W Chinach trwa boom na złoto – i to mimo cen osiągających lokalne rekordy. Wykupują je zarówno firmy i banki, jak i indywidualni mieszkańcy. Do tradycyjnych ku temu powodów dołożyły się tym razem coraz bardziej żywe upiory strachu przed załamaniem na rynku, które przyniesie kryzys na ogromną skalę.
Zbliża się chiński Księżycowy Nowy Rok, co w Państwie Środka oznacza urlopy (często jedyne w ciągu roku!), odwiedziny bliskich i obdarowywanie się prezentami. W zgodzie z tradycją częste jest kupowanie przy tej okazji złota – tegoroczne jednak powodzenie kruszcu jest wręcz niespotykane. I wiąże się z daleko więcej niż tylko tradycją.
Fala powodzenia złota jest w Chinach nieomal narodowym fenomenem. Kupować królewski metal rzucili się bowiem nie tylko inwestorzy z dużych miast na wybrzeżu, ale także gorzej sytuowani mieszkańcy terenów wiejskich oraz miast w interiorze. Czyli do niedawna stosunkowo mało eksponowana grupa klientów.
Coraz większego rozmachu i ciężaru gatunkowego nabierają bowiem wiszące nad chińską gospodarką widma obaw, iż za rogiem czyha kryzys na ogromną skalę. Najgorszą obawą – a ściślej, najbardziej przerażającą zarówno dla przeciętnych obywateli ChRL, jak i władz – jest przy tym perspektywa spektakularnego załamania na rynku nieruchomości.
Miasta duchów
Rynek ten, sztucznie pompowany podażą taniego kredytu, począł implodować pod wpływem serii bankructw wielkich deweloperów (vide Country Garden czy Evergrande). Tymczasem własnie nieruchomości były lokatą, w którą miliony chińczyków inwestowały swoje oszczędności.
Znaczenie miała tu nie tylko sama, postrzegana wartość mieszkań, ale też perspektywa wynajęcia ich najemcom (w Chinach nie ma powszechnego systemu emerytalnego, i dla ogromu osób dochody z wynajmu miały być zabezpieczeniem na starość).
Wszystko to złożyło się na ogromnie zawyżony, nieodpowiadający realnym potrzebom rynek nieruchomości i tzw. miasteczka duchów – ogromne blokowiska, w których nikt nie mieszkał. A które mimo to stawiano, by zaspokoić głód na inwestycje w nieruchomości oraz pęd do wykazywania wzrostu gospodarczego.
Tani eksport się kończy
Drugim brzemiennym problemem, jaki spędza Chińczykom sen z powiek – tym razem głównie władzom i środowiskom biznesu – jest perspektywa krachu na giełdach. Akcje chińskich producentów raptownie tracą wartość, podmywane przez spadek ich konkurencyjności.
Towarzyszyły temu problemy na rynku pracy i niedostatek kapitału na inwestycje. A w ślad za czerwienią na giełdach akcji przyszły też wyboje na tamtejszym rynku papierów wartościowych i spowodowały wręcz rozpaczliwe działania rządu Xi Jinpinga w celu pobudzenia rynku. Ich powodzenie pozostaje jednak wielką niewiadomą.
Z punktu widzenia inwestorów znaczenie mają też – tyle iż negatywne – inne działania władz. Utrudniają one bowiem prawnie wywóz kapitału. Zestawiając to z niepewnością prawną i niskim zaufaniem podatników wobec państwa, skutkuje to obawami inwestorów o mniej lub bardziej jawną konfiskatę ich funduszy.
Kryzys i ucieczka przed nim
Wszystko to sprawia, iż Chińczycy wszelkich profesji i kondycji społecznych rzucili się kupować złoto. Jako zabezpieczenie przed możliwą eksplozją kryzysu. Jako stabilną lokatę kapitału. I jako bezpieczną jego formę, której autorytarne państwo nie będzie w stanie tak łatwo ich pozbawić.
Oficjalnie, z uwagi na uwarunkowania polityczne, mało kto przyznaje się do odstępstw od oficjalnego optymizmu i zapewnień władz, iż wszystko będzie dobrze. Trzeba jednak trafu, iż zarówno złoty bulion, jak i biżuteria znikają w kieszeniach Chińczyków wszystkich grup wiekowych i majątkowych dokładnie wbrew temu, gdzie rząd chciałby skierować indywidualne oszczędności obywateli.
Gorączka złota na chińskim rynku wywindowała koszty kruszcu do rekordowych poziomów, i składa się na jeden z czynników, które stabilnie utrzymują jego cenę powyżej 2000 dolarów za uncję.