W świecie inwestycji często powtarza się maksymę: „rynek ma zawsze rację”. Czy jednak giełdowe wyceny rzeczywiście nieomylnie odzwierciedlają stan realnej ekonomii i faktyczną wartość spółek? W niniejszym artykule przyjrzymy się temu powiedzeniu w praktyce oraz zastanowimy, na ile jest ono prawdziwe. Omówimy, co ono oznacza z perspektywy tradera, a co z perspektywy gospodarczej. Przeanalizujemy różnicę pomiędzy wyceną rynkową a wartością fundamentalną przedsiębiorstwa. Przytoczymy przykłady sytuacji, w których rynkowa cena akcji znacząco rozmijała się z realną kondycją biznesu lub gospodarki. Zastanowimy się także nad przyczynami owych rozjazdów. Na koniec podsumujemy rozważania i spróbujemy odpowiedzieć na pytanie: czy rynek faktycznie zawsze ma rację, czy też czasem potrafi się mylić? I co to oznacza dla inwestorów i traderów?
“Rynek ma zawsze rację” – co oznacza to powiedzenie w praktyce?
Przytoczone powiedzenie jest szczególnie popularne wśród traderów giełdowych. W praktyce oznacza ono przekonanie, iż bieżąca cena rynkowa jest ostateczną weryfikacją wszelkich prognoz i opinii. Niezależnie od tego, co myślimy o danej spółce czy rynku, kurs akcji (lub indeksu) w danym momencie stanowi rezultat zbiorowego konsensusu wszystkich aktywnych kupujących i sprzedających. Innymi słowy: to, po jakiej cenie dochodzi dziś do transakcji, jest „ostatnim słowem” rynku i z tym faktem inwestor musi się pogodzić. Rynek jest ostateczną instancją, w której starcie popytu z podażą wyznacza kurs i nie ma sensu kłócić się z ceną, jaką widzimy na tablicy notowań. Zgodnie z tą maksymą, nie dyskutujemy z tym, co zrobił rynek i traktujemy ruch ceny jako coś w rodzaju wyroku, który może czasem wydawać się nam „niesprawiedliwy” lub irracjonalny, ale mimo to jest faktem dokonanym, decydującym o naszych zyskach bądź stratach.
Dlaczego praktycy giełdowi tak mówią? Otóż, dla tradera liczy się skuteczność i zysk, a nie udowadnianie własnej racji za wszelką cenę. Istnieje choćby powiedzenie:
„Możesz mieć rację albo zarabiać pieniądze”.
Oznacza to, iż można być przekonanym o wartości akcji (np. uważać, iż są warte więcej), ale jeżeli rynek wycenia je niżej i kurs spada, obstawanie przy swoim raczej przyniesie straty. Dlatego traderzy często kierują się trendem i ceną, bo „racja” rynku objawia się właśnie w cenie, jaka obowiązuje tu i teraz. W ujęciu technicznym zatem rynek ma zawsze rację jako miernik konsensusu popytu i podaży w danej chwili, wyrażony kursem. Można powiedzieć, iż w danym momencie cena odzwierciedla siłę strony kupującej lub sprzedającej, a niekoniecznie rację w sensie obiektywnej słuszności czy wartości fundamentalnej.
Jednocześnie jednak, samo powiedzenie “rynek ma zawsze rację” nie oznacza, iż cena rynkowa jest zawsze poprawna z punktu widzenia wartości fundamentalnej. Chodzi raczej o to, iż nie należy walczyć z rynkiem. jeżeli większość osób chce sprzedać swoje papiery i kurs leci w dół, inwestor może uważać spółkę za świetną, ale to rynek „ustawia wynik” i racje inwestora nie zmienią faktu spadku. W praktyce więc maksyma ta uczy pokory: zamiast obrażać się na rynek, lepiej przyjąć jego wskazania i dostosować strategię. Giełda bywa kapryśna, nieraz przesadza w euforii lub panice, ale na bieżąco to jej „werdykt cenowy” jest decydujący dla naszych inwestycji. Traderzy techniczni mówią wręcz, iż „trend jest twoim przyjacielem” i starają się podążać za rynkiem, a nie przeciw niemu.
