Rzeka pieniędzy z Niemiec

1 dzień temu

Niemiecka gospodarka kurczy się już trzeci rok. Strach przed tego konsekwencjami sprawia, iż rząd kanclerza Merza i czołowe firmy chcą dotychczasową oszczędność zastąpić rozrzutnością. Na początek da to Polsce okazję do jazdy na gapę, ale za kilka lat może nie być już tak wesoło.

„Początek został zrobiony” – powiedział kanclerz Friedrich Merz podczas swej konferencji prasowej w połowie lipca. Dodając, iż: „Zapoczątkowano proces naprawy, mający na celu wyciągnięcie Niemiec z recesji”.

Jak na razie efektów nie widać. Zamiast stałego wzrostu PKB mamy kolejne kwartały oscylowania wokół zera. Gdy w pierwszy kwartalne 2025 r. niemiecki Produkt Krajowy Brutto powiększył się o 0,4 proc., to już w następnym skurczył się od 0,3 proc. I tak jest od dawna. W efekcie bilans wychodzi na zero albo trochę poniżej. Według opublikowanej na początku września przez kiloński Instytut Gospodarki Światowej (IfW) prognozy w całym rok 2025, PKB Niemiec ma wzrosnąć aż o… 0,1 proc. Czyli ten wzrost lepiej mierzyć nie w procentach, ale promilach. To de facto oznacza trzeci rok stagnacji z rzędu.

Jednak aby sobie uzmysłowić, w jaką kabałę wpakowali się nasi zachodni sąsiedzi, warto sięgnąć po inny, bardzo dużo mówiący wskaźnik. Mianowicie ile dany kraj zużywa energii elektrycznej. Od kilku lat wzrost jej konsumpcji wiąże się z rozwojem najbardziej innowacyjnych gałęzi gospodarki. Prądu najmocniej łaknie już nie tylko przemysł. ale też klasyczne centra danych, zaawansowane modele sztucznej inteligencji, kopalnie kryptowalut, etc. Zatem w Chinach każdego roku konsumpcja energii rośnie o 6-8 proc., w Indiach nieco mniej, a w USA o ok. 3 proc. rocznie.

A teraz spójrzmy na Niemcy. Dziesięć lat temu kraj ten konsumował 595 miliardów kWh energii elektrycznej. Od tego czasu odnotowywano regularny spadek. W roku 2024 zużycie prądu wyniosło już tylko 462 mld kWh. To oznacza redukcję zapotrzebowania o ok. 22 proc. w jedną dekadę. Chyba nic lepiej nie obrazuje stałego staczania się po równi pochyłej. Gospodarka bez innowacji i z przemysłem odpływającym do Chin lub USA nie potrzebuje dużo energii elektrycznej.

Merz postanowił odwrócić ten trend, odblokowując „hamulec zadłużenia”, zapisany w Konstytucji RFN w 2009 r. Dzięki przyzwoleniu Bundestagu może zaciągnąć dodatkowe długi i w ciągu najbliższej dekady wydać 500 mld euro na „infrastrukturę i cele klimatyczne”. Zatem ruszy wielka modernizacja sypiących się: dróg, mostów, linii kolejowych, etc. Obok tego na inwestuje wygospodarowane zostanie jeszcze 631 mld euro z zasobów 61 największych niemieckich korporacji.

„Inicjatywę «Made for Germany» powołał do życia Christian Sewing prezes Deutsche Bank, Roland Busch prezes Siemensa, Mathias Döpfner prezes Axel Springer, oraz Alexander Geiser prezes FGS Global” – poinformował w oficjalnym komunikacie 21 lipca 2025 r. Deutsche Bank. Oczywiście nie trzeba mówić, iż kanclerz Merz powitał „Made for Germany” z otwartymi ramionami. Po spotkaniu z nim prezes Axel Springer (w Polsce właściciel m.in. tygodnika „Newsweek” i portalu „Onet”) Mathias Döpfner oznajmił: „Teraz wszyscy – polityka, biznes i społeczeństwo – muszą przekuć ten impet w realne działania”.

