- Rozwinięcie rodzimej produkcji nowoczesnych chipów w Chinach było w zeszłym roku faktem, z którego tamtejsze władze były bardzo dumne. Wedle pojawiających się jednak sygnałów, chipy te są daleko mniej „rodzime” niż by to wynikało z oficjalnego przekazu.
- Amerykanie podejrzliwie śledzą doniesienia i podejmują starania, aby pomoc technologiczną dla Chin jak najbardziej ograniczyć. W odniesieniu zarówno do własnych firm, wobec których zaostrzają politykę, jak i do sojuszników, w stronę których adresują zabiegi dyplomatyczne.
W zeszłym roku, po utracie dostępu do amerykańskich podzespołów elektronicznych (przynajmniej tych wrażliwych), komunistycznym Chinom zajrzała w oczy perspektywa utraty pozycji w wyścigu technologicznym, zwłaszcza w obszarze AI.
Biorąc pod uwagę nader ograniczone grono światowych producentów, którzy zaoferować mogą najnowsze i najwydajniejsze chipy (oraz ich miejscami wyboiste – vide Tajwan – relacje z ChRL), jedynym możliwym remedium była próba rozwinięcia krajowych odpowiedników w tej dziedzinie.
Kierownictwo Partii wydało zatem stosowne polecenie, zaś krajowe firmy jęły wykonywać plan. W sierpniu 2023 roku Huawei pochwaliła się zastosowaniem w „patriotycznym” telefonie Mate 60 Pro 7-nanometrowego chipu produkcji SMIC.
My tymi chipami otwieramy oczy niedowiarkom
Bez wątpienia był to sukces, jednak polityczny blichtr osiągniętej samodzielności został zakłócony ostatnimi doniesieniami. Jak się bowiem okazuje, ta ostatnia firma – Semiconductor Manufacturing International Corp., z Szanghaju – jest w kwestii produkcji chipów zależna od maszyn z USA.
Konkretnie, pochodzić one mają od firm Lam Research Corp. oraz Applied Materials Inc. Firmy te, obydwie z Kalifornii, nabrały wody w usta i nie komentują tematu, co można w pewien sposób uznać za komentarz nader wyraźny. W gronie dostawców sprzętu i rozwiązań pojawia się też oczywiście rynkowy potentat w tym segmencie, holenderska firma ASML.
Pojawiające się we wcześniejszych latach doniesienia głosiły, iż SMIC jest bardziej niezależna: miała bowiem jedynie „wisieć” na technologii ukradzionej tajwańskiemu potentatowi TSMC. Tymczasem rozczarowanie – same skradzione rozwiązania nie wystarczają, potrzebny jeszcze zagraniczny sprzęt. A miało być tak pięknie…
Panowie, no dla kogo te chipy…?
Co zabawne – publiczne rozgłoszenie faktu uzależnienia rodzimej produkcji chipów od zachodniego sprzętu okazało się najpewniej równie kwaśne w odbiorze dla oficjeli w Pekinie (wciąż bowiem zależą technologicznie od wroga) co w Waszyngtonie (ich własne firmy wspierają bowiem wroga).
Oficjalnie przedstawiciele amerykańskiego Biura Przemysłu i Bezpieczeństwa (Bureau of Industry and Security) wchodzącego w skład federalnego Departamentu Handlu, nie komentują sprawy. Nieoficjalnie wiadomo jednak, iż amerykańska administracja staje na uszach – czy też, formalniej, „podejmuje wzmożone wysiłki” – aby dopływ wrażliwych technologii do Chin odciąć.
Amerykanie mają prowadzić intensywne rozmowy z przedstawicielami rządów Holandii, Japonii i Korei Płd. W dziedzinie polityki wewnętrznej spodziewane jest zaś zaostrzenie ograniczeń eksportowych, które objęłyby nie tylko najnowsze chipy, maszyny i technologie w dziedzinie półprzewodników (których eksport do Chin zakazany jest już od 2022 r.), ale też starsze rozwiązania w tej dziedzinie, a także części zamienne.
Partia kazała, to będzie…
Źródła „zbliżone” do władz USA mają bowiem twierdzić, iż Chiny wykorzystują maszyny o gorszych osiągach i parametrach, aby produkować najnowsze chipy. Czynią to kosztem nieefektywności i nieopłacalności ekonomicznej takiej produkcji. Jak jednak twierdzą, w przypadku Chin produkcja ta ma znaczenie w większym stopniu polityczne niż gospodarcze, i kraj ten jest na takie koszty gotów.
Przedstawiciele chińskiego rządu, zapytani o kwestię ograniczeń w dziedzinie sprzętu do produkcji chipów, deklarowali poparcie dla „wolnego handlu”.