Przed nami 14 lat hossy – jeżeli kryptowaluty przetrwają próbę

1 rok temu

Wielu używa podobieństw sytuacji rynku kryptowalut do 2008 roku, prasa rzuca nimi na prawo i lewo. Tymczasem niewielu zdaje sobie sprawę jak istotne może mieć konsekwencje używanie tego porównania. Forowana przez Wall Street hipoteza 'crypto is here to stay’ jest właśnie boleśnie testowana. Cofnijmy się te 14 lat i przewińmy kliszę z 2008 roku. Czy Bitcoin ma szanse powtórzyć historię S&P 500?

Bańka trwała w najlepsze

Choć niemal wszyscy na Wall Street byli przekonani, iż nieruchomości i związane z nimi operacje finansowe to kolejna mania, to wszyscy jak jeden mąż twierdzi, iż będzie już tylko drożej. Dlaczego rynek ma tendencję do 'upijania’ się zawsze w ten sam sposób, wieszcząc zmianę paradygmatu? Zauważmy, paradygmat manii zawsze wydaje się do bólu prawdziwy. Tak samo jak jeszcze niedawno nikt nie wyobrażał sobie spadki akcji Tesli o 50% czy Bitcoina po 16 000 USD. Rynek wierzył, iż będzie inaczej i miał choćby zasadne, na pozór logiczne argumenty by tak sądzić. Tak będzie zawsze. W przypadku każdej manii obojętnie czy dotyczyć będzie cen samochodów, kryptowaluty czy cukru. Tak jakby niewidzialna siła pchała sprawy naprzód. W USA kilka instytucji miało pełną świadomość jak zbudowane są CDS-y oraz, iż kilka instytucji źle zarządza ryzykiem wykorzystując zabezpieczenia klientów, nie przechowując go na osobnych rachunkach. Kto by sie tym przejmował? Kto chciałby to sprawdzać gdy ceny rosną, prawie wszyscy zarabiają? Niewielu, wśród tych którzy chcieli był m.in. Michael Burry. W 2008 roku miały miejsce dwa potężne bankructwa. Pierwsze – Bear Sterns, w I połowie roku i w II połowie roku słynny Lehman Brothers. Dwa ciosy, jak Luna i FTX.

Strach ma wielkie oczy

Inwestorzy zaczęli spekulować o potężnym efekcie domina, a instytucje między sobą zaczęły szukać trędowatych funduszy. Ciężko było robić interesy, ciężko było weryfikować zabezpieczenia. Tłumaczyć musieli się nie tylko winni. Wszystko to wyglądalo jak walący się domek z kart, Wall Street zaczęło mówić o 'ostatecznym krachu’ lub co najmniej takim o zasięgu podobnym do finansowego armagedonu z 1929 roku. Tymczasem znajdowali się u progu adekwatnie najlepszej dekady, a przynajmniej na pewno ’12 lecia’ w historii Wall Street (2009 – 2021). Spadki były tak olbrzymie, iż po prostu nie było już komu sprzedawać, wysychająca płynność zaczęła zniechęcać sprzedających do 'dumpowania’ cen. A jak wiemy, nie wszyscy są skłonni do sprzedaży. Nie trzeba było długo czekać aż regulatorzy i instytucje (m.in. BlackRock i jego reprezentant – Larry Fink) rzucą się na ratunek tonącej branży finansowej. Czy podobnie zrobią z kryptowalutami?

Po co BlackRock udostępnił rynek kryptowalutowy instytucjom korzystającym z Aladdin, umożliwił nabywanie Bitcoina przez Coinbase Pro? Chciał by je biznesowi partnerzy zbankrutowali? Po co Fink w wywiadacg podkreślał, iż zainteresowanie kryptowalutami jakie rejestruje fundusz jest rekordowe choćby w stosunku do klasycznych instrumentów finansowych? Czy szef BlackRock nie dostrzegł potencjału branży, który potrafi dostrzec przeciętny 'Smith’ czy Kowalski? Przypomnijmy, kapitalizacja kryptowatu to dziś około 800 mln USD. Mniej więcej tyle co 1/3 Apple’a i mniej więcej 1/40 tego ile warte są wszystkie spółki notowane na S&P500. Mimo to mówi o nich całe Wall Street, prasa finansowa jak Bloomberg, Reuters, FinancialTimes pisze o nich wielokrotnie codziennie, prawdopodobnie łącznie kilkukrotnie częściej niż o Apple czy Microsofcie. Spekulanci widzą w Bitcoinie miarę apetytu na ryzyko. Czy to nie interesujące i czy nie przemawia na korzyść spojrzenia kontrariańskiego?

Kryptowaluty zostaną?

Jeśli tak się nie stanie, przegrają wszyscy. Od najdrobniejszych po olbrzymie instytucje z których pamiętajmy – nie każda do FTX 2.0 czy 3AC. Jak w wojnie atomowej – zwycięzców nie będzie. Ale jeżeli kryptowaluty zostaną… To logiczne, iż potężnie wynagrodzeni zostaną wszyscy Ci którzy weszli na rynek w czasie, gdy tak potężna jego część zaczęła spekulować o jego zupełnym upadku, tulipomanii 2.0 i ostatecznym pęknięciu bańki. Wydaje się, iż wskaźnik Risk/Reward zaczyna coraz bardziej przemawiać na korzyść kupujących. Prawdopodobnie szczególnie na korzyść tych, którzy potrafią kupić i 'przyjąć pozycję śmierci’ symulując amnezję – nie spoglądajac w wahania wartości portfela. Powiedzenie Buffetta 'bądź chciwy gdy inni się boją’ jest dziś do bólu prawdziwe. Ale wciąż widzimy, iż niewielu je stosuje – skąd to wiemy? Wystarczy popatrzeć na rynek. Niewielu je stosuje i niewielu kiedykolwiek się na to odważy. Rynek to gra o sumie zerowej na której nie mogą zarabiać wszyscy. Większość odda się złudzeniu, pierwotnym instynktom. Ponieważ strach blisko dna bessy jest zawsze niemal tak do bólu prawdziwy jak szczęście i euforia u szczytu hossy, gdy rynek widzi zmianę paradygmatu. Tymczasem oba są tylko iluzją tłumów.

Podsumowanie

Nie wiemy czy branża przetrwa obecne turbulencje ale subiektywnie autor artykułu uważa, iż szanse na to znacznie przekraczają 50%. jeżeli tak się stanie – cyfrowe aktywa wrócą silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Drzwi do słynnych spotowych ETF-ów na Bitcoina i być może inne kryptowaluty zostaną otwarte. Największe zmiany zawsze rodzą się w bólach.

Idź do oryginalnego materiału