczącym wsparcia cenowego; w przypadku Czechów jest to 40 lat, co dla KE może być łatwiejsze do zaakceptowania. To jednak nie wszystko, bowiem Bruksela może zakwestionować założenia dotyczące wykorzystania maksymalnej mocy reaktora - a jak już wiemy, KE chce dostosować energetykę jądrową do całego rynku energii, w szczególności do OZE.
Cena energii może być wyższa
Ostatecznie, jak przekonuje dziennik, istnieje ryzyko, iż cena kontraktowa energii z choczewskiej elektrowni będzie znacznie wyższa niż ta zaproponowana we wniosku, a więc 470-550 zł/MWh. I choć będzie produkować energię bezemisyjnie, cena, jaką będą widzieć odbiorcy na rachunku za prąd może przewyższyć obecne założenia. Może się też okazać, iż nie obejdzie się bez dopłat z budżetu państwa.
"DGP" przywołuje ponadto wnioski z raportu EY, który wskazuje, iż polska inwestycja znajduje się na końcu zestawienia projektów tego typu realizowanych w regionie pod kątem nakładów na inwestycję bez uwzględnienia odsetek od kapitału. Szacowana cena za megawat mocy opiewa na 11 mln dolarów, a więc o ponad połowę więcej niż średnia dla pozostałych przedsięwzięć. Jest to poziom zbliżony do innej inwestycji Westinghouse, elektrowni Vogtle w USA. Dziennik zwraca uwagę, iż jej budowa trwała ponad 10 lat, zaś koszty przekroczyły zakładany budżet ponad dwukrotnie. Miało na to wpływ postępowanie upadłościowe spółki, tymczasem w przypadku Choczewa tę cenę zakłada się jeszcze przez wylaniem fundamentów.
Jednocześnie DGP pisze, iż "jak ta historia się skończy, nie jest przesądzone". "Wiele zmienić może - umiejętnie poprowadzony - proces negocjacji, który wykorzysta ostatnią bodaj poważną kartę przetargową, jaką dysponuje dziś wobec Amerykanów Polska, czyli drugą elektrownię (EJ2)" - zauważa dziennik.