Prezes ZUS o emeryturze i wieku emerytalnym. Kolejna porcja bajek.

oszczednymilioner.pl 2 godzin temu

Tematowi emerytury poświęciłem już dziesiątki wpisów. Warto, ponieważ mówimy o jednej z najważniejszych zdobyczy „państwa dobrobytu.” Staram się też prostować medialne bajki, choćby jeżeli powtarza je sam Prezes ZUS w wywiadzie dla Faktu.

Ostatnio Zdzisław Derdziuk uaktywnił się, a jego mądrości powtarza cały net. Przykład macie tutaj: https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/prezes-zus-wprost-o-wieku-emerytalnym-zostal-nieslusznie-obnizony/1ng7ez2 . Bierzmy się zatem z kopyta za prostowanie tych historii.

Bajka nr 1. Obecna sytuacja wymaga edukacji społeczeństwa na temat zależności między wysokością składek a przyszłą emeryturą.

A może nie bajka? No w połowie. Tzn. prawdziwe jest wprowadzenie „Warto uświadamiać społeczeństwu” a zależność między wysokością składek a przyszłą emeryturą, przedstawia się inaczej. Służę.

Otóż, wcale nie trzeba mieć wysokich składek aby otrzymać wysoką emeryturę. Wystarczy załapać się do mundurówki, zostać sędzią, prokuratorem, górnikiem czyli wyjść z systemu powszechnego do uprzywilejowanego. Proste.

Co więcej, nie istnieje żadna zależność pomiędzy wysokością składek a emeryturą choćby w systemie składkowym. Przykład pierwszy – rolnicy. A reszta jest historią. Wysokość naszej przyszłej emerytury zależy od:

  • arbitralnych tabel dożycia ZUS w chwili przejścia,
  • podobnie kształtowanych współczynników waloryzacji,
  • miesiąca i roku rozpoczęcia pobierania świadczenia,
  • płci,
  • systemu – już dzisiaj są trzy: stary, nowy, i nowy+OFE.
  • a wreszcie – widzimisię polityków, wiecznie dłubiących w każdym aspekcie,
  • aktualnie zbieranych składek.

Na żadną z nich nie mamy wpływu.

A teraz przykłady.

Moja kuzynka ma 62 lata i dobrą od kilkunastu lat pensję (ok. 20k brutto, 14 k netto). Nie urodziła wielu dzieci, trochę chorowała, studiowała (czyli ma 38 lat składkowych i 5 bezskładkowych) itp. Wiecie ile ZUS wyliczył jej emerytury? 5100 brutto, czyli ok. 4600 zł „na rękę” – ok. 1/3 ostatniej pensji. Dlaczego? Nie wiem. Mnie po 25 latach składkowych i 5 bezskładkowych wyszłoby (wzór w ustawie) 5900 zł brutto … renty. Widzicie logikę? Ja nie. Znam osoby (kobiety) , które po 40 latach składkowych i 5 bezskładkowych mają 2100 zł emerytury netto (pensja 60-100% średniej). Inne zarabiając od 70% więcej dostają 7100 z (czyli 3,5 raza więcej)ł. Powód – 6 z 7 wymienionych wyżej (płeć ta sama). Liczenie na uczciwość państwa – wielka naiwność. Możemy popracować 2 lata dłużej, w tym czasie zmienią się zasady i dostaniemy choćby mniej albo śladowo więcej.

Bajka nr 2. Trzeba jednak uświadamiać ludziom, iż powinni pracować dłużej, choćby jeżeli nie ma przymusu administracyjnego.

Długa praca oznacza jedno – krótsze pobieranie emerytury, a może, w wielu zwłaszcza męskich wypadkach, śmierć przed tzw. starczą rentą (takiego pojęcia używano sto lat temu). Uciekają nam też lata największej sprawności. Zamiast zysku – strata. Kolejny przykład z mojej pracy. Koleżanka, nazywam ją A. ma w tej chwili 64 lata. W 2020 r. przeszła na emeryturę, ale postanowiła dalej pracować, w 2023 r. była na zwolnieniu 6m (kręgosłup), w 2024 r. 3 m (komplikacje po operacji nogi) i teraz ma wprawdzie wyższe świadczenie (chociaż za czas L4 składek nie odprowadzano), ale jest kaleką, porusza się o kulach. Warto było?

