Polska nie może się uwolnić od węgla. Wszystko przez brak inwestycji w modernizację i OZE

dlaprodukcji.pl 2 miesięcy temu

W Polsce ponad połowa linii elektroenergetycznych jest starsza niż 30 lat, a spory odsetek ma już ponad pół wieku. To powoduje coraz większe utrudnienia w zakresie możliwości przyłączania OZE. Dane URE pokazują, iż liczba odmów przyłączenia do sieci z każdym rokiem znacząco rośnie. Pogarszają się też parametry sieciowe, ale – jak wskazuje NIK – pomimo to modernizacja sieci wciąż postępuje zbyt wolno. Tymczasem bez zdecydowanych inwestycji w tę infrastrukturę rozwój odnawialnych źródeł energii w Polsce nie przyspieszy. Nie będzie mowy o uwolnieniu gospodarki od węgla.

– Odmowy przyłączeń do sieci bezpośrednio przekładają się na straty zielonej energii. Nie przyłączamy nowych projektów, więc nie produkujemy zielonej energii, tylko spalamy węgiel. A to z kolei przekłada się na rachunki Polaków. I to już w tej chwili widać, bo Polska znowu jest najdroższym rynkiem energii w Europie. Importujemy tę energię od sąsiadów. Wszędzie indziej jest taniej, jest więcej OZE i prąd jest po prostu tańszy – wyjaśnia w rozmowie z Paweł Czyżak.

Problem z rosnącą liczbą odmów przyłączenia do sieci odnawialnych źródeł energii z każdym rokiem mocno się pogłębia. W marcowym raporcie „Niedoinwestowana sieć” NIK podaje, iż jeszcze w 2018 roku ich udział wynosił 5,9 proc. w stosunku do wszystkich złożonych wniosków. Natomiast w I połowie 2022 roku był już na poziomie 99,3 proc. Ze sprawozdań URE wynika, iż w całym 2022 roku przedsiębiorstwa energetyczne negatywnie rozpatrzyły 7023 wniosków o wydanie warunków przyłączenia do sieci dla planowanych jednostek wytwórczych o mocy ponad 51 GW. Ubiegły rok po raz kolejny okazał się pod tym kątem rekordowy. URE odnotował 7448 odmów o wydanie warunków przyłączenia dla planowanych jednostek o mocy o mocy 83,6 GW. To oznaczało ponad 60-proc. wzrost r/r.

OZE koniecznością? Sieci energetyczne są przestarzałe

Problemy z przyłączaniem nowych mocy do sieci wynikają głównie z jej struktury wiekowej. W Polsce ponad połowa linii elektroenergetycznych ma powyżej 30 lat. To powoduje duże utrudnienia w zakresie możliwości przyłączania nowych jednostek wytwórczych. Pogarszają się też parametry sieciowe.

– Nie stać nas na niemodernizowanie sieci – podkreśla analityk Ember. – Infrastruktura po prostu się starzeje, więc trzeba ją wymieniać i modernizować. Niezależnie od tego, czy chcemy przyłączać do niej elektrownie gazowe, atomowe, wiatraki, czy słońce – te linie, te transformatory są po prostu stare i trzeba je wymieniać.

Przyjmuje się, iż żywotność linii energetycznych wynosi około 50 lat. Tymczasem z raportu NIK wynika, iż w Polsce w 2021 roku 46 proc. linii elektroenergetycznych 110 kV (wysokich napięć, WN) była starsza niż 40 lat, przy czym połowa z nich miała już ponad pół wieku. Tylko 16 proc. tych linii miało poniżej 10 lat. W przypadku linii średniego napięcia 40 proc. z nich było starszych niż 40 lat (a 15 proc. było starszych niż 50 lat). Z kolei linie niskiego napięcia starsze niż 40 lat stanowiły w 2021 roku 30 proc. Tylko 19 proc. z nich miało poniżej 10 lat. Co więcej, według szacunków NIK przyrost długości linii starszych niż 40 lat przewyższał przyrost długości linii młodszych niż 10 lat. Ten ostatni w wypadku linii nN był wręcz ujemny.

Starzeją się też stacje i rozdzielnie elektroenergetyczne. O ile jeszcze w 2018 roku stacje i rozdzielnie starsze niż 40 lat stanowiły 24 proc., o tyle w 2021 roku ten odsetek wzrósł już do 34 proc. W tym okresie spadła też liczba transformatorów młodszych niż pięć lat. Z kolei transformatory starsze niż 40 lat stanowiły w 2021 roku 19 proc.

Wąskie gardło

Eksperci podkreślają, iż przestarzałe, wyeksploatowane i nieprzystosowane do źródeł OZE sieci dystrybucyjne to w tej chwili wąskie gardło transformacji energetycznej. Bez zdecydowanych inwestycji w tę infrastrukturę rozwój odnawialnych źródeł energii w Polsce nie przyspieszy. Nie będzie mowy o uwolnieniu gospodarki od węgla.

