Choć światową gospodarką wstrząsają zmienne kursy walut i cen ropy, w Rosji problemem numer jeden okazuje się... ziemniak. Eskalujący kryzys na rynku warzyw pokazuje, jak podatna na zawirowania jest gospodarka żywnościowa kraju, który chciałby być samowystarczalny. Zmniejszona produkcja, błędne decyzje logistyczne i opóźnione reakcje polityczne sprawiły, iż to, co jeszcze niedawno było podstawą codziennej diety, dziś staje się luksusem. A konsekwencje są nie tylko konsumenckie - sięgają też makroekonomii.Reklama
Gospodarka Rosji uziemiona kartoflem, ceny warzyw rosną skokowo
Rosja przyzwyczajona była do tego, iż warzywa, zwłaszcza ziemniaki, to dobro powszednie - tanie, dostępne i niezawodne. Dziś jednak rzeczywistość wygląda inaczej. Jak informuje portal warzywa.pl, rosyjskie Ministerstwo Rolnictwa przyznało wprost: krajowe zapasy warzyw się kończą, a zeszłoroczne zbiory "praktycznie się skończyły". Na sklepowych półkach dominują w tej chwili produkty importowane, głównie z Egiptu, Chin i Pakistanu, a to właśnie one, jak podkreślają urzędnicy, "dyktują ceny".
Efekt? W kwietniu 2025 roku cena detaliczna ziemniaków osiągnęła średnio 84,7 rubla za kilogram (ok. 3,98 zł), co oznacza wzrost aż o 166,5 proc. rok do roku. Cebula podrożała o 87,2 proc., kapusta o 56,8 proc., a choćby tak stabilne zwykle produkty jak buraki i pomidory zanotowały podwyżki - odpowiednio o 11,9 i 1,2 proc. Na dzień 12 maja cebula kosztowała średnio 72,3 rubla/kg, kapusta 75,2 rubla/kg.
Dla rosyjskich rodzin, których codzienna dieta opiera się na tradycyjnych, prostych potrawach, sytuacja zaczyna przypominać walkę o podstawowe składniki.
Od rekordowych zbiorów do katastrofy cenowej
Paradoksalnie, źródłem obecnego kryzysu nie była klęska żywiołowa, lecz... zbyt udane zbiory. W 2023 roku Rosja miała nadmiar ziemniaków do tego stopnia, iż brakowało miejsc w przechowalniach. Ceny spadły, rentowność upraw się załamała, a wielu rolników zdecydowało się zrezygnować z produkcji. Jak wyjaśnia Tatiana Gubina ze Związku Ziemniaczanego: "W 2023 r. mieliśmy rekordowe zbiory, ziemniaków było bardzo dużo, odbiło się to na cenie, gospodarstwa straciły rentowność i wielu zdecydowało się przestawić na inne produkty".
Do tego doszły anomalie pogodowe - susze i przymrozki - które mocno ograniczyły tegoroczne plony. W efekcie, jak podaje The Moscow Times, kraj zebrał tylko 7,3 mln ton ziemniaków przy zapotrzebowaniu na poziomie 8 mln ton. Różnicę trzeba było uzupełnić importem, a ten, jak wiadomo, nie jest tani.
Natomiast warto zaznaczyć, iż sam import nie wystarczy, by ustabilizować rynek. Władze próbują ratować sytuację zwiększonym kupnem zagranicznych warzyw. Jak informuje potatoes.news, w okresie 2024/2025 Rosja planuje sprowadzić aż 470 tys. ton ziemniaków, czyli niemal dwukrotnie więcej niż w roku poprzednim. Import z Chin wzrósł pięciokrotnie. Ale rosnący udział produktów zagranicznych nie tylko nie obniża cen, wręcz je winduje. Ziemniaki z Egiptu kosztują choćby 100 rubli za kilogram.