Jak widać powyżej – nieprawda, iż powinno się pracować dłużej. Długa praca kalkuluje się wąskiej grupie. Już wyjaśniam. Dla ludzi względnie młodych ważniejsze jest jednak coś innego – 70% dzisiejszych 30-40 latków dostanie emeryturę minimalną. Na więcej mogą liczyć tylko ci, którzy przekraczali średnią krajową. Taki los czeka większość prowadzących JDG oraz wszystkich poniżej średniej krajowej. W tej liczbie znajduje się moja żona. Czy popracuje do 67 r.ż. czy do ustawowej sześćdziesiątki – czeka ją państwowe minimum. Trochę lepiej wygląda „męska sprawa”, ale przyczyny leżą zupełnie na innych polach (wcześniejsze rozpoczęcie pracy, brak zwolnień na dzieci, więcej pracy=wyższe pensje).

Generalnie – pracowaniu do 70-tki sprzeciwia się też doświadczenie obecnych emerytów. Dokładając kilka (4-5 lat) zyskiwali 10%. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć w bajkę 1. Państwo administracyjnie reguluje wypłaty, aby nie ponosić wysokich kosztów.

Bajka nr 3. Kobieta dzisiaj odchodzi w 60. roku życia na emeryturę, żyje na niej jeszcze średnio 22 lata. jeżeli pracowała od 23. roku życia, skończyła studia, to ma bardzo małą sumę składek zebranych na koncie.

Prezesie Derdziuk – kobieta żyje 82 lata …. statystycznie. Średnią podnoszą osoby długowieczne. Proszę pokazać medianę. To raz.

Dwa – kobieta zasadniczo przeżywa swojego męża (mężczyźni żyją kilka lat dłużej) i może przejść na jego emeryturę. Stąd bez sensowne wydaje się pompowanie własnej… skoro z niej nie skorzystają, lub zrobią to krótko. Podam własny przykład. Emerytura prognozowana mojej żony – minimalna, a moja – ok. 11.000 zł (wg dzisiejszej wartości pieniądza, bo nominalnie 17k). Jesteśmy praktycznie równolatkami. Przez pierwsze 15 lat nie musi się o nic martwić. 5 lat (do jej i swojego 65 r.ż.) powinienem jeszcze pracować (i zarabiać dobrze). Kasy wystarczy. Potem przez 10 lat (śmierć mężczyzny – statystycznie 75 lat) dalej nie zginiemy z głodu (moja emerytura 11k). Następnie, w ostatnich jej latach dostanie 80% mojej emerytury – czyli 8800 zł. A co by było, gdybym umarł w wieku 65 lat? Dostanie te 8800 już wtedy. Czyli co się nie będzie działo, jej 1780 zł (najniższa emerytura) wygląda śmiesznie. Pamiętacie moją uwagę o „niewolnictwie mężczyzn”? Facet dłużej pracuje, szybciej umiera i jeszcze kobieta (dobrze jeżeli ukochana) korzysta po śmierci z jego pracy.

Trzy – skąd przeświadczenie, iż kobieta „ma bardzo małą sumę składek zebranych na koncie”? Przecież, do diaska, składała 37 lat (od 23 r. ż do 60 r. ż.). Nie każda zarabia śmiesznie mało. Nie każda rodzi dzieci. Na to pytanie odpowiemy sobie za chwilę.

Najważniejsze – Państwo okrada nas, wymuszając składki.