– W tej chwili w Polsce moc dostępna dla nowych projektów OZE wynosi adekwatnie zero. Pięciu operatorów sieci dystrybucyjnych, do których przyłącza się większość tych projektów, raportuje tę dostępną moc i u nich wszystkich ona wynosi w tej chwili około zera. Z drugiej strony mamy ok. 50 GW projektów, które już dostały te moce przyłączeniowe i jeszcze nie są wybudowane. Powstaje pytanie, czy te projekty w ogóle zostaną zrealizowane. Czy część z nich, np. z powodów ekonomicznych, nie zostanie wybudowana, jednocześnie blokując dostęp do sieci dla innych – mówi Paweł Czyżak. – W tej chwili duży kawałek sieci blokują też morskie farmy wiatrowe na Bałtyku i planowana elektrownia atomowa. Cała sieć na północy kraju jest pod nie projektowana. Nie ma za bardzo przestrzeni np. dla lądowych farm wiatrowych, które buduje się szybciej. A jeżeli te duże projekty się opóźniają, to one blokują sieć. Wtedy te mniejsze projekty nie mogą się do niej przyłączać.

Urząd Regulacji Energetyki regularnie podkreśla konieczność zwiększenia inwestycji w sieci dystrybucyjne, ale to wymaga dużego kapitału. OSD mogą już jednak liczyć na środki unijne – spółki PGE Dystrybucja i Energa-Operator podpisały niedawno z Ministerstwem Klimatu i Środowiska umowy na unijne dofinansowanie w wysokości 145 mln zł do projektów modernizacji sieci wartych 220 mln zł. Pieniądze pochodzą z programu Fundusze Europejskie dla Polski Wschodniej, a resort podał, iż w przygotowaniu są kolejne umowy dofinansowania.

Czytaj też >> Średnie i małe firmy mogą mieć problem z gromadzeniem danych do raportów zrównoważonego rozwoju. Bez nich grozi im utrata partnerów biznesowych

Ile zapłacimy za inwestycje energetyczne?

– Koszty tych inwestycji dla społeczeństwa czy przeciętnego Kowalskiego są dużo mniej dotkliwe, niż to się często portretuje w mediach – mówi analityk Ember. – My przeprowadziliśmy analizę tego, jak zwiększone inwestycje w sieci przełożą się na rachunki gospodarstw domowych. choćby gdyby – w odpowiedzi na wzrost OZE – te inwestycje się podwajały, to przełożenie na rachunki gospodarstwa domowego może sięgnąć kilkadziesiąt złotych w skali roku, jeżeli chodzi o komponent sieciowy taryfy. Natomiast taryfa składa się z komponentu sieciowego i z komponentu związanego z wytwarzaniem energii. Ten drugi komponent będzie malał. Im więcej OZE, tym tańszy jest prąd na rynku hurtowym. To wynika z faktu, iż wiatraki czy słońce są dużo tańsze niż produkcja prądu z węgla i z gazu. Tak więc komponent sieciowy taryfy będzie rósł, ale komponent związany z wytwarzaniem będzie malał. Nasze szacunki pokazują, iż w efekcie przeciętne gospodarstwo domowe powinno wręcz oszczędzić kilkaset złotych rocznie, jeżeli rozwój OZE będzie postępował.

Według URE w nadchodzących latach spodziewany jest dynamiczny wzrost nakładów inwestycyjnych na rozwój sieci. Do 2030 roku mają znacząco przekroczyć kwotę 100 mld zł.

– Modernizacja sieci zajmie nam kilka lat. Można przyjąć, iż linie dystrybucyjne, transformatory to są projekty na co najmniej rok czy dwa. Z kolei linie przesyłowe to są projekty wieloletnie. Dlatego kluczowe, żeby te inwestycje były planowane do przodu. To dotychczas stanowiło problem, bo operatorzy planowali zgodnie z planami rządu. Teraz to się dość mocno zmieniło. Jednak wciąż trzeba planować te inwestycje w rozwój sieci z zapasem. Trzeba także co roku je zwiększać, żeby za kilka lat to dało owoce – podkreśla Paweł Czyżak.

Jak przyspieszyć inwestycje?

Jak podkreśla, istotną kwestią w realizowaniu tych inwestycji jest także biurokracja. Aby przyspieszyć rozwój sieci, należałoby się zastanowić nad możliwością przyspieszenia procesów związanych np. z planowaniem przestrzennym, konsultacjami, pozyskiwaniem pozwoleń i finansowania.

– najważniejsze jest, żeby dobić do około 50–60 GW w OZE w 2030 roku. jeżeli ta pula projektów, która ma w tej chwili przyłączenia, zostanie zrealizowana, jest szansa, iż to osiągniemy. To się przełoży na około 60 proc. OZE w miksie energetycznym, a to z kolei się przełoży na oszczędności liczone w setkach złotych dla gospodarstw domowych w Polsce w porównaniu ze scenariuszem poprzedniego rządu, czyli bardziej węglowym i takim, w którym nie przyłączamy w ogóle nowych OZE – mówi ekspert.

Źródło: Newseria

Idź do oryginalnego materiału