„Rynek zaczyna dostrzegać kobiety” – rozmowa z Dorotą Sierakowską, założycielką największej społeczności inwestorek w Polsce, Girls Money Club

10 miesięcy temu

Analityczka, inwestorka, przedsiębiorczyni, podróżniczka. Założycielka Girls Money Club, w tej chwili największej społeczności inwestorek w Polsce. Rozmawiamy z Dorotą Sierakowską o początkach kariery, edukacji kobiet oraz pomysłach na biznes.

Natalia Kieszek: Edukujesz kobiety jak mądrze zarządzać swoimi finansami w ramach Girls Money Club. Jednak Twoja kariera zaczyna się w innym punkcie. Czy to były surowce?

Dorota Sierakowska: Tak naprawdę moja kariera także rozpoczęła się od edukacji finansowej. Na studiach bowiem wydawałam magazyn o inwestowaniu i pisałam do niego artykuły – i to właśnie wtedy, gdy poszukiwałam tematu na interesujące treści, pojawiło się moje zainteresowanie inwestowaniem w surowce. Dlatego najpierw założyłam swoją pierwszą firmę, a dopiero później przeszłam do branży inwestycyjnej.

Jeszcze na studiach poszukiwałam ciekawych wyzwań. Dołączyłam do koła naukowego „Klub Inwestora” i dzięki temu weszłam w świat inwestycyjny już na początku studiów.

Wspólnie z przyjaciółmi zdecydowaliśmy się założyć magazyn, który będzie uczył studentów i ogólnie młodych ludzi m.in. jak prowadzić swoje finanse czy też jak inwestować. Na samym starcie wydawaliśmy go jedynie na SGH, w wersji papierowej. Ale nasze czasopismo gwałtownie rozwinęło się i wyszło poza ramy uczelni, a wtedy pojawiła się potrzeba finansowania jego wydawania (magazyn był bezpłatny). Musieliśmy nauczyć się więc pozyskiwać sponsorów, przygotowywać newsletter i reklamy. Było to moje pierwsze doświadczenie w sprzedaży i zarabianiu w mediach.

To był moment, kiedy jeszcze na rynku nie było blogerów finansowych i trudno było zdobyć wiedzę o inwestowaniu – wybór był pomiędzy amerykańskimi stronami internetowymi i podstawowymi podręcznikami do ekonomii i finansów. Sądzę, iż to właśnie dlatego nasz magazyn gwałtownie przekształcił się w spółkę i zaczął być dla nas nie tylko świetną przygodą, ale także sposobem na zarabianie. Natomiast ja sama przez długi czas byłam redaktor naczelną magazynu.

W takim razie jak zostałaś ekspertką od surowców?

Tworząc treści do naszego magazynu, poszukiwałam swojej niszy, o której mogłabym pisać. Zauważyłam, iż treści surowcowe nie są często poruszane, dlatego zaczęłam się tym interesować. Pisałam o złocie, miedzi i ropie naftowej, ale wyszłam zdecydowanie szerzej z tematem. Zaczęłam tworzyć treści także o bardziej egzotycznych surowcach, takich jak kawa czy kukurydza, a choćby woda.

To był zbieg okoliczności, iż przeniosłam się z surowcami do świata inwestycji. Tak naprawdę praca znalazła mnie, ponieważ moja koleżanka pracowała w DM BOŚ i dom maklerski poszukiwał analityków do tworzonej wtedy platformy foreksowej – zarówno specjalistów od walut, jak i od surowców. Warto podkreślić, iż wtedy mało kto pisał o tym temacie, a moim atutem były publikacje w naszym magazynie, dlatego dostałam tę pracę. Zresztą, okazała się ona bardzo rozwijająca, rozwinęłam dzięki niej mój warsztat analityczny i pisarski. Zresztą, kilka później napisałam książkę o surowcach, która do dziś jest na rynku finansowym bestsellerem, a teraz przygotowuję jej trzecie wydanie.

Po tylu latach, jak traktujesz pracę jako analityczki – jako pracę na pełnym etacie czy może dodatek?

