Zanim prasa do siana stała się kwadratowym stworem zaczepianym do ciągnika, który wypluwa równe – jak z fabryki – bele, upłynęło sporo wody w Missisipi czy Renie. Zaczęło się bowiem, jak wszystko w historii techniki rolniczej: od lenistwa i konieczności.
Tak jak starożytny człowiek wymyślił koło, bo miał dość dźwigania, tak i XIX-wieczny rolnik musiał w końcu stwierdzić, iż wrzucanie siana widłami na wóz, a potem zrzucanie go z powrotem do stodoły, to jednak nie jest szczyt rolniczej efektywności.
Tak narodził się pomysł, by siano związać w paczkę, czyli w belę – łatwą do przeniesienia, transportu i przechowywania. Jednak musiało jeszcze wiele lat i pokosów upłynąć, zanim siano luzem zamieniło się w kostkę.
Prasy jak katedry – czyli pierwsze maszyny do belowania
Początek przygody z prasowaniem siana to połowa XIX wieku. Wtedy to powstają pierwsze mechaniczne prasy, ale uwaga – nie wyjeżdżały one na pole, tylko były na stałe wbudowane w stodołę. I to nie byle jak, bo sięgały choćby trzeciego piętra strychu.
W tych potężnych konstrukcjach siłę ściskającą dostarczał koń lub muł. Zwierzak krążył jak planeta wokół słońca, unosząc potężny drewniany ciężar. Gdy siano znalazło się w komorze prasującej, ciężar spadał, ściskając trawę z mocą, której nie powstydziłby się współczesny siłownik hydrauliczny. Potrzeba było sześciu, czasem siedmiu takich „przydeptywań”, by uzyskać 150 kilogramową belę.
Prasy ruszają w teren
Z czasem prasom zrobiło się ciasno w stodole, więc zaczęły więc wychodzić na pole. Przenośne prasy zaczęły przypominać młocarnie – objeżdżały gospodarstwa i belowały siano rolnikom, którzy nie mieli własnych maszyn. Operatorzy kupowali siano luzem, prasowali je i od razu zabierali na sprzedaż. Sprytne, prawda?
Niektóre z tych przenośnych cudów techniki działały manualnie – dźwignie, zapadki, korby. W Pioneer Village w Minden (Nebraska) można dziś podziwiać prasę zbudowaną w 1863 roku przez niejakiego Pennistona z Missouri. Konstrukcja w pełni drewniana, obsługiwana manualnie, wymagała sporego zespołu. Ale jeżeli ludzie się przyłożyli, to można było wyprodukować choćby 72 bele dziennie.
Dla zapaleńców i fanów dbania o własna muskulaturę, firma Winona Fence Co. zaproponowała wersję dla samotników. Winona Common Sense Hand Power Hay Press (jakże piękna nazwa) była maszyną, gdzie wystarczyła jedna osoba i trochę pary w łapach, by sprasować siano.

Koła zębate, wały i… koń przez cały czas obecny
Pod koniec XIX wieku prasy przeszły prawdziwą transformację. Zamiast siły mięśni koła zębate i wały korbowe. Whitman Agricultural Co. wypuścił w 1880 roku New Rebound – poziomą prasę z tłokiem poruszanym przekładnią. Firma John Deere i wiele innych (łącznie około 30 firm) także dołączyły do prasowego wyścigu zbrojeń.
Jednak problem był inny – standardy. Bele wychodziły z tych pras w rozmiarach jak spod linijki… ale każda firma miała swoją linijkę. Jedna produkowała bele 14×16 cali, inna 18×22. I tak oto farmerzy dostawali paczki pasujące tylko do ich własnych magazynów.
Silnik wkracza do gry o bele
Na początku XX wieku konie poszły w odstawkę (choć nie od razu), a prasy zaczęły korzystać z silników. Prasa Burkett Motor Hay Press miała swój własny, odłączany silnik benzynowy i była to nie lada innowacja jak na tamte czasy. Siano przez cały czas podawano manualnie, a dwie osoby musiały wiązać bele drutem. Proces był powtarzalny, ale przez cały czas bardzo pracochłonny.

Rewolucja: prasa samowiążąca
I wtedy nadeszła prawdziwa rewolucja – prasa samowiążąca. Pomysł pierwszy: Innes z Iowa. Prasa wiązała bele sama, wykorzystując supłacz Appleby’ego z wiązarki zbożowej John Deere. Teoria piękna, praktyka mniej – maszyna się nie sprawdziła.
Wtedy na scenę wchodzi Edwin Nolt z Pensylwanii. Człowiek, który sprzedał młocarnię, kupił kombajn, a potem… zbudował swoją prasę, bo poprzednia nie działała. W warsztacie, zimą 1936/37, złożył cud techniki z części Fordsona, dmuchawy kowalskiej i kół od ciężarówki Willys Knight.
Efekt? Pierwsza na świecie komercyjnie udana prasa do siana z podbieraczem i automatycznym wiązaniem. Nolt gwałtownie zrozumiał, iż sam nie da rady produkować tych maszyn na skalę przemysłową, więc wszedł we współpracę z nowo powstałą firmą New Holland. Produkcja ruszyła w 1940 roku, a Nolt pozostał z firmą do końca życia.
I znów wracamy do punktu wyjścia?
W latach 50. XX wieku siano luzem przechodziło do historii. Prasy wiązały już sznurkiem, a nie drutem, a same maszyny stały się czymś normalnym na wielu gospodarczych podwórkach.
Historia zatoczyła koło – tym razem naprawdę okrągłe. A wszystko zaczęło się od lenistwa i potrzeby porządku w sianie.