Z perspektywy gospodarczej czy fundamentalnej jednak rodzi się pytanie: czy fakt, iż rynek tak wycenił dane aktywo, oznacza, iż ma on rację co do jego rzeczywistej wartości? Czy giełda nie przecenia czasem firm lub nie panikuje nadmiernie, odrywając wyceny od realiów ekonomicznych? Przechodzimy tu do kluczowej kwestii: wycena vs wartość.
Wycena vs wartość – definicje i różnice
W języku finansów często rozróżnia się cenę/wycenę rynkową od wartości wewnętrznej (fundamentalnej) danego aktywa. Wycena rynkowa to po prostu bieżąca cena, po której można sprzedać lub kupić np. akcje. Innymi słowy, jest to wartość, jaką rynek nadaje spółce w danym momencie. Miernikiem wyceny rynkowej firmy jest jej kapitalizacja (cena akcji razy liczba akcji) – tyle „warta” jest spółka z punktu widzenia inwestorów w danej chwili na giełdzie. Wycena ta podlega ciągłym zmianom wraz z wahaniami kursu. Jest “obiektywna” o tyle, iż wynika z realnych transakcji zawartych na rynku. Cena rynkowa jest więc faktem, punktem równowagi popytu i podaży.
Z kolei wartość wewnętrzna (zwana też wartością fundamentalną albo rzeczywistą) to pojęcie bardziej teoretyczne. Odnosi się do mierzalnej, obiektywnej wartości biznesu, wyliczonej na podstawie fundamentów ekonomicznych, bez względu na bieżącą cenę rynkową. Mówiąc prościej, jest to „ile spółka i jest warta w realnym świecie”, biorąc pod uwagę jej majątek, zdolność do generowania zysków (bieżącą lub przyszłą) i przepływów pieniężnych, pozycję rynkową, perspektywy wzrostu itp. Wartość tę próbuje się oszacować metodami analizy fundamentalnej, np. poprzez zdyskontowanie prognozowanych przyszłych zysków czy przepływów pieniężnych firmy do wartości obecnej. Taka wyliczona wartość stanowi pewien punkt odniesienia: pozwala ocenić, czy akcje są niedowartościowane (gdy cena rynkowa jest niższa od wartości wewnętrznej) czy przewartościowane (gdy cena jest wyższa niż wynikałoby z fundamentów).
Warto jednak dodać, iż nie wszystkie elementy, które wpływają na wartość spółki, dają się precyzyjnie ująć w liczbach. Istnieją czynniki jakościowe, które trudno wycenić, a które mają realny wpływ na przyszłość firmy. Należą do nich m.in. kompetencje zarządu, kultura organizacyjna, zdolność do innowacji, lojalność klientów, renoma marki czy potencjał do zbudowania efektu sieciowego. Choć trudno je uwzględnić w prostym modelu DCF, to często właśnie te „miękkie” cechy decydują o tym, która firma potrafi urosnąć ponad konkurencję i zbudować przewagi trudne do powielenia. Dlatego w analizie fundamentalnej równie istotna, co rachunkowa precyzja, jest umiejętność wyciągania wniosków z jakościowych aspektów biznesu, choćby jeżeli nie da się ich od razu sprowadzić do formuły w Excelu.
Kluczowe jest zrozumienie, iż cena (wycena rynkowa) i wartość to nie to samo.
„Cena jest tym, co płacisz. Wartość jest tym, co otrzymujesz” – to wypowiedź, którą przypisuje się Warrenowi Buffetowi, a która bardzo dobrze oddaje sens tych rozważań.
Płacąc określoną cenę za akcje na giełdzie, nabywamy udział w realnym biznesie, a jego prawdziwa wartość może być inna niż ta cena (zarówno na plus jak i na minus). W krótkim terminie giełdowe notowania mogą odbiegać od kondycji spółki, bo wpływa na nie wiele zmiennych (emocje inwestorów, trendy i narracje rynkowe, spekulacja, wiadomości w mediach, stopy procentowe i inflacja, itp.).
Część inwestorów porównuje rynek do konkursu popularności popularność w krótkim okresie, ale do wagi mierzącej wartość w długim okresie. Twierdzą oni, iż chwilowo kurs akcji może być za nisko lub za wysoko, jednak z czasem ma tendencję zbliżać się do wartości fundamentalnej. To właśnie na tej różnicy opiera się filozofia inwestowania wartościowego (ang. value investing): kupowania akcji poniżej ich wartości wewnętrznej i cierpliwego czekania, aż rynek „dostrzeże” prawdziwą wartość i skoryguje wycenę. Rynek często reaguje przesadnie, prowadząc do nadmiernych spadków lub wzrostów cen, które nie odzwierciedlają rzeczywistej wartości instrumentów notowanych na giełdzie. Inwestorzy wartościowi starają się wykorzystywać takie sytuacje i kupują, gdy rynek przesadnie zaniży wycenę, i sprzedają, gdy popadnie w euforię zawyżającą kurs.