Rosyjskie Ministerstwo Rolnictwa zapowiada więc ofensywę, a dokładnie powiększenie areałów zasiewów i rozbudowę przechowalni. Według WP Finanse, pojemność magazynów wynosi w tej chwili 9,2 mln ton. To o 147 tys. ton więcej niż rok wcześniej, ale przez cały czas zbyt mało, by skutecznie zabezpieczyć rynek przed kolejnym sezonowym szokiem.
Ziemniak w centrum politycznego sporu
Skala problemu przebiła się już do sfery politycznej. "Ziemniaki nie powinny być luksusem, ich cena powinna być stała" - powiedział wiceprzewodniczący Dumy Borys Czernyszow, cytowany przez "Komsomolską Prawdę". Dodawał, iż ziemniak w Rosji nazywany jest "drugim chlebem".
"Znaczne wahania cen tego społecznie ważnego produktu znacznie zwiększają obciążenie budżetów milionów rodzin. To warzywo, które tradycyjnie uważane jest za niedrogie pożywienie, w samym 2024 roku prawie podwoiło swoją cenę, a tempo wzrostu przyspiesza" - mówił Czernyszow. Wypowiedź ta stała się symbolem społecznego niezadowolenia i braku wiary w skuteczność polityki rolnej.
Tymczasem, jak informuje Reuters, ziemniaki stały się w 2025 roku liderem wzrostu cen żywności w całej Rosji, ciągnąc w górę inflację i pogłębiając kryzys konsumencki. A to dopiero początek. Rosja, uzależniona od warunków pogodowych i decyzji importowych, może niebawem zapłacić znacznie wyższą cenę - nie tylko za ziemniaki, ale i za błędy w zarządzaniu całym sektorem żywnościowym.
Kryzys ziemniaczany nie oszczędza też Białorusi
Nie tylko Rosja ma ziemniaczany problem, również Białoruś walczy z rosnącymi cenami i niedoborami tych podstawowych warzyw. Kraj, który miał być zapleczem dla Moskwy, zaczyna desperacko otwierać się na europejskie importy, bo... ziemniaki przestały być pewniakiem na talerzu. Oba kraje borykają się z gwałtownym wzrostem cen oraz kurczącymi się zapasami tego podstawowego warzywa. Desperackie kroki podejmowane w celu rozwiązania kryzysu pokazują, iż problem jest poważniejszy, niż można by się spodziewać.
Jak informuje serwis Gazeta.pl, powołując się na dane z "The Moscow Times", Białoruś zdecydowała się na zniesienie zakazu importu niektórych produktów spożywczych, w tym ziemniaków, cebuli i kapusty, z tzw. państw nieprzyjaznych. Zakaz ten obowiązywał od stycznia 2022 roku i był elementem politycznej blokady wobec Zachodu. Oficjalnie premier Białorusi Alaksandr Turczyn tłumaczył tę decyzję jako "demonstrację swojej otwartości, pokojowej natury i zasad dobrego sąsiedztwa".
Jednak niezależne media widzą w tym ruchu przede wszystkim reakcję na rosnące niedobory warzyw w kraju. "The Moscow Times" cytuje słowa prezydenta Alaksandra Łukaszenki, który w rozmowie z Władimirem Putinem miał przyznać: "Sprzedaliśmy już wszystko Rosji".
Mimo presji ze strony Rosji, by przekazać większe ilości ziemniaków, Białoruś sama nie ma z czego pomagać. "The Moscow Times" opisuje, iż Białorusini od dawna zmagają się z ograniczoną podażą i słabą jakością warzyw na rynku krajowym. W kwietniu zezwolono na podwyżki cen ziemniaków, cebuli i kapusty, a w maju sam Łukaszenka przyznał, iż niedobory w kraju są realnym problemem.
Ten stan rzeczy pokazuje, iż kryzys ziemniaczany dotyka nie tylko Rosję, ale też jej najbliższych sojuszników, którzy zamiast stanowić wsparcie, muszą same szukać rozwiązań na coraz bardziej deficytowym rynku żywnościowym.
Agata Jaroszewska