Na przestrzeni lat udało mi się wypracować pozycję eksperta na rynku surowców. Od lat jestem powiązana z DM BOŚ i regularnie piszę raporty surowcowe, jednak w ostatnich latach niemal cały mój wolny czas pochłania Girls Money Club i projekty związane z edukacją finansową. Tak naprawdę, jedno i drugie się ze sobą wiążą – z jednej strony, pozostawanie częścią branży inwestycyjnej daje mi kontakt z rynkiem i buduje mogą wiarygodność; a z drugiej strony, dzięki Girls Money Club, nie zamykam się w mojej zawodowej bańce i mogę robić rzeczy, które sprawiają mi niesamowitą radość.

Wspomniałaś o książce i masz też własne wydawnictwo. Czy planujesz w przyszłości pisać książki edukacyjne o inwestowaniu?

Uwielbiam pisać, dlatego jak najbardziej planuję i choćby już piszę taką książkę! Faktycznie chcę stworzyć serię edukacyjną o pieniądzach, bo przez cały czas widzę na to przestrzeń w Polsce. Wciąż mamy mało książek, które nie byłyby kalką doświadczeń amerykańskich. Dlatego mam w planach publikacje o inwestowaniu od podstaw, o tym jak tworzyć więcej niż jedno źródło przychodów czy jak zarządzać pieniędzmi na co dzień. Mam dużo tematów w głowie, ale teraz skupiam się na książce o tym, jak budować duże zarobki. Uważam, iż jest to teraz szczególnie ważna kwestia, bo wysoka inflacja w ostatnich latach i postępująca drożyzna dla wielu osób okazała się ciosem w ich jakość życia. I właśnie dlatego dbałość o swoje zarobki ma ogromne znaczenie.

Masz jeszcze inne biznesy?

W swoim życiu zawodowym miałam kilka firm, związanych z tworzeniem elastycznego życia oraz podróżami. Jeszcze przed pandemią prowadziłam bloga podróżniczego, jednego w języku polskim, a drugiego po angielsku. Tworzyłam choćby startup w branży turystycznej. Chciałam założyć platformę, na której można byłoby gwałtownie zarezerwować np. żaglówkę, miejsce na nartach czy choćby instruktora. Mieliśmy wtedy mały zespół i okazało się to ponad nasze siły, a ostatecznym ciosem w biznesy podróżniczo-sportowe okazała się pandemia. Ale było to świetne doświadczenie i czuję, iż tematy podróżnicze i tak w moim życiu będą wracać nieraz.

Teraz moje źródła przychodu są zróżnicowane i wiążą się one głównie z edukacją finansową. Pomijając pracę analityczną i pasywne przychody z książki, to dodatkowo prowadzę szkolenia, występuję na konferencjach etc. Nie należy zapominać również o kursach czy webinarach w ramach Girls Money Club.

Czy masz pomysły na kolejne biznesy?

Mam więcej pomysłów niż czasu [śmiech]. Chcę dalej rozwijać Girls Money Club, w tym roku chcę bardziej zacieśniać więzi z uczestniczkami. Zależy mi, aby to była społeczność zarówno online, jak i offline. Moim marzeniem pozostało projekt, który będzie dbać nie tylko o kobiece finanse osobiste, ale również o rozwój ich kariery zawodowej. Zarabianie i inwestowanie to system naczyń połączonych, dlatego edukacja powinna iść wielotorowo. O tym marzę.

Założyłaś Girls Money Club dedykowany kobietom, które chcą zarządzać mądrze swoimi finansami. Kiedy ten pomysł pojawił się w Twojej głowie?

Pomysł na Girls Money Club zaświtał mi w głowie po wielu rozmowach z koleżankami, przyjaciółkami, bliskimi mi kobietami. W czasie pandemii temat zarządzania własnymi pieniędzmi zaczął być „palącą kwestią” dla wielu osób, a moje koleżanki często zadawały mi pytanie, jak zarządzać swoimi finansami w niepewnych czasach, w co najlepiej inwestować. Powtarzając podobne porady, stwierdziłam, iż ewidentnie wśród kobiet obudziła się potrzeba otwartego mówienia o pieniądzach, i to nie tylko o domowym budżecie.

