Jeśli ktoś w końcówce 2024 r. chciał obstawić scenariusz makroekonomiczny idący zupełnie pod prąd konsensusowi i obiegowym opiniom, kombinacja optymizmu co do perspektyw europejskiej gospodarki i pesymizmu co do gospodarki USA stanowiłaby niezłą kandydaturę. Ostatnie (z piątku i poniedziałku) dane wpisują się dokładnie w taki scenariusz.
Dla przypomnienia – wyraźnie w górę zaskoczyły europejskie PMI (i nieco mniej – niemiecki Ifo), podczas gdy amerykański PMI znalazł się na dziewięciomiesięcznym minimum. Jak to zwykle jednak bywa, w szczegółach tkwi dużo niuansów.
W Europie najlepiej wyglądały dane dla dwóch największych gospodarek kontynentu: we Francji – w przemyśle, w Niemczech – bardziej w usługach. Indeksy PMI dla całej strefy euro przeżyły już nieco skromniejszy styczeń – w przemyśle nastroje poprawiły się o 1 pkt., w usługach minimalnie pogorszyły. Sugeruje to niezbyt udany początek roku dla pozostałych dużych gospodarek tego ugrupowania. Spoglądając szerzej, można o styczniu myśleć jako o przygotowaniu do „mijanki”. W poprzednich miesiącach bowiem PMI w państwach europejskiego Południa zachowywały się znacznie lepiej od niemieckich i francuskich. Teraz poprawia się przede wszystkim sentyment w Niemczech i Francji relatywnie do Południa. PMI zagregowany po krajach i sektorach wzrósł w styczniu do 50,2 pkt., co jest równe… średniej dla całego 2024 r. Trudno więc być pod wrażeniem. Podobnie zresztą skomentujemy niemiecki Ifo, który pozostaje głęboko na recesyjnym terytorium i ma dość rzadką cechę – oczekiwania przedsiębiorstw są gorsze od sytuacji bieżącej, zwłaszcza w przemyśle. Wreszcie, styczeń w strefie euro przyniósł dalszy spadek popytu na pracę, co przedłuża wielomiesięczną bessę subindeksów odnoszących się do rynku pracy i zwiększa szanse, iż europejski rynek pracy w końcu w 2025 r. „pęknie”. Jego odporność na dotychczasową dekoniunkturę była wszakże wyjątkowa.
PMI w strefie euro, pkt.
W USA z kolei z pozoru słaby pod względem nastrojów firm styczeń ma całkiem niezłe szczegóły: znany już z innych badań wzrost optymizmu (nazwijmy go, skrótowo, powyborczym) oraz wzrost popytu na pracę. Co więcej, słabość produkcji i zamówień w usługach, która odpowiada za większość spadków amerykańskiego PMI, to efekt słabości popytu zagranicznego w usługach (który i tak nie jest dominujący), zaburzeń pogodowych i innych czynników. Jest za wcześnie, aby uznać go za początek negatywnego trendu.
PMI w USA, pkt.
Niuansowanie ostatnich danych nie zmienia jednak faktu, iż są pewne przesłanki, by spodziewać się w 2025 r. mniejszej różnicy w tempie wzrostu USA i strefy euro (czy też szerzej – USA i innych państw OECD). Argument czysto statystyczny – od wiosny 2023 r. Stany Zjednoczone rozwijały się średnio o 2,3 pkt. proc. szybciej niż strefa euro i o 2 pkt. proc. szybciej niż wszystkie inne kraje OECD. Takie okresy przewagi zdarzały się w przeszłości, ale trwające tak długo – rzadko. Jeden to wychodzenie z COVIDu w 2020 r., drugi – końcówka boomu giełdowego w latach 90-tych. Na ogół Stany Zjednoczone rosną o 0,5-1 pkt. proc. szybciej od reszty stawki, co jest generalnie spójne z wyższym wzrostem populacji i nieco szybszym wzrostem produktywności (tu się ujawniają różnego rodzaju przewagi konkurencyjne USA). Są też argumenty cykliczne – strefa euro powinna w najbliższych miesiącach i kwartałach wychodzić z cyklicznego dołka związanego ze słabym popytem zewnętrznym i efektami działania restrykcyjnej polityki pieniężnej (którą zastąpi polityka przynajmniej neutralna) oraz konsekwencjami kryzysu energetycznego. Z drugiej strony, polityka pieniężna w Stanach Zjednoczonych jest wciąż ciasna, a większości konsumentów skończyły się nadwyżkowe oszczędności.
Różnica w dynamice PKB USA i reszty OECD (pkt. proc., r/r)
Analizy Pekao