Przynosili własne napoje i zamawiali jedno danie. Lokal znalazł rozwiązanie

4 godzin temu
Zdjęcie: Polsat News


Media społecznościowe obiegło zdjęcie kartki zawieszonej w restauracji ze Szklarskiej Poręby. Widniała na niej informacja, iż za każdy dodatkowy talerz doliczana jest opłata. Internauci uznali, iż to "szczyt pazerności". Tymczasem okazało się, iż opłatę wprowadzono, bo lokal miał problem z rodzinami, które zamawiały najtańsze danie i przynosiły własne napoje.


Zdjęcie kartki z restauracji w Szklarskiej Porębie w powiecie karkonoskim zamieścił na swoim Facebooku twórca kulinarny Bartosz Kapica. Lokal informował na niej, iż w przypadku dzielenia się daniem pobierana jest opłata serwisowa w wysokości 15 zł za każdy dodatkowy talerz lub sztućce. Post wywołał istną lawinę i doczekał się ponad 1,5 tys. komentarzy. Reklama


Opłata za dodatkowe talerze. Na restaurację poleciały gromy


Większość internatów była oburzona praktykami lokalu. Pojawiły się głosy o "pazerności", a niektórzy żartowali, iż teraz do restauracji trzeba zabierać ze sobą własne sztućce. Inni zwracali uwagę na to, iż w wielu lokalach porcje są bardzo duże i jednej osobie ciężko zjeść całe danie, a nie każdy chce zabierać jedzenie na wynos.


Czytaj także: Pokazali rachunek z Krupówek. "Wygrywa w kategorii paragony grozy 2025"
Jedna z internautek przekazała z kolei, iż odwiedziła wspomniany lokal z rodziną. Jak wyjaśniła, popisowym daniem restauracji jest 30-centymetrowy schabowy, który starczyłby dla niej i jej dzieci. "Każdy zamówił jednak inne jedzonko i chcąc się podzielić, zaskoczona byłam, iż za pusty talerz mam zapłacić 15 zł, do tego w rachunku okazało się, iż doliczono, za dwa pudełeczka na wynos 10 zł" - relacjonowała internautka, dodając, iż w jej opinii cena pudełek na wynos była zbyt wysoka.


Właściciel restauracji ze Szklarskiej Poręby tłumaczy się z dodatkowej opłaty


Jak podaje Onet, kontrowersyjną kartkę wywiesiła restauracja Chata Ducha Gór. Serwis skontaktował się z lokalem i poprosił o skomentowanie burzy, która rozpętała się po upublicznieniu informacji o dodatkowej opłacie. Właściciel lokalu przekazał, iż zaczęto ją pobierać dopiero w tym sezonie. Jak wyjaśnił - chciał, aby w jego restauracji mogły się stołować także osoby o "skromniejszym budżecie", dlatego wprowadził promocyjną ofertę. Codziennie w godzinach 12:00-17:00 klienci mogą zamówić "hit dnia" za 29,90 zł. Pozostałe dania kosztują 50-80 zł.
Nowa pozycja w menu okazała się bardzo kłopotliwa. "Notorycznie mieliśmy sytuacje, iż przychodziły całe rodziny z własnymi napojami i zamawiały jedno danie promocyjne na wszystkich" - tłumaczył Onetowi Marcin Majchrzak.


"Można kogoś przez takie działanie naprawdę skrzywdzić"


Dla restauracji grupy, które zamawiają jedno danie są problematyczne - generują koszty obsługi i zajmują stolik, a klienci, którzy zamówiliby więcej odchodzą z kwitkiem. Majchrzak w rozmowie z Onetem zwrócił uwagę na to, iż w jego lokalu pracuje 10-11 osób - 5 na kuchni i 5-6 na sali, co oznacza dla niego dzienne koszty na poziomie min. 5-6 tys. zł. Podkreślił przy tym, iż dodatkowa opłata za serwis jest symboliczna i pobrano ją zaledwie kilka razy. Dodatkowo nie jest stosowana, jeżeli klienci zamawiają np. przystawki czy przekąski.


Właściciel restauracji odniósł się także do krytyki, która na niego spadła. "Można kogoś przez takie działanie naprawdę skrzywdzić" - powiedział, dodając, iż niektórzy zaczęli wystawiać jego lokalowi fałszywe opinie. Przyznał także, iż rozważa zrezygnowanie z promocyjnej oferty, żeby mieć spokój.
Idź do oryginalnego materiału