Wykres przedstawia zależność między wskaźnikiem Forward P/E (cena do prognozowanych zysków), a przyszłymi zwrotami z rynku akcji (S&P 500 Total Return Index), w dwóch różnych horyzontach czasowych. To dane historyczne zbierane od grudnia 1991 do września 2025, opublikowane przez J.P. Morgan Asset Management. Wykres wskazuje, iż wycena S&P500 wyjaśnia tylko 6% zmienności 1-rocznych zwrotów. Innymi słowy: w krótkim terminie (rok) wycena nie jest dobrym predyktorem wyników. Natomiast w horyzoncie 5-letnim, wycena wyjaśnia 32% zmienności przyszłych zwrotów, czyli jest znacznie lepszym predyktorem w średnim horyzoncie czasowym. I dłuższy horyzont, tym wycena indeksu w momencie zakupu ma mniejsze znaczenie dla wyniku z inwestycji. Należy jednak pamiętać, iż w tym przypadku przez cały czas 68% zmienności wyników z inwestycji wynika z czynników innych niż cena. Źródło: am.jpmorgan.comTak więc wycena rynkowa to aktualna cena ustalana przez giełdę, wynik konsensusu i nastrojów inwestorów. Wartość (fundamentalna) to oszacowana realna wartość biznesu na podstawie jego danych finansowych i perspektyw, niezależna od chwilowej huśtawki cen. Warto jednak pamiętać, iż nawet szacunek tej „realnej” wartości nie jest w pełni obiektywny. Różni inwestorzy mogą przypisywać odmienne znaczenie poszczególnym składnikom wartości – jednym bardziej imponuje jakość i doświadczenie zarządu, innym przewagi kosztowe czy tempo wzrostu rynku. Niektórzy będą uwzględniać ryzyko regulacyjne, inni je zignorują. W efekcie wartość wewnętrzna to raczej przedział ocen niż jedna liczba – wyliczenie jej wymaga założeń, interpretacji i często własnego poglądu inwestycyjnego.
Przykłady rozjazdów między wyceną a wartością
Historia dostarcza licznych przykładów, gdy giełdowa kapitalizacja firmy odbiega od jej realnej sytuacji finansowej – zarówno w jedną, jak i w drugą stronę.
Meta (Facebook)
Spółka Marka Zuckerberga w 2022 roku w ciągu jednego roku doświadczyła dramatycznej erozji kursu. Akcje Meta straciły około 3/4 wartości w 2022, spadając z poziomów odpowiadających kapitalizacji blisko biliona dolarów do ok. 230 mld $ pod koniec roku. W pewnym momencie, w ciągu jednego tylko dnia kurs runął o 26%, wymazując rekordowe 230 mld $ kapitalizacji. Łącznie inwestorzy „wytopili” z Meta niemal 800 mld dolarów w ciągu roku.
Spadek kursu $META w 2022 roku. Źródło: tradingview.comCzy z dnia na dzień firma przestała zarabiać pieniądze? Nie – wciąż generowała miliardy dolarów zysków i posiadała ogromną bazę użytkowników. Można oczywiście zastanawiać się “z czego wynikał owy spadek”, niektórzy twierdzili, iż na przykład z obaw o rosnącą konkurencję (TikTok), widma recesji gospodarczej lub, jak wówczas argumentowano, przede wszystkim sceptycyzmu rynku wobec kosztownej wizji „metaverse”. Jednak fakty są takie, iż inwestorzy masowo wyprzedawali akcje ze strachu, dziś już wiemy, iż przesadzając z pesymizmem względem realnej wartości biznesu (od dołka Meta urosła ponad 700%). Dość powiedzieć, iż podczas całego tego spadku Meta przez cały czas zarabiała miliardy dolarów, była rentownym biznesem, dynamika wzrostu przychodów rzeczywiście trochę zmalała, ale owy spadek w szczytowym momencie wynosił ledwie niecałe 4,5% r/r, co nie może tłumaczyć spadku wyceny spółki o – 76%.