Rząd będzie inwestował w infrastrukturę oraz zmieniał prawo, żeby stało się przyjazne biznesowi. Największe korporacje sypną groszem na: innowacyjność, badania i przedsięwzięcia gospodarcze mające pomóc w konkurowaniu z USA i Chinami. Mobilizacja jest olbrzymia, bo niemiecka gospodarka musi się mierzyć z jednej strony z ekspansją chińskich firm (m.in. w branży motoryzacyjnej), a z drugiej z 15-procentowym cłem nałożonym przez USA na wyroby z UE.

Do festiwalu niemieckiej rozrzutności dodajmy jeszcze zbrojenia. Wedle analizy magazynu „Defense News”, gdy zsumuje się to, co planuje kanclerz Merz, otrzymamy 649 mld euro, które w ciągu najbliższych pięciu lat RFN wyda na zbrojenia i obronność.

A teraz przypomnijmy sobie światowy krach w 2008 r. i to, jak kanclerz Angela Merkel zorganizowała dwa pakiety stymulacyjne, na łączną kwotę 80 mld euro. Gdy tylko wpompowano jej w niemiecką gospodarkę, to w 2010 r. odnotowała ona wzrost PKB o 3,6 proc. Jednocześnie polskie PKB nagle wzrosło o 4 proc. Ten gospodarczy cud wydarzył się, gdy większość świata pogrążona była w recesji. Zastanawiając się nad korelacją obu przypadków pod koniec sierpnia 2010 r. „Financial Times” dywagował: „Wiele niemieckich zakładów przemysłowych kupuje części od producentów w Polsce, a gdy niemiecka gospodarka rośnie, w tej chwili w najszybszym tempie od blisko 20 lat, to ciągnie za sobą polską”. Generalnie Niemcy są dla Polski największym partnerem handlowym, co generuje mnóstwo gospodarczych powiązań. Poza tym wedle statystyk Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej jak na dziś działa w Polsce 8662 firm z kapitałem niemieckim. Większość najważniejszych dla RFN korporacji ma tu swoje interesy.

Zauważmy – piętnaście lat temu Angela Merkel rzuciła im na ratunek marne 80 mld euro. w tej chwili dźwignia finansowa, jaka zostanie użyta dla zatrzymania staczania się Niemiec po równi pochyłej, będzie wynosiła circa jedne bilion euro, albo i więcej. Zapowiada się więc bardzo obiecująca dla Polski jazda na gapę. To, iż Niemcy będą inwestować przede wszystkim u siebie, nie powinno w tym przeszkodzić. Wzajemne powiązania są zbyt głębokie. Zatem należałoby się spodziewać kilku całkiem miłych dla III RP lat. Jednak potem mogą zacząć się schody.

W planach kanclerz Merza trudno dostrzec próbę usunięcia przyczyn, z powodu których Niemcy znalazły się na równi pochyłej. Bogaty kraj zepchnęło na nią szereg czynników powodujących, iż w RFN prawie nie powstawały nowoczesne korporacje technologiczne typu: Google, czy Meta. Nie udawało się przyciągnąć najlepszych naukowców i kadr technicznych, wolących migrować do USA. Nie przezwyciężono biurokracji, a cyfryzacja państwa dopiero ma nastąpić. Siłę gospodarki oparto na eksporcie i technologiach, które narodziły się w ubiegłym stuleciu. To wszystko okraszono takim modele transformacji energetycznej, który uzależnił Niemcy od rosyjskich surowców oraz przyniósł dramatycznie wysokie ceny prądu.

Jeśli te słabości nie zostaną przezwyciężone, to za kilka lat skończą się pieniądze z pakietów stymulacyjnych, a słabości pozostaną. Wówczas może się okazać, iż jedynym, trwałym sukcesem będą inwestycje w zbrojenia. Tu Berlin ma wszystko potrzebne ku temu: bazę przemysłową, nowoczesne technologie, renomowane produkty i perspektywę na zbyt.

Gdyby bieg rzeczy tak się potoczył, wówczas w latach 30. tego stulecia Polska będzie sąsiadować na zachodzie z krajem straszliwie sfrustrowany tym, iż znów stacza się po równi pochyłej. Przy czym odwrotnie niż w tej chwili uzbrojonym po same zęby.

Idź do oryginalnego materiału