Minister rolnictwa Czesław Siekierski odwiedził w niedzielę tereny dotknięte przez gwałtowne gradobicia na Sandomierszczyźnie w woj. świętokrzyskim. W rozmowie z dziennikarzami zapowiedział, iż resort zwróci się do Ministerstwa Finansów o wsparcie.
- Takiej skali nie jesteśmy w stanie pokryć z budżetu resortu. Wydaliśmy już znaczące środki m.in. na pomoc zwalczanie skutków ptasiej grypy - musieliśmy utylizować 11 milionów sztuk drobiu - zaznaczył minister. Jak zapowiedział, temat pomocy dla poszkodowanych rolników poruszy na najbliższym posiedzeniu Rady Ministrów oraz w Sejmie.Reklama
- To przykra wizyta, bo kiedy widzi się skalę zniszczeń i niemal rozpacz w oczach rolników, trudno pozostać obojętnym. Wielu z nich już w ubiegłym roku miało znacznie mniejsze plony - teraz sytuacja się powtarza - zwrócił uwagę.
Ogromne straty rolników i sadowników. "Trudno mówić o pełnym pokryciu szkód"
Dodał, iż zaprosił do Warszawy przedstawicieli Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, samorządów oraz samych rolników, aby wspólnie - z udziałem wszystkich odpowiednich służb - omówić możliwe zmiany w podejściu do prac komisji szacujących straty. - Mamy bowiem do czynienia z różnymi typami szkód, które nie zawsze są objęte dotychczasowymi formularzami i protokołami. Robimy wszystko, aby jak najszybciej wesprzeć rolników - dodał minister
Na obecnym etapie trudno oszacować pełną skalę strat, ponieważ - jak wskazał minister - komisje dopiero rozpoczną ich inwentaryzację. Resort zapowiada różne formy wsparcia: pomoc finansową, zwolnienia z podatków, a także ułatwienia w zakresie odtworzenia produkcji w przyszłym roku.
- Trudno dziś mówić o pełnym pokryciu szkód, bo nie znamy jeszcze ich wartości. Ale zdajemy sobie sprawę, iż gradobicia dotknęły nie tylko Sandomierszczyznę, ale też Lubelszczyznę, Dolny Śląsk czy Ziemię Lubuską - dodał minister.
Wicewojewoda świętokrzyski Michał Skotnicki poinformował, iż straty spowodowane przez gwałtowne burze z ostatnich dni, zgłosiło 19 gmin z regionu, w tym wszystkie z powiatu sandomierskiego. - Gradobicia, nawalne deszcze, wichury i burze zniszczyły uprawy zbóż, warzyw, owoców i rzepaku. Są to straty sięgające często 100 proc. - powiedział PAP Skotnicki.
Jak podkreślił, pracę rozpoczynają komisje, które zajmą się szczegółowym szacowaniem strat. Pomoc będzie możliwa, jeżeli szkody w gospodarstwie przekroczą 30 proc. wartości produkcji roślinnej. Poszkodowani mogą liczyć także na bieżące wsparcie finansowe - do 8 tys. zł na uszkodzenia budynków mieszkalnych, a w przypadku większych strat - do 200 tys. zł na domy i do 100 tys. zł na budynki gospodarcze.
Ogromna skala zniszczeń. "Największe straty gradowe w historii"
Skala zniszczeń jest ogromna - potwierdzają w rozmowie z PAP sami sadownicy. Michał Strugała, właściciel 25-hektarowego gospodarstwa w miejscowości Winiary (gm. Dwikozy), ocenił, iż poniósł "największe straty gradowe w historii". Grad przyszedł w nocy z czwartku na piątek dwoma falami - najpierw kule o średnicy 3-4 cm, potem mniejsze, ale bardzo intensywne opady.
- Straty sięgają 80-100 proc. Moje gospodarstwo głównie się zajmuje uprawą jabłek konsumpcyjnych. Zaopatrujemy rynek indyjski, Egipt, Jordanię. W tym momencie towar się nie nadaje do wysyłki, nadaje się wyłącznie do przemysłu - dodał.
Sadownik podkreślił, iż mimo posiadania ubezpieczenia, w przyszłości może mieć problem z jego przedłużeniem. - Po tegorocznych stratach będę traktowany jako klient szkodowy i przez trzy lata nie będę mógł ubezpieczyć sadu. To patologia - ocenił.
Minister odniósł się również do problemu dostępności ubezpieczeń. - Finansujemy 65 proc. składek, ale firmy ubezpieczeniowe często stosują nieuczciwe praktyki. Znajdują kruczki, by ograniczyć wypłaty - powiedział Siekierski. Jak zapowiedział, resort prowadzi rozmowy z firmami i będzie interweniował w tej sprawie.
Z danych Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wynika, iż w 2024 roku w powiecie sandomierskim pomoc w związku z wcześniejszymi klęskami otrzymało ponad 5 tys. gospodarstw. Wsparcie wyniosło 60 mln zł. - Tegoroczna sytuacja pokazuje, iż ekstremalne zjawiska pogodowe to już nie incydenty, ale stały element klimatycznej rzeczywistości - zaznaczyła Agnieszka Nowakowska, kierowniczka sandomierskiego biura powiatowego ARiMR.