Dane na temat kwartalnych przychodów Meta w okresie spadków roku 2022. Źródło: macrotrends.netTak więc od października 2021 roku do dziś, Meta najpierw spadła o -76%, aby następnie urosnąć 700% od dołka owych spadków. W taki właśnie sposób kształtowała się wycena tej spółki, czy jednak można to samo powiedzieć o jej wartości fundamentalnej? Który z istotnych parametrów biznesowych tej firmy spadł na tyle, by móc wytłumaczyć owe spadki? A może nagle internet stał się niemodny? Oczywiście łatwo “mądrzyć się” retrospektywnie, ale trochę jednak to “mądrzenie się” w żaden sposób nie podważa tezy, która omawiana jest w dzisiejszym artykule – wycena i wartość to po prostu nie są równoważne terminy.
Apple
Apple również miewała okresy, gdy rynek nie dowierzał jej fenomenalnym wynikom z działalności gospodarczej. Po śmierci Steve’a Jobsa (2011) i spektakularnych wzrostach lat 2004-2012, akcje Apple w końcówce 2012 zaczęły spadać i do połowy 2013 roku zniżkowały o – 44% od szczytu.
Spadek kursu $AAPL w 2013 roku. Źródło: tradingview.comW efekcie Apple stał się wręcz podręcznikowo niedowartościowany – przy kursie około 13$ w 2013 akcje tej firmy wymieniane na rynku były z przyszłym P/E poniżej 8, gdy średnia dla konkurencji wynosiła mniej więcej 31. Było to absurdalne zważywszy, iż Apple wciąż notował rekordowe zyski i posiadał ponad 130 mld dolarów gotówki w kasie. Ponadto warto zaznaczyć, iż podczas tego spadku kwartalne przychody spółki, choć z malejącą dynamiką wzrostu, to jednak cały czas były wyższe rok do roku. Mało tego, wszystkie wyniki kwartalne raportowane w tym okresie wskazywały na przychody wyższe niż z momentu szczytu cenowego pod koniec września 2012 roku.
Dane na temat kwartalnych przychodów Apple w okresie spadków roku 2012-13. Źródło: macrotrends.netRivian Automotive
Na przeciwległym biegunie mamy przypadki, gdy rynek wycenia nowości i wizje przyszłości z ogromną premią, daleko wyprzedzając realia finansowe spółki. Rozpoczynając od skrajnego przykładu, producent elektrycznych aut, Rivian Automotive, w listopadzie 2021 wszedł na giełdę i jego kurs od razu kurs wystrzelił o kilkadziesiąt procent. Wartość rynkowa Rivian osiągnęła ponad 100 mld dolarów w szczycie tuż po debiucie, przewyższając kapitalizację takich gigantów jak General Motors czy Ford. Było to zdumiewające, ponieważ w tym czasie Rivian dopiero rozpoczynał produkcję, a liczba sprzedanych aut była śladowa w porównaniu z milionami pojazdów rocznie sprzedawanych przez wspomnianych wyżej potentatów.
CEO Riviana tłumaczył, iż inwestorzy „wyceniają to, co firma jest zdolna osiągnąć w przyszłości”, a nie bieżące wyniki. Rzeczywiście, rynek „kupił marzenie” o elektrycznej rewolucji, ignorując fakt, iż obecne przychody Riviana były znikome – liczyła się wiara w potencjał. Tego rodzaju wycena w dużej mierze opiera się na oczekiwaniach i hype’ie. Historia dopisała ciąg dalszy: gdy początkowa euforia opadła, kurs Riviana spadł w 2022 o – 90% procent, korygując wycenę bliżej rzeczywistości. Ten przypadek, choć skrajny, doskonale obrazuje, jak wycena rynkowa młodej, perspektywicznej spółki może być oderwana od jej realnej wartości.
