Jeśli ropa naftowa stanieje na dłużej, oznaczać to będzie dla Kremla słony rachunek do uiszczenia. Większy, niż wygenerowały sankcje, którymi Zachód obłożył Rosję od momentu najazdu na Ukrainę. A może choćby wyższy niż dotychczasowe koszty wojny.
Współcześnie wierzy się, iż autorem bezcennej maksymy o wojnie jest Napoleon Bonaparte. Jednak historycy wojskowości odnotowali, iż jako pierwszy sformułował ją kondotier Gian Jacopo Trivulzio. Znany z tego, iż osobiście prowadził księgi rachunkowe wojsk, którymi dowodził i był równie utalentowanych księgowym, co wodzem. Gdy w 1499 r. król Francji Ludwika XII mianował Włocha marszałkiem swej armii, zapytał go – „Co potrzebujemy, żeby pokonać Księstwo Mediolanu?”. Trivulzio odpowiedział krótko: „potrzebne są trzy rzeczy – pieniądze, pieniądze i jeszcze więcej pieniędzy”.
Przez stulecia długotrwałe wojny wygrywali ci, którzy dysponowali większymi zasobami. Zaś kluczowym zasobem jest wartościowy pieniądz niezbędny, by zagwarantować sobie dopływ lub odnawianie reszty zasobów. Surowce dla przemysłu, praca robotników, posłuszeństwo obywateli, dopływ mięsa armatniego dla armii, itp. – to wszystko jest do kupienia. Wartościowego pieniądza nie da się kupić. On musi się na czymś opierać. W Rosji podobnie jak wcześniej od lat 70. w Związku Radzieckim głównym filarem możliwości finansowania wojny była ropa naftowa. Wówczas, jak i w tej chwili to sprzedaż ropy i jej pochodnych przynosiło Moskwie 70-80 proc. całości dochodów z eksportu. Sprzedaż: gazu, węgla, złota, innych minerałów (a w przypadku putinowskiej Rosji także zboża) to miły dodatek. Tak było za rządów Leonida Breżniewa i jest za panowania Putina.
Dlatego decyzja państw OPEC i OPEC+, o zwiększeniu wydobycia ma znaczenie. Sprawia ona, iż dziennie zacznie pojawiać się na rynku choćby o milion baryłek ropy więcej. W momencie, gdy Stany Zjednoczone prowadzą wojnę celną z Chinami, gospodarki państw Unii tkwią w stagnacji, a Państwo Środka musi walczyć o nowe rynki zbytu, oznacza to nadpodaż ropy. Cena zanurkowała wiec w okolice 60 dolarów za baryłkę, a rosyjskiej Ural choćby 50-55 USD. jeżeli ropa stanieje jeszcze o 10-15 USD (a jest to możliwe) i promocja potrwa wiele miesięcy, Rosja znajdzie się na równi pochyłej i popędzi nią w dół.
Nie przypadkiem w ciągu ostatnich 50 lat nasilanie się ekspansji Moskwy i momenty złamania, układały się w rytmie wzrostów i spadków ceny ropy. Na początku lat 70. jedna je baryłka kosztowała ok. 3 ówczesne dolary (dziś byłoby to ok. 16 USD), dziesięć lat później – po dwóch kryzysach naftowych – prawie 70 USD!
W tym czasie ZSRR zaczął zaopatrywać w broń reżymy w Egipcie, Libii i Syrii, wspierać Etiopię, Somalię, Kubę, Wietnam. Prowadził proxi war z RPA w Angoli, ekwipując kubański korpus ekspedycyjny. W krajach Zachodu sponsorowano partie komunistyczne oraz organizacje terrorystyczne i ruchy pokojowe. Wszystko w imię poszerzania imperialnej strefy wpływów. Komunistyczna gospodarka ZSRR była niemal samowystarczalną autarkią. Jedyne co musiała kupować od państw zachodnich to żywność (z powodu niewydolności skolektywizowanego rolnictwa) i nowoczesne urządzenia fabryczne. Nowoczesne technologie kradziono.
