Tragedią załogi na Morzu Północnym przez wiele dni żyły globalne media. Sprawa Fremantile Highway wzbudziła ogromne kontrowersje ponieważ pierwsze doniesienia ws. pożaru statku wskazywały na winę po stronie akumulatorów elektrycznych samochodów, które transportował. Gaszenie pożaru trwało wiele dni i było uciążliwe z uwagi na ładunek ale czy naprawdę winne pożarowi są akumulatory EV? Polska prasa gwałtownie powtórzyła niepotwierdzona doniesienia mówiące o tym, iż to nie EV spowodowało tragedię. O ile oczywiście taki efekt prowadzonego śledztwa może rzeczywiście mieć miejsce warto podkreślić, iż śledztwo trwa. Z całą pewnością istnieją grupy interesu, którym bardzo zależałoby na tym by wina EV nie została stwierdzona jednoznacznie. w tej chwili mamy wciąż doczynienia z 'burzą informacyjną’. Nie znależliśmy w sieci żadnego artykułu potwierdzającego jednoznacznie, iż to nie EV odpowiadają za pożar statku.
Jeśli wina EV zostałaby potwierdzona prawdopodobnie zwiastowałoby to rekordowo wysokie koszty ubezpieczenia frachtu 'elektryków’. Być może tak wysokie, iż ich produkcja przestałaby być opłacalna lub ceny musiały wzrosnąć dwucyfrowo. Jak wiadomo dla drogi morskiej nie ma (i prawdopodobnie długo nie będzie) żadnej alternatywy jeżeli chodzi o przewożenie tego typu ładunków. Serwis Dagblad van het Noorden powołał się na dyrektora holenderskiej firmy Boskalis, która prowadzi pracę mające na celu odzyskiwanie modeli z okrętu. Boskalis realizuje wiele projektów m.in. dostarcza 'niszowe’ jednostki takie jak ostatni 'podsypkowiec’ czy statek przeznaczony do zabezpieczania podmorskich kabli i rurociągów. Pierwsze doniesienia Boskalis wskazują, iż być może choćby wszystkie elektryki mogły ocaleć w pożarze. Ale to wciąż tryb przypuszczający. W ramach ładunku na okręcie znajdowało się ok. 2700 luksusowych aut marek premium m.in. Mercedesy i modele BMW. Śledztwo ma na celu ustalić jakie były okoliczności i bezpośrednie przyczyny pożaru. Co wiadomo obecnie?
Pierwsze ustalenia
Według bieżących ustaleń pożar ogarnął w pierwszej kolejności górne pokłady statku. Tam najtrudniej jest dostać się teraz załogom odpowiedzialnym za śledztwo i sprzątanie 'bałaganu’. Niektóre auta dosłownie przywarły do elementów jednostki. Prace w holenderskim porcie Eemshaven decyzją japońskiego armatora mogą trwać mogą choćby do połowy października 2023 roku. Następnie statek zostanie przekazany gdzie indziej, w celu dalszego przeglądu. Do tego czasu śledczy muszą ustalić szczegóły. Wciąż nie wiadmo ile aut ocalało na dolnych pokładach jednostki ale wersja z pożarem w górnej częśći wydaje się prawdopodobna. Usprawiedliwiłaby poniekąd szybką i tragiczną w skutkach ewakuację załogi. Jeden z jej członków nie przeżył, wielu zostało rannych.
Według Boskalis cztery dolne pokłady zostały niemal nienaruszone. Około 1000 aut w tym 500 samochodów elektrycznych na pierwszy rzut oka firmy wyglądało na zachowane w świetnym stanie. W przeciwieństwie do czterech górnych. Szef ekipy nadzorującej prace Boskalis, Peter Berdowski wskazał, iż stopień zniszczeń uniemożliwia teraz chodzenie po pokładzie. Przyczyna pożaru nie została jeszcze ustalona. Oczywiście dylemat pozostaje – nie wiadomo jak wydobyć auta z dolnej części statku. Eksperci przez cały czas szacują, iż ok. 2700 statków z wszystkich ok. 3800 jest zniszczonych lub niemożliwych do uratowania. Boskalis zajmie się wypompowaniem ze statku potężnej ilości ropy, która mogłaby skutkować katastrofą ekologiczną. Eksperci z firm motoryzacyjnych w tym Volkswagena, BMW i Mercedesa, mają zbadać, w jaki sposób pojazdy mogą być transportowane. Niebezpieczne jest przewożenie ich z naładowanymi akumulatorami. Szef Boskalis poinformował, iż to rodzi 'ryzyko powrotu podobnego nieszczęścia’.
Dużo zniszczeń – wiele interprtacji?
Skala zniszczeń statku potencjalnie stwarza miejsce do różnych interpretacji katastrofy i może utrudnić wnioski śledczych. Być może 'na korzyść EV’. Wciąż jednak zdecydowanie za wcześnie by mówić o tym iż to nie elektryki były winne potężnemu pożarowi. Jako pierwsza informacje o pożarze EV jako przyczynie katastrofy podała holenderska straż przybrzeżna. Ze względu na podejrzenia, iż przyczyną pożaru mógł być akumulator, odbywa się debata na temat bezpieczeństwa pożarowego na samochodowcach i promach.
Światowa Organizacja Żeglugi (IMO) od pewnego czasu planuje zaostrzyć środki ostrożności dotyczące transportu akumulatorów litowo-jonowych. Firmy ubezpieczeniowe od dawna ostrzegają przed niebezpieczeństwem związanym z płonącymi akumulatorami. Problem polega na tym, iż statki nie mają skutecznych rozwiązań przeciwko takim pożarom. Ładunek mógłby być chłodzony mgłą wodną pod wysokim ciśnieniem. Płonące baterie litowo-jonowe pozostają prawie niemożliwe do szybkiego ugaszenia.