Spadek kursu $RIVN w 2022-2023 roku. Źródło: tradingview.comTesla
Idąc dalej – i jednocześnie do innego “producenta aut” – jednym z najbardziej dyskutowanych case’ów ostatniej dekady jest Tesla, a więc dla niektórych symbol rozjazdu między wyceną, a bieżącymi wynikami. Producent elektryków Elona Muska osiągnął kapitalizację rynkową przekraczającą pod koniec 2024 roku 1,46 biliona dolarów. W tym samym roku, według oficjalnych danych, Tesla wyprodukowała 1,773,443 aut. Dla porównania, 5 największych pod względem produkcji koncernów samochodowych wyprodukowało w 2024 roku odpowiednio:
- Toyota Motor Corporation – ok. 10,3 mln sztuk
- Volkswagen Group – ok. 9,2 mln sztuk
- Hyundai Motor Group (Hyundai + Kia) – ok. 7,3 mln sztuk
- General Motors (GM) – ok. 6,3 mln sztuk
- Stellantis (Fiat Chrysler + PSA) – ok. 6,2 mln sztuk
Jednocześnie łączna kapitalizacja tych firm pod koniec 2024 roku wyniosła około ⅓ wyceny Tesli, a więc około 530 miliardów dolarów.
Różnica jest kolosalna, tymczasem to Toyota, Volkswagen czy GM sprzedają wciąż wielokrotnie więcej samochodów rocznie niż Tesla. Skąd więc tak gigantyczna wycena Tesli? Spółka ta już od dawna osiąga wyceny wyższe niż najwięksi producenci samochodów i powyższa dyskusja nie jest niczym nowym. Oczywiście można tłumaczyć ten rozdźwięk na różne sposoby. Niektórzy twierdzą, iż rynek od wielu lat już dyskontuje oczekiwania, iż Tesla zdominuje przyszłość motoryzacji, utrzyma wysokie marże i będzie generować astronomiczne zyski w przyszłości.
Inwestorzy wyceniali nie obecną skalę działalności (stosunkowo niewielką na tle globalnego rynku aut), ale potencjał wzrostu, niejako „przeskakując” o kilkanaście lat naprzód. Dziś, kiedy Tesla dywersyfikuje swoją działalność w kierunku innych, co najmniej równie, a być może bardziej, przełomowych technologii, dyskusja ta przeżywa z jednej strony swój renesans, a z drugiej historia ma szansę się powtórzyć, tzn. Tesla znów może zanotować spektakularny wzrost na fali spekulacji dotyczącej opracowania i wdrożenia nowej technologii o potencjalnie ogromnym znaczeniu.
I tutaj znów pojawia się dysonans między wyceną spółki, a jej “realną” wartością. No bo co jest bardziej wartościowe, Toyota produkująca 10,3 miliona pojazdów rocznie, czy Tesla produkująca ponad 7 razy mniej? A co posiada większą wycenę i dlaczego różnica jest aż tak ogromna? Czy da się w ogóle porównać owe spółki?
Jedna posiada biznes o ogromnej skali działający tu i teraz, druga działa na styku wielu przełomowych technologii, zarządzana jest przez jednego z najbardziej uzdolnionych przedsiębiorców naszych czasów i przyciąga najbardziej błyskotliwe umysły z całego świata. Z pewnością jest to kwestia dyskusyjna, wymagająca spojrzenia z kilku różnych perspektyw, jednak zdecydowanie można argumentować i istnieje takie ryzyko, iż Tesla nie podoła wdrożeniu nowych technologii, a wówczas różnica między jej wartością, a jej wyceną, może wrócić do mniej spekulacyjnych rozmiarów. Nie oznacza to jednak, iż na dzień dzisiejszy Tesla jest złą inwestycją, po prostu jest znakomitym przykładem w dyskusji o różnicach między wartością, a wyceną.
Nvidia
W ostatnich dwóch latach Nvidia, czyli hardware’owy gigant technologiczny, stał się symbolem „hype’u” związanego ze sztuczną inteligencją. W 2023 roku popyt na układy AI wywindował wyniki Nvidii i jej akcje poszybowały kilkunastokrotnie do góry, licząc od dołka pod koniec 2022 roku. Jednak na początku roku 2025, ta największa wówczas, publicznie notowana spółka świata, zaliczyła zjazd w swojej wycenie o ponad – 40% w około 3 miesiące. Powtórzmy, aby to wybrzmiało – największa spółka świata straciła prawie połowę swojej wyceny w 3 miesiące.
