- jeżeli dzieci są traktowane jako "uciążliwy element krajobrazu społecznego", to jak mamy zachęcić młodych ludzi do zakładania rodzin? - zaznacza ekspertka Magdalena Boćko-Mysiorska, cytowana przez portal onet.pl. Takie podejście jest niestety dość niepokojące, bo zamiast zachęcać młodych do posiadania dzieci, stajemy się społeczeństwem, w którym coraz mniej maluchów przychodzi na świat. Niż demograficzny się pogłębia.
REKLAMA
Zobacz wideo "Nigdy w tej kwestii nie będę skromny". Maciej Pela w "Ja wysiadam"
Polacy nie chcą mieć dzieci, bo wolą ciszę i spokój?
O kryzysie demograficznym (nie tylko zresztą w Polsce) mówi się od dłuższego czasu. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, w styczniu 2025 r. w Polsce urodziło się jedynie 21 tys. dzieci. To o 11 proc. mniej niż rok wcześniej. W ciągu ostatnich 12 miesięcy liczba urodzeń wyniosła 249,2 tys., co jest znacznym spadkiem w porównaniu do lat poprzednich.
Program 800 plus, mający na celu poprawę sytuacji demograficznej i zachęcenie młodych do zakładania rodzin, nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Okazuje się, iż ten problem jest znacznie bardziej złożony, bo wielu Polaków nie chce być rodzicami nie tylko ze względu na kwestie socjalne. Powód? "Dzieciofobia".
- Oczekujemy, iż świat będzie wygodny, przewidywalny i dostosowany do naszych potrzeb. Dziecko, które płacze, czy śpiewa w autobusie, narusza ten porządek, przypomina o tym, iż życie to nie minimalistyczny Instagram feed, ale coś znacznie bardziej żywiołowego - twierdzi ekspertka w rozmowie z Onetem. - Tego typu pogląd jest stosunkowo młody. Przez lata hasłem przewodnim w wielu domach było, iż "dzieci i ryby głosu nie mają". Dawniej dzieci były bardziej "niewidzialne", bo od najmłodszych lat uczono je podporządkowania - podkreśla pedagożka. - Może problemem nie są dzieci, ale nasz deficyt cierpliwości i empatii? - zastanawia się.
Zmiana podejścia pomoże?
Dziecko, które płacze, awanturuje się, "robi sceny", jest dziś odbierane za problematyczne, a jego rodzice, za tych, którzy nie potrafią okiełznać malucha. Często zamiast zrozumienia, spotykają się z krzywymi spojrzeniami oburzonych dorosłych, którzy szepczą między sobą "co za niewychowany i rozwydrzony bachor". Brak z ich strony współczucia, nikt też nie próbuje zrozumieć jego zachowania, bo często sami są zmęczeni i przebodźcowani. Oczywiście wiadomo też, iż nie wypada w bezpośredni sposób obrażać dzieci, toteż często "obrywa się" ich rodzicom. To oni muszą znosić te wszystkie spojrzenia i nieprzychylne komentarze, a nie wszyscy są w stanie sobie z tym poradzić.
- Coraz częściej widać, iż dzieci przeszkadzają po prostu dlatego, że… są dziećmi. Przeszkadza ich obecność, dźwięk, ruch, energia. Tymczasem nie chodzi o to, aby dzieci były "ciche, wzorowe i posłuszne", ale o to, abyśmy my, dorośli, byli społecznie dojrzali. jeżeli nie potrafimy współistnieć z dziećmi, to może znaczy, iż nie radzimy sobie z własnym dyskomfortem? A może, paradoksalnie, z własną przeszłością, w której nie pozwolono nam być sobą? - pyta ekspertka.