Ukoronowaniem ekspansji stała się inwazja na Afganistan, zaplanowana jako wojna błyskawiczna. Rozpoczęto ją pod koniec 1979 r. po to, żeby dogadującego się zbyt dobrze z Amerykanami Hafizullaha Amina zastąpić w Kabulu ślepo oddanym Kremlowi Babrakiem Karmalem. Ale zamiast błyskawicznego sukcesu Kreml zafundował sobie przewlekły konflikt, gdy ceny ropy z początkiem 1980 r. zaczęły spadać. Aż dobiły do kwoty 22 ówczesnych dolarów za baryłkę w 1985 r., utrzymując się na zbliżonym poziomie do roku 1997. Ciche dogadanie się prezydenta Ronalda Reagana z królem Arabii Saudyjskiej Fahdem w lutym 1985 r., gdy ów zgodzili się utrzymywać wysoki poziom wydobycia ropy, domknęło stabilizację ceny na niskim poziomie. Tak wbito nóż w plecy sowieckiemu imperializmowi.
ZSRR był samowystarczalną pod względem produkcji zbrojeniowej potęgą militarną, jednak otworzył zbyt wiele frontów i nie mógł się łatwo z nich wycofać. Potrzebował więc: pieniędzy i pieniędzy. Ale twardej waluty, a nie drukowanego w każdej ilości rubla. Tymczasem Reagan dorzucił morderczy wyścig zbrojeń. Po czym rozpaczliwe reformy, wprowadzane przez Michaiła Gorbaczowa, zamiast uratować, dobiły imperium.
A teraz rzućmy okiem na sytuację Rosji. Imperium Putina przed dwadzieścia lat gromadziło na funduszach rezerwowych olbrzymie środki, by w razie spadku ceny ropy lub konfliktu z krajami Zachodu przetrwać. Po najeździe na Ukrainę okazało się, iż rosyjska gospodarka potrafi udźwignąć zachodnie sankcje. Odcieczone po ZSRR tradycje autarkii oraz kooperacja ekonomiczna z Chinami, Indiami i krajami BRICS to umożliwiły. Fundusze rezerwowe maleją, ale o wiele wolniej, niż się spodziewano na Zachodzie.
Fundusz Dobrobytu Narodowego, który na początku wojny zarządzał kwotą 112 mld dolarów, dziś realnie ma do dyspozycji ok. 55 mld USD. Posiadane przez niego rezerwy złota stopniały z 359 ton do 187 ton. A dzięki niemu Rosja, choć w 2025 r. na siły zbrojne i kwestie militarne wyda ok. 40 proc. swego budżetu, odnotowuje w nim minimalny deficyt. Kurs rubla nie załamuje się trwale, a inflacja, choć wysoka (w okolicach 20-30 proc.), nie wymyka się spod kontroli. Państwo może przeznaczać olbrzymie sumy na opłacenie służby ochotników na froncie, zamówienia zbrojeniowe i dotowanie gospodarki. Zatem utrzymuje zasoby niezbędne do prowadzenia wojny.
Tyle tylko, iż wszystko to trzyma w ryzach jedna kotwica – cena baryłki ropy powyżej 60 dolarów. O tej granicy mówił w marcu 2020 r. rosyjski minister finansów Anton Siłuanow. Wówczas pandemia zdruzgotała ceny ropy, ale minister mógł sobie pozwolić na przedwojenną szczerość. Wedle jego szacunków Rosja ze zgromadzonymi rezerwami była zdolna przetrwać ponad sześć lat cen ropy w okolicach 30 USD.
Pięć lat później okoliczności zmieniły się diametralnie. Państwo Putina wzięło na siebie kumulację wydatków związanych z militarną ekspansją. Gdy znalazła się ona w szczytowym punkcie, jak za czasów Breżniewa, Kreml łapie na wykroku spadek ceny ropy. Szybkie wycofanie się z ekspansji nie jest sprawą łatwą. Jednocześnie Rosja jest odcięta od zachodnich kredytów, nie może ciąć wydatków na armię, a kraje Europy Zachodniej, z ociąganiem, ale jednak zaczynają wyścig zbrojeń. Kreml nie dysponuje innym zasobem, mogącym zastąpić ropę jako źródło twardej waluty. Gaz, złoto czy zboże to erzace przedłużające agonię. jeżeli ta sytuacja zacznie się przedłużać, jedyne co realnie może uczynić Moskwa, to powtórzyć manewr z lat 80., zwiększając wydobycie ropy. Tak by sprzedając więcej, zarobić więcej. Ale wówczas nadpodaż dodatkowo obniży cenę. W latach 80. przyniosło to przepiękne samobójstwo „imperium zła”. Jego powtórka pozostaje teraz kwestią ceny – oczywiście ropy naftowej.
Felietony publikowane na naszej stronie przedstawiają poglądy autora, a nie oficjalne stanowisko Warsaw Enterprise Institute.