Spadek kursu $NVDA w 2025 roku. Źródło: tradingview.comTu znów można argumentować, iż było to spowodowane wyjściem nowego software’u AI, chińskiego DeepSeek, który rzekomo w sposób bardziej optymalny wykorzystywał moce obliczeniowe zasilające owy model i inwestorzy widzieli w tym zagrożenie dla sprzedaży chipów Nvidii. I cóż, w tamtym czasie rzekomy negatywny wpływ na Nvidię to była spekulacja, to znaczy dosłownie nikt nie wiedział w jaki sposób wpłynie to na tę spółkę, ponieważ nikt nie zna przyszłości. I tak, właśnie o tym jest ten artykuł – spekulacja rządzi wyceną, a nie wartością danej spółki. No bo jak inaczej wytłumaczyć, iż Nvidia w 3 miesiące spadła o ponad 40%, aby w następne 4 miesiące odbić o prawie 120%? Czy realna wartość tej spółki również zachowywała się podobnie w tym samym okresie? Dość powiedzieć, iż jej wyniki sprzedażowe w tym samym czasie były oszałamiająco dobre.
Dane na temat kwartalnych przychodów Nvidii w okresie spadków z początku roku 2025. Źródło: macrotrends.netOstatnim, i być może najbardziej wymownym, faktem potwierdzającym tezę, iż wycena/cena nie jest tożsama z wartością i rynek nie zawsze “ma rację”, są tegoroczne zwroty z inwestycji w poszczególne sektory na rynku amerykańskim.
Paradoksy rynkowe – spółki z NASDAQ, które nie generują żadnych przychodów, dały do tej pory zarobić najwięcej w tym roku. Źródło: schroders.comDane zebrane przez Schroders na koniec września 2025 pokazują, jak bardzo rozwarstwiony jest amerykański rynek akcji. Największe wzrosty cen zanotowały spółki z Nasdaq, które… nie generują żadnych przychodów – średni zwrot w tej kategorii sięgnął aż 34% od początku roku. To wyraźny sygnał, iż inwestorzy kierowali się spekulacyjnymi nadziejami na przyszłość, a nie obecną kondycją finansową przedsiębiorstw. Na drugim miejscu uplasowały się tzw. „Mag-7” (Apple, Microsoft, Alphabet, Amazon, Meta, Nvidia i Tesla) oraz nierentowne spółki z Nasdaq – obie grupy wzrosły średnio o 18%. Dla porównania: rentowne spółki z Nasdaq dały jedynie 8%, a te z małej i średniej kapitalizacji z zyskami zaledwie 5%. Równie słabo wypadły tzw. S&P 493 (czyli indeks S&P 500 bez Magnificent 7), notując średnio 8% wzrostu.
Ten wykres doskonale ilustruje, iż w 2025 roku rynek nie nagradzał spółek o solidnej wartości fundamentalnej, ale te, które wpisywały się w modne narracje lub oferowały ekscytującą, choć często mglistą, wizję przyszłości. Z punktu widzenia tradycyjnej analizy fundamentalnej, taki rozkład zwrotów wygląda wręcz absurdalnie i stanowi świetny przykład oderwania wyceny od wartości.
Wszystkie powyższe przykłady ilustrują kluczową tezę: w krótkim i średnim terminie wyceny giełdowe potrafią mocno odbiegać od realnej ekonomii i fundamentalnej wartości spółek – zarówno w górę (przewartościowanie), jak i w dół (niedowartościowanie). Tak więc rynek “ma rację” o tyle, iż nie ma co dyskutować i denerwować się na wyceny, ponieważ jako traderzy nie możemy nic z tym zrobić. Należy zwyczajnie mieć świadomość, iż wyceny mogą być totalnie oderwane od “realnej” wartości danej spółki i odpowiednio do tego faktu dostosowywać swoją strategię. Z drugiej jednak strony warto również pamiętać, iż wykres giełdowy nie musi pokazywać prawdy na temat kondycji czy perspektyw danej spółki, jak pokazaliśmy na zebranych przykładach (to samo rzecz jasna tyczy się indeksów i stanu gospodarki).
Rozjazd między wyceną a wartością – przyczyny
W praktyce na to, iż cena rynkowa często odbiega od wartości fundamentalnej, wpływa wiele czynników. Po pierwsze, emocje inwestorów sprawiają, iż rynek reaguje “irracjonalnie” lub po prostu nieadekwatnie do tego jak wygląda stan gospodarki lub danej spółki. Najróżniejsze mechanizmy psychologiczne, jak efekt stadny, FOMO czy awersja do strat, powodują podejmowanie nieprzemyślanych decyzji, które w efekcie prowadzą do silnych wahań cen na rynku lub oderwania się wycen od fundamentów, czego przykładem były między innymi bańka internetowa czy kryzys 2008 roku (wiele spółek z tamtych okresów nigdy już nie wzbiło się na swoje szczyty, wiele również zbankrutowało).
