Przewodniczący komisji rynków finansowych Dumy wydusił z siebie, iż Rosja zalegalizuje bitcoina. I obejmie go czułą kontrolą – jakoby w odpowiedzi na apele użytkowników. I wszystko będzie dobrze, a rynek krypto dzięki owej kontroli będzie się rozwijał. Czy tam aby wszyscy zdrowi?
Cechą często spotykaną u polityków – zwłaszcza tych mniej skażonych wiedzą – jest nie tylko uderzająca doza arogancji, ale także brak świadomości obciachu, jakiego źródłem jest ich bufonada. Zupełnie jakby oczekiwali, iż ich kretyńskie zapewnienia o tym, jak jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej – jeżeli tylko, obywatele, zapłacicie jeszcze trochę więcej, albo pochylicie głowy jeszcze trochę niżej – były w stanie kogokolwiek przekonać.
Najnowszy przypadek: Anatolij Aksakow, przewodniczący komisji rynków finansowych rosyjskiej Dumy. Być może nazywanie go politykiem jest nadużyciem – w końcu polityk to ktoś zajmujący się zawodowo zabiegami o władzę, tymczasem członkowie rosyjskiej dumy, ciała stuprocentowo fasadowego, są wyłącznie wykonawcami poleceń, którym w ramach wynagrodzenia pozwala się na różne sposoby kraść. Z pewnością pan Aksakow dotrzymuje standardów adekwatnych politykom pod względem bucowatości.
Imć przewodniczący pokazał się bowiem medialnie i podzielił oświeconą opinią dotyczącą bitcoina. Stwierdził łaskawie, iż owszem, bitcoin ma w Rosji przyszłość – ale wyłącznie pod „ścisłą” (czyt. zamordystyczną) kontrolą państwa. Takie bowiem są oczekiwania i nadzieje użytkowników, i właśnie taka kontrola pozwoli rynkowi kryptowalut rozkwitać, jednocześnie unikając nieprawidłowości. Poważnie tak stwierdził.
Pomijając wyczuwalnego ducha czekistowskiej pogardy dla wszystkiego, co prywatne, warto zanalizować bliżej tok myślenia (jeśli można to tak określić) pana Aksakowa. Poziom piramidalnego absurdu, jaki cechuje całość tej wypowiedzi, grozi bowiem niedocenieniem głębi jej debilizmu (niezależnie, czy jest ona na serio, czy nie), jeżeli potraktować ją pobieżnie.
But wciśnięty w twarz ludzkości – na zawsze!
Już samym mówieniem o oczekiwaniach społeczności użytkowników krypto – w sytuacji, w której krypto pozostaje formalnie nielegalne (pozostaje? ale jeżeli by nie pozostawało, to nie mówiłby o jego legalizacji, nieprawdaż?) – szanowny przewodniczący mimowolnie przyznaje, iż rosyjski kapitan państwo ma za krótkie rączki, by swoje mokre sny o zakazie krypto wymusić.
Oczywiście wspominanie o tym, iż to sama społeczność pragnie kontroli państwa nad strefą – gdy powszechnie wiadome jest, iż użytkownicy krypto decydują się na nie własnie z uwagi na brak kontroli i niepodatność na wpływ takich ludzi jak Aksakow – jest tak skretyniałe i niedorzeczne, iż nie wymaga komentarza. Warte jest go natomiast pytanie o to, gdzie jaśniepan przewodniczący usłyszał tę tezę, skoro największą zaletą krypto jest jego anonimowość? Naprawdę chce zasugerować, iż ktoś mu się przedstawił i przyznał, iż ma (cały czas nielegalne) krypto, i marzy o tym, by państwo wzięło go na smycz?
Co więcej, z pewnością wszyscy uwierzą zamordyzm rosyjskiej władzuni wyeliminuje „nadużycia” na rynku krypto – zupełnie jakby właśnie owa władzunia nie była źródłem największych i najgorszych nieprawidłowości i wszystkiego co w Rosji najgorsze.
Stwierdzenie o dobroczynnym wpływie kontroli państwa na rozwój krypto można by skwitować rechotem, gdyby nie ponura świadomość, iż polityczno-urzędnicze wykwity geniuszu w rodzaju Aksakowa czasem naprawdę w to wierzą – zupełnie jakby nigdy nikt nie poinformował go, iż bitcoin powstał właśnie po to, by uniknąć wpływu państwa (któregokolwiek), i rozwija się wbrew niemu, a nie dzięki.
No ale pan Aksakow ewidentnie o tym nie wie, bo jest przekonany, iż jak tylko Rosja zalegalizuje bitcoina – co ma nastąpić na jesieni – to obejmie go ścisłą kontrolą, i wszystko będzie cacy.
Cóż, Kijów też zdobyli w trzy dni, prawda?