Weźmy tę statystyczną kobietę, w tej chwili ma 60 lat. Najpierw okradał ją PRL, potem RP. Indywidualne składki (choć przez cały czas tylko zapisy na koncie), zaczęto ewidencjonować w 1999 r. Dlatego za wcześniejsze okresy naliczano kapitał początkowy. Załóżmy, iż przez te 25 lat kobieta zarabiała średnią krajową, a państwo kasowało od niej 20% w formie składki emerytalnej. W 1999 r. – 4 tys. zł. W 2000 r. – 4600 zł, w 2001 r. 4900 zł, w 2002 r. 5000 zł, w 2003 r. – 5200 zł, w 2004 r. 5400 zł. itd. Co działoby się, gdyby te 29.100 zł kobieta w 2005 r. zamieniła na nieruchomości? Doskonale to wiem. Kupiłem wtedy działkę za 3000 zł (z opłatami 3800 zł). Dzisiaj byłaby warta (jako już budowlana) – 100.000 zł. A teraz pomnóżmy zainwestowaną kwotę x 7,5 (jak 29.100 zł ma się do 3800 zł). Uzyskujemy dzisiejszą wartość 750 tys. zł. ZUS nam tyle nie da. A inne obliczenia? W 2003 r. moja ciotka kupiła kilka ha ziemi w cenie 8000 zł/ha. Płaciła drogo, bo chciała nie mieć sąsiada. Suma wydana 24 tys. zł. Wartość dzisiejsza – 350 tys. zł (a dochodzi jeszcze zysk z dzierżawy). Jak ten mnożnik x14 ma się do śmiesznej waloryzacji ZUS w tym okresie? Wniosek – w ZUS-ie emeryt uzyskiwał śmieszne stopy zwrotu, bo gdyby wybrał mało ryzykowną ziemię rolną dzisiaj, po 20 latach, miałby 14 razy zainwestowaną sumę (z czynszem choćby 16-17 razy), spekulując na odrolnienie – 25 razy, a dzięki waloryzacji ZUS – może 3 razy (patrząc na stosunek minimalnej emerytury z 2004 r. i 2024 r.). I na tym polega rozmiar tego wałka. Dokonując samodzielnej lokaty środków odpowiadających składce emerytalnej da się osiągnąć daleko lepsze wyniki.

Żeby zobrazować to „na przyszłość” znowu policzę na swoim przykładzie. Do emerytury mam 17 lat, na koncie ZUS, subkoncie ok. 700 tys. zł. W OFE jeszcze 135 tys. zł. Do 65 r. ż odłożę wg metodologii ZUS, po waloryzacjach, przejęciu środków z OFE ok. niecałe 4 mln zł, a co roku dopłacać będę 50% średniej krajowej (20% składek x 250% średniej jako podstawa) czyli na dzisiaj 20.000 zł. I policzmy.

Samo odkładanie na 8,5% kwoty 20.000 zł daje 868 tys. zł (bez waloryzacji inflacją – wg dzisiejszej wartości – jeżeli chciałbym ją uwzględnić – 2 razy tyle czyli 1,7 mln). Do tego dochodzi procent składany od zgromadzonych już dziś 835 tys. zł (suma podwoi się po 8,5 roku, jeżeli osiągnę 8,5 % rok), a mamy 18 lat składania, więc zrobi się 3,6 mln zł. W sumie zbiorę sporo więcej niż w ZUS-ie (miało być 3,9 mln) bo 5,3 mln. Nie to jest jednak najważniejsze.

ZUS wypłacić mi miał 17 tys. zł emerytury (nominalnie) czyli ca 200 tys. zł rocznie. To same, niskie odsetki od 3,9 mln zł (ca.5%). A gdzie kapitał? ZUS go ukradnie, wrzucając do wspólnego kotła. Co stałoby się z kasą, gdybym gromadził ją sam i na emeryturze osiągał realne wyniki (same odsetki)?

  1. Lokując sensownie (obligacje korporacyjne 8,5% netto) – 450 tys. zł/rok.
  2. Lokując agresywnie (akcje kupowane na dołkach, sprzedawane na spadkach – 12%) – 636 tys. zł/rok.
  3. Lokując spekulacyjnie (20%) – 1 mln 60 tys. zł/rok.

Wypłacając sobie od 37 do 78 tys. zł miesięcznie, zamiast 17 tys. zł z ZUS, zostawiłbym spadkobiercom kapitał 5,3 mln zł.

A gdybym, jak w ZUS, zjadał również kapitał?

No cóż, wtedy dokładałbym jeszcze (przez statystyczne męskie dożycie od 65 do 75 r. ż) jakieś 25 tys. zł/miesiąc.

Podsumujmy emeryturę:

  • ZUS – 17 tys. zł/miesięcznie,
  • własne lokaty sensowne i ostrożne 62 tys. zł/miesięcznie,
  • własne lokaty agresywne – 88 tys. zł/miesiąc,
  • własne lokaty spekulacyjne 103 tys. zł/miesiąc.

Widzi Pan te liczby, Panie Derdziuk? Dalej nagania Pan na zaufanie ZUSowi?

Idź do oryginalnego materiału