Po drugie, rynek jest z natury wycenia przyszłość, a nie teraźniejszość. Dlatego ceny odzwierciedlają również oczekiwania, często przesadnie optymistyczne lub przesadnie pesymistyczne.
Kolejnym czynnikiem jest niepełna informacja i błędna analiza. Inwestorzy różnią się dostępem do danych i interpretacją, co prowadzi do mylnych lub zwyczajnie różnych szacunków wartości danej spółki – zarówno przez niedoszacowanie, jak i przeszacowanie potencjału firm. Rynek jest zbiorem ludzkich opinii, a nie doskonałym mechanizmem oferującym prawdę absolutną.
Istotną rolę odgrywa polityka pieniężna
niskie stopy procentowe i nadmierna ilość gotówki sprzyjają powstawaniu baniek i odrywaniu się wycen rynkowych od rzeczywistości gospodarczej, a zacieśnienie monetarne z reguły prowadzi do gwałtownych, często nieuzasadnionych, korekt. Dodatkowo rynek i gospodarka realna często „chodzą różnymi rytmami”. Giełda potrafi rosnąć, gdy nad gospodarką wisi widmo recesji, i spadać, choć sytuacja gospodarcza zdaje się poprawiać. Potrafi również spadać w wyniku eskalacji jakiegoś konfliktu militarnego lub rosnąć z tego samego powodu – zawsze można znaleźć jakieś wytłumaczenie dotyczące tego “dlaczego stało się x lub y”, ale można też zaakceptować, iż z reguły ciężko jest uzyskać definitywną odpowiedź na owe pytanie.
Na ceny wpływa też po prostu czysta spekulacja i moda. Kapitał napływa do modnych aktywów, niezależnie od ich wartości, co napędza zjawiska takie jak „meme stocks” czy bańki sektorowe, ale napędza też największe spółki świata (stały dopływ środków do Mag7 z powodu popularności inwestowania przez ETFy).
Wreszcie, czasem o rozjazdach decydują także błędy techniczne, interwencje rządowe lub nagłe szoki, które chwilowo zaburzają wyceny.
Podsumowanie
Czy zatem rynek rzeczywiście zawsze ma rację? Odpowiedź zależy od kontekstu. jeżeli mówimy o krótkim terminie i praktyce inwestycyjnej – tak, rynek ma „rację” w tym sensie, iż bieżąca cena jest faktem i lepiej z nią nie walczyć. To kwestia pokory. Nawet jeżeli uważamy, iż akcje są warte więcej, dopóki rynek tego nie uzna, nasze przekonanie nie przełoży się na zysk. W tym ujęciu rynek jest nieomylny jako sędzia chwili i „ma ostatnie słowo”.
Natomiast z punktu widzenia wartości ekonomicznej rynek bywa omylny. Widzieliśmy wiele przypadków, gdy giełdowe wyceny odbiegały od realiów, a później następowała korekta (w dół lub w górę). Giełda popełnia błędy wyceny, czasem ogromne, ale ma tę adekwatność, iż prędzej czy później je koryguje, a my jako inwestorzy możemy na tym zarabiać. Warto jednak być świadomym różnicy między wartością, a wyceną, ponieważ nie są to tożsame terminy, a często uczestnicy rynku w taki właśnie skrótowy sposób o nich myślą. Takie myślenie może również stwarzać warunki do patrzenia na spółkę przez pryzmat jej wykresu, a na wykres przez pryzmat subiektywnego zdania na temat spółki, co może być zarówno dobre, jak i może skończyć się bardzo boleśnie, w zależności od strategii inwestora i tego jakie wnioski wyciągnie ze swojej analizy.
W ostatecznym rozrachunku, giełdowe wyceny to wypadkowa ludzkich ocen, a te rzadko kiedy są doskonałe. Rynek jest genialnym mechanizmem konsensusu, ale podlega nastrojom, modom, błędnym przekonaniom czy nieprzewidywalnym zdarzeniom i manipulacjom. Realna ekonomia rządzi się nieco innymi prawami. Zyski muszą płynąć ze sprzedaży produktu lub usługi, które stanowią wartość dla klientów, a wartość firmy wynika z jej umiejętności generowania gotówki.

1 miesiąc temu