A już sam projekt Girls Money Club zaczął się od grupy na Facebooku, która miała dotyczyć inwestowania oraz zarządzania pieniędzmi. Na początku ustaliłam sobie, iż będę trzy razy w tygodniu zamieszczać posty, dzieląc się swoją wiedzą i przemyśleniami związanymi z inwestowaniem, przedsiębiorczością i pracą zdalną. Grupa rozrosła się szybko: po około dwóch miesiącach liczyła ona 2 tysiące kobiet, a w tej chwili jest już nas około 37 tysięcy.

Jednak grupa na Facebooku była dopiero początkiem. Zaczęła się tam tworzyć społeczność, kobiety zaczęły wymieniać się swoimi spostrzeżeniami, a ja dzięki tym rozmowom uświadomiłam sobie systemowe bariery, które sprawiają, iż rynek inwestycyjny nie jest dopasowany do kobiet. Dlatego później stworzyłam miejsce, czyli bloga, aby jeszcze szerzej dzielić się swoją wiedzą i stworzyłam dedykowany kobietom (ale nie tylko) kurs inwestowania od podstaw.

Zaczęłyśmy się też spotykać na żywo, jeździłam po całej Polsce, aby prowadzić spotkania z kobietami. Poszerzyłam swój zespół, aby też aktywnie prowadzić komunikację z tak dużą społecznością. Girls Money Club jest teraz dużym projektem edukacyjnym, a kobiety, które są w niego zaangażowane, mają niesamowite pokłady energii.

Konferencja Girls Money Club na GPW

Nawet razem słyszałyśmy takie hasła jak „giełda jest kobietą”, aby zachęcić płeć żeńską do inwestowania. Co myślisz o takich przedsięwzięciach?

Moim zdaniem instytucje mogą mało zrobić, o ile nie mają w swoich szeregach kobiet. Po pierwsze, choćby najbardziej empatyczny mężczyzna czasami nie wie, jakim językiem mówić do kobiet, bo po prostu nie siedzi w ich skórze. Kobiety mają też nieco inne od mężczyzn podejście do inwestowania, co czasem instytucjom umyka (na szczęście coraz rzadziej). Po drugie, polskie kobiety są słabo przebadane statystycznie w kontekście inwestowania. Dotychczas w bardzo niewielkim stopniu wiedzieliśmy, jak kobiety w ogóle chcą budować swoją niezależność finansową. Przecież wszelkiego rodzaju reklamy produktów inwestycyjnych są głównie kierowane do mężczyzn.

Wokół kobiecych tematów przez cały czas jest za dużo haseł, a w zbyt małym stopniu docieramy tak naprawdę do sedna problemu. Brakuje właśnie empatycznej rozmowy i wsłuchiwania się w potrzeby. Jednak sądzę, iż to się zmienia i rynek zaczyna dostrzegać kobiety. My lubimy zachowawczo podchodzić do inwestycji, dlatego pomaga tutaj coraz większa popularność ETF-ów (przyp. red. Exchange Traded Fund) czy obligacji. Coraz odważniej też poszukujemy ryzykownych inwestycji – ale zwykle dopiero wtedy gdy bezpieczną poduszkę finansową i długoterminowy portfel mamy już zbudowany.

O ile mówię tu głównie o kobietach, to moim zdaniem ogólnie wiele osób w Polsce wciąż nie inwestuje, podając za przyczynę brak odpowiedniej wiedzy o rynku finansowym. Dlatego najpierw trzeba przekonać, nie tylko kobiety, ale również mężczyzn, iż inwestowanie pomaga polepszyć swój status i zapewnić finansowe bezpieczeństwo oraz niezależność. Myślę, iż takiej retoryki brakuje na rynku – natomiast zbyt często pojawiają się wciąż obietnice szybkich i dużych zysków. Tymczasem inwestowanie to nie „gra”, to budowa strategii.

Niedawno zorganizowałaś dużą konferencję na GPW o inwestowaniu dla kobiet. Uważasz, iż faktycznie płeć żeńska będzie coraz chętniej inwestować, ale będzie również coraz częściej zasiadać w zarządach spółek?

Myślę, iż to może się zmieniać pozytywnie z kilku przyczyn. Po pierwsze, kobiety zaczynają faktycznie być coraz bardziej odważne w negocjacjach czy aplikowaniu na wyższe stanowiska.

Po drugie, jest coraz więcej związków partnerskich, a nie takich opartych o patriarchat. A to jest szalenie ważne, bo nie wyobrażam sobie aktywnej zawodowo kobiety, która ma czas na rozwój, bez wsparcia swojego partnera, zwłaszcza gdy mają dzieci. Im w większym stopniu nasz partner wspiera nas w codziennych obowiązkach, tym my mamy większą przestrzeń na rozwój osobisty.

Po trzecie, wyrównaniu szans zaczynają sprzyjać systemowe rozwiązania. Przykładem może być obecny trend ESG, który jest coraz popularniejszy i to też może prowadzić do zatrudniania większej liczby kobiet na wyższych stanowiskach. Choć może zająć jeszcze sporo czasu, zanim te proporcje w zarządach istotnie się wyrównają.

Czy uważasz, iż Polska na tle innych zagranicznych państw mocno różni się w temacie inwestowanie?

Nawet jakbyśmy miały porównać te dane, to one nie będą do końca reprezentatywne. Przede wszystkim, na Zachodzie zdecydowanie więcej osób inwestuje, zarówno mężczyzn jak i kobiet. Proporcje w Stanach Zjednoczonych są większe, choć to przez cały czas nie jest idealny podział. Dlatego wydaję mi się, iż w Polsce wciąż problemem jest fakt, iż społeczeństwo ogólnie mało inwestuje, a nasza wiedza o inwestycjach, może oprócz nieruchomości, jest dość mizerna.

Nasz rynek kapitałowy nie jest tak dojrzały jak chociażby amerykański. Na naszej giełdzie płynność może rozczarować wielu inwestorów. Jednak to się powoli zmienia, a wraz z popularnością ETF-ów inaczej patrzymy na inwestycje i budujemy portfel globalnie.

Jaką radę dałabyś kobietom, które myślą o swoim biznesie, ale przez cały czas mają obawy?

Rada, o której teraz wspomnę, zadziałała zarówno u mnie jak i moich znajomych, którzy zdecydowali się na własny biznes lub jakiekolwiek inne zmiany w życiu. A chodzi o testowanie swoich pomysłów z zaangażowaniem i otwartością na błędy.

Zanim założyłam Girls Money Club, sama stosowałam zasadę „zaangażowanych 3 miesięcy”. Bardzo często mając pomysł na biznes, odkładamy go na później. Tłumaczymy sobie, iż nie jesteśmy jeszcze na niego gotowe. Ale przecież tak naprawdę dopóki nie wyjdziemy z naszym pomysłem na rynek, to nie mamy pojęcia czy nasza idea w ogóle zadziała i na siebie zarobi. Dlatego w pierwszej kolejności powinniśmy stworzyć wstępny biznesplan i przez 3 miesiące pracować nad swoim pomysłem z zaangażowaniem, aby jak najbardziej wykorzystać jego potencjał.

Bardzo często już po miesiącu można stwierdzić, czy nasz pomysł na biznes sprawdzi się na rynku. W przypadku gdy nasza idea nie przyjmie się tak jak zakładaliśmy, to warto przeanalizować przyczyny tej sytuacji. Niestety dużo osób ma wiele świetnych pomysłów, których nie sprawdza, rezygnując z nich zbyt wcześnie albo odkładając działanie na „wieczne nigdy”. Dlatego nie możemy się bać testować, ale też musimy uczyć się na błędach. I zawsze trzeba pamiętać o przygotowaniu biznesplanu, który będzie dla nas jak mapa.

Warto przeczytać: Prowadzenie własnego biznesu jest wyzwaniem. Często jest się wyrzucanym ze strefy komfortu – rozmowa z Aliną Sztoch, CEO i Co-founderką marki Kubota

Idź do